GABRIEL
– Dokąd jeszcze chciałabyś pójść? – Przykucam przed Amber, by wytrzeć jej policzek z resztek marmolady, którą umorusała się, jedząc pączka.
Pięciolatka przygryza opuszkę kciuka ozdobionego w świecący w ciemnościach pierścionek z przerośniętym motylem. Teraz cała jest niczym wróżka z bajki, ale dziwnym trafem wybiera sobie do zwiedzania najbardziej niebezpieczne i mroczne atrakcje w lunaparku.
– Na huśtawki. – Buja się na piętach, sprawiając, że falbany na jej sukience podskakują, jak gdyby ukrył się pod nią jakiś mały potwór.
– Które? – pytam.
Mały palec natychmiast wskazuje upatrzoną zdobycz.
– Te.
Ja pierdolę.
Gdy podążam za jej wzrokiem, moje oczy trafiają na dwie gigantyczne huśtawki zawieszone nad ziemią jakieś... jakieś od chuja metrów. Na dodatek obie bujają się tak zamaszyście i gwałtownie, że za każdym razem niemal zataczają salto nad zabezpieczającą je poręczą. Przypominają dwa huśtające się naprzemiennie młoty.
– Te? – powtarzam z niedowierzaniem.
Bo tak się składa, że właśnie wracamy z diabelskiego młyna, którego dziewczynki w jej wieku powinny się raczej... panicznie bać.
– Tak! Te! To muszą być te! – Amber podskakuje podekscytowana. – Inne są dla małych dzieci.
– No tak, faktycznie. Zapomniałem. – Zduszam w sobie potrzebę roześmiania się. – No to chodźmy.
Skoro moja siostra odziedziczyła po mnie uwielbienie do adrenaliny...
Ujmuję ją za dłoń i prowadzę do wybranej przez nią atrakcji.
– Znowu musimy czekać w takiej długiej kolejce?
Zdaje się, że niecierpliwość też ma po mnie.
– Niestety.
A kolejka ciągnie się w nieskończoność. Ludzie przed nami brzęczą jak rój jakiś hałaśliwych pieprzonych owadów.
– Nudzę się.
– Jeszcze się w niej nie ustawiliśmy.
Amber wznosi na mnie oczy.
– No właśnie, a ja już się nudzę.
Rozglądam się w mroku nocy, który w lunaparku rozświetla milion kolorowych światełek. Każdy elf, każdy, duch, każdy bajkowy miś jest nimi oblepiony, bo przecież cholernie łatwo byłoby przeoczyć stwora wielkości Hulka wyrastającego ci na drodze.
– W takim razie wybierz coś innego, a na te zabójcze huśtawki jeszcze wrócimy – proponuję.
Amber zastanawia się chwilę, przeskakując wzrokiem od atrakcji do atrakcji, a ja po cichu liczę, że być może teraz wybierze coś bardziej... przyziemnego. Chętnie przejechałbym się nawet na karuzeli kolorowych jednorożców stepujących w rytm jakiejś słodkiej do porzygania melodii. Poważnie.
– Tamto!
Nad jednym ze stoisk dostrzegam wielki kolorowy szyld wołający: ZŁAP SWOJĄ MASKOTKĘ.
Zabawa polegać ma na tym że tryliard różnych maskotek ustawionych na planszy co sekundę znika, chowając się w rozsianych na planszy dziurach, a twoim zdaniem jest... no złapać tego przeklętego pluszaka własnymi rękami. Jeśli uda ci się jakiegoś dopaść, jest twój jako zwycięskie trofeum.
Okej. Rozbrykane maskotki raczej nas nie uśmiercą.
– Poprosimy dwa – zwracam się do gościa sprzedającego bilety.
– Oba dla dorosłych – dodaje skrzat ledwo wyrastający zza lady.
Uśmiecham się i mrugam do faceta w czapeczce, na której siedzi koślawa małpa. Facet w mig rozpoznaje się w sytuacji i też posyła Amber uśmiech.
– Jasne że tak proszę pani. – Podaje nam nasze bilety. – Powodzenia na łowach.
Drugi facet pilnujący planszy z ruchomymi pluszakami objaśnia nam zasady i wręcza rękawice, które mają jeszcze bardziej utrudnić nam to komiczne zadanie. W końcu zerkam na moją małą siostrę.
– Gotowa? Zaczynamy na trzy – odliczam. – Raz...
– Trzy. – Amber klaszcze w dłonie napompowanymi rękawicami i rzuca się do walki z maskotkami.
Jej łapki poruszają się szybko, usiłując złapać każdą wynurzającą się z dziupli postać. Raz stara się dorwać psa, raz krokodyla, a raz krowę.
Ja oczywiście robię to samo, ale pluszowe skurwysyny chowają się naprawdę szybko. Gdy już wydaje mi się, że złapałem jakąś maskotkę, ta wymyka mi się z palców w ostatnim momencie.
– Szybciej – burczę do siebie pod nosem. – Szybciej.
– Wolniej! – krzyczy, Amber z groźnym grymasem.
No tak.
– Co za sukinsynstwo. – Pieprzony różowy pingwin ucieka mi z garści, nim zdążę zacisnąć palce na jego wypchanym watą gardle. W tle roznosi się znajomy chichot – Nie powtarzaj tego – ostrzegam.
Nie ma mowy, żeby pokonały mnie maskotki!
Kątem oka zauważam coś szokującego! Pięciolatka obok mnie właśnie wyrywa z jednej z dziupli ośmiornice z mackami we wszystkich barwach tęczy!
– Mam! – triumfuje, unosząc swojego pluszaka nad głowę.
Co jest, kurde? Czy ja właśnie przegrałem z dzieciakiem, wcale nie starając się dać mu fory?
– Brawo. Wygrałaś. – Czochram ją po włosach. – Ja odpadam. Poddaje się. – Robię krok w tył.
Mam zdecydowanie dość tej nierównej walki jeden na sto. W głowie mi się kręci od tych skaczących kolorów.
– Nie. Nie możesz, musisz wygrać maskotkę dla Stelli.
– Co?
******
Tym razem coś dla wielbicieli Amber. 60 rozdziałów za nami!😍 Czy nie wydaje Wam się, że trochę za bardzo pędzimy? 😂
Może przyhamujemy, czy chcecie następny? 😎
CZYTASZ
THE LOVE BETWEEN US
Teen FictionOna oddała mu serce, ale on wciąż nie potrafił wyrzucić ze swojego innej dziewczyny. Kiedy Stella zaczyna wierzyć, że jej związek z Gabrielem pokonał już wszystkie przeszkody i przegnał dzielące ich dotąd sekrety, niespodziewanie do życia Gabriel...