57

2.7K 195 29
                                    


GABRIEL 

Szybko jednak orientuję się, że to fatalny błąd, bo twarz Stelli wykrzywia się z tak wielką rozpaczą, że przez chwilę martwię się, czy nie dostanie jakiegoś ataku paniki.

– Przestań tak mówić! Dlaczego mnie nie słuchasz? – krzyczy.

Przechodząca akurat korytarzem pielęgniarka beszta nas spojrzeniem za zakłócanie spokoju innych pacjentów, a sterczący za drzwiami ochroniarz znów zagląda przez okienko gotów przyłożyć mi przez łeb swoją pałką.

Wracam wzrokiem do mojej dziewczyny. Opuszki moich palców śledzą niewielkie skaleczenie na jej podbródku, które musiało powstać na skutek odpryśnięcia jakiegoś odłamku szkła.

– Słucham. Przepraszam – nucę uspokajająco. – Nie denerwuj się. Powinnaś odpocząć. – Chcę okryć ją dokładniej kołdrą, ale ona natychmiast szarpie ją ponownie w dół.

– Odbiło mi w tym ogniu.

W porządku, może potrzebuje wyrzucić z siebie to, co ją dręczy. Opadam więc na krzesełko obok jej łóżka i pytam:

– Co tam się stało?

– Od dawna nie wracałam pamięcią do tamtych wspomnień. Lata terapii pomogły mi zapomnieć, uwolnić się od ciężaru poczucia odpowiedzialności za śmierć ojca, ale tam... ten ogień, to parzące gorąco... wszystko wróciło – wyznaje. – Wspomnienia mnie sparaliżowały, zabrały z powrotem do przeszłości.

Zauważam, jak nerwowo skubie róg poduszki, więc ponownie sięgam po jej dłoń i zamykam ją w swojej.

– To całkiem naturalne, kochanie.

– Ale gdybyś tam po mnie nie poszedł... – Przygryza dolną wargę. – Nie wiem, czy bym się otrząsnęła.

– Zrobiłabyś to, gdybyś musiała, bo jesteś silna – przekonuję. – Ale tym razem nie musiałaś, bo ja byłem twoją siłą.

Stella spogląda na mnie spod rzęs.

– Na pewno nic ci nie jest?

Wciąż ma tę samą zaniepokojoną minę i wciąż miętoli dolną wargę, aż zasklepione rozcięcie otwiera się od nowa, zostawiając w kąciku jej ust kroplę krwi.

– Nic. Nie martw się.

– Tak bardzo się o ciebie bałam – ciągnie, jak gdyby mnie nie usłyszała. – Gdyby coś ci się stało...

Co za mały, uparty bachor. Piękny i uparty.

– Nie myśl o tym – namawiam, składając pocałunek na jej zaczerwienionym nadgarstku.

Nie chcę, żeby skupiała się na mnie, bo za każdym razem, gdy jej oczy uciekają na moje opatrunki zalewa się łzami.

Nie rozumie, że poparzona łapa czy szyja to nic w porównaniu z torturami, których doświadczyłem, gdy wpadłem na swoje podwórko i odkryłem, że nie wyszła z płonącego domu.

Jeszcze nigdy nie byłem tak spanikowany jak wtedy. Prawie oszalałem. Przysięgam. Jedna pierdolona sekunda dzieliła mnie od zapakowania w kaftan i wywiezienia do czubków.

A gdybym nie wydostał stamtąd Steli... Nie ma mowy, żebym wyszedł. Żebym się poddał albo przestał próbować.

– Jak w ogóle doszło do tego pożaru? – Jej głos wyrywa mnie z porąbanych rozmyśleń. – Rozmawiałeś z policją?

Zmuszam się, by wzruszyć ramionami.

Wciąż nie zdecydowałem, jak jej to wszystko wyjaśnić. Gliny spisały moje zeznania i zapewnili, że rozpoczną dochodzenie, by sprawdzić, czy pożar był skutkiem wypadku czy podpalenia. Słuchając ich, miałem ochotę jednocześnie walić pięścią w ścianę i zanosić się śmiechem.

Wątpię, żeby Davies i Taylor użyli tak banalnych technik wzniecania pożaru, by bez zostawić po sobie ślady. Gdyby nie byli ekspertami w swoim przestępczym fachu, już dawno siedzieliby w pace, a nie siedzą. Zresztą nawet jeśli trafi mi się policyjny geniusz, który odkryje, że to podpalenie w życiu nie powiąże ich z tymi kolesiami. Skurwysyny wszędzie mają plecy, potrzebaby czegoś wielkiego i rozprzestrzenionego na dużą skalę, żeby nie zdołali tego zatuszować.

– Tylko chwilę. Niedługo przyjdą przesłuchać też ciebie.

Zmusiłem ich, żeby zaczekali, aż odpocznie, ale skoro już się obudziła, pewnie zaraz wpadną tutaj ze swoimi żałosnymi notesikami.

Stella już otwiera usta, by coś powiedzieć, ale na szczęście od dalszych tłumaczeń wybawia mnie pojawienie się jej matki. Grace wchodzi do sali z kubkiem kawy, a na widok rozbudzonej córki cała się rozpromienia.

– Stella? – Porywa ją w objęcia i zaczyna powtarzać, jak bardzo się martwiła, aż w końcu też wybucha płaczem.

Niechętnie uwalniam dłoń Stelli i robię krok w tył.

– Zostawię cie z mamą. – Pośpiesznie cmokam ją w czoło. – Porozmawiajcie.

– Dokąd idziesz?

– Nie będę daleko. – Uśmiecham się na nutę przejęcia w jej głosie. Nie podoba jej się, że odchodzę. – Muszę wykonać kilka telefonów przez to zamieszanie.

A właściwie jeden.

Wychodzę na korytarz i sięgam do kieszeni po telefon. Na ekranie widnieje kilka nieodebranych połączeń od mojej matki i parę wiadomości od kumpli, którzy już usłyszeli, co się stało.

Ignoruję je, a potem odszukuję jeden konkretny numer i oddzwaniam.

– Gabriel? – Dobiega mnie irytująco zadowolone powitanie Daviesa. – Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że dzwonisz.

Bezwiednie zgniatam komórkę w garści, marząc by zamiast tego zmiażdżyć tak gębę Daviesa.

– Kiedy odbędą się te wyścigi i jakie są zasady? – warczę.

W tle rozlega się donośny rechot Taylora. Najwyraźniej i on słyszy naszą rozmowę.

– Moi przyjaciele niedługo przyślą ci szczegóły – odpowiada. Potem następuje chwila milczenia i... – Cieszę się, że tobie i Stelli nic się nie stało. Przez chwilę było naprawdę gorąco, co?

Sukinsyn. SU.KIN.SYN.

Zalewa mnie taka fala wściekłości, że wszystko wokół zasnuwa czerwona smuga.

– Zapłacisz mi za to. – To przysięga, której zamierzam dotrzymać.

Rozłączam się, dławiąc w sobie pragnienie roztrzaskania telefonu o ścianę. Potrzebuję kilku minut, zanim będę w stanie normalnie porozmawiać z mamą. Potem... Potem czeka mnie coś o wiele trudniejszego.

*****

I co Wy na to? Gabriel jednak uległ, podjął dobrą czy złą decyzję? 😁

Jest 01:17 czyli prawie jak wczoraj 🤣

Kolorowych snów 💕

THE LOVE BETWEEN USOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz