73

2.2K 161 21
                                    


STELLA

– Wypuście ją teraz. – Głos Gabriela przypomina trzaśnięcie grzmotu. – Ma wrócić do domu, inaczej nie dostaniecie tych pierdolonych pieniędzy! – W szale okłada pięściami kierownicę, a ja nie mogę nic zrobić. Mogę tylko patrzeć, jak przegrywa walkę z emocjami ku uciesze tych potworów trzymających mnie w sidłach. 

Starszy mężczyzna ponownie ujmuje mnie za gardło. Gdy szarpie moją głową w tył, uderzam o ścianę za moimi plecami, a on sięga po... po ten przeklęty nóż. Niewielki, srebrzący się w mroku złowieszczym połyskiem.

Przez ułamek sekundy, kiedy porusza dłonią, by musnąć czubkiem mój policzek, widzę w tym ostrzu własne obliczę.

– Stawiasz warunki? – Obraca scyzoryk raz za razem, nie odrywając go od mojej skóry. – Jesteś pewien?

Kraniec noża zatapia się w moim policzku, przecinając go, a z moich ust mimowolnie wyrywam się cichy krzyk.

– Nie – woła Gabriel natychmiast. – Przestań. Przestań!

Ten potwór trzymający na mnie łapy uśmiecha się tylko. Przesuwa kciukiem po boku mojej szyi, po dziko bijącym pulsie.

– Przywiedź mi pieniądze albo... – Czubek noża przesuwa się o centymetr, aż z małego nacięcia na mojej skórze zaczyna sączyć się krew.

Mrugam powiekami chyba za bardzo zszokowana, żeby poczuć cokolwiek, bo naprawdę nie czuję zupełnie niczego. To nie boli, jedynie łaskotanie czegoś ciepłego moczącego mi szczękę, uzmysławia mi, że ten drań mnie skaleczył

– Proszę. – Słyszę słowa Gabriela ponad dudnieniem w uszach. – Błagam. Nie krzywdźcie jej. – Znowu uderza pięściami o kierownicę.

– Ten ton o wiele bardziej mi się podoba – oznajmia wielbiciel noży, a zaraz potem chowa swoją zabawkę do kieszeni. – Dołącz do nas.

Gabriel po raz ostatni spogląda mi w oczy. W jego spojrzeniu jest tyle rozpaczy, że boję się zastanawiać, jak muszę wyglądać.

Nie chcę, żeby tu przyjeżdżał. Zbliżał się do tych zabójców. Kiedy się tu zjawi, będą mieli nas oboje, ale... nie mamy innego wyboru.

Jesteśmy niczym więcej niż mucha zaplątana w sieci pająka.

– Jadę po ciebie, Stella. – A sekundę później połączenie zostaje przerwane.

Nie. Wszystko na nic. Oni... mogą zrobić mu krzywdę, a ja nie zdołam ich zatrzymać. Nie mam jak i...

– A teraz grzecznie sobie na niego zaczekamy. – Coś wbija się w moja szyję tak szybko, że ledwie rozumiem, co się stało.

– Co to? – piszczę.

Strzykawka z igłą pojawia się w zasięgu mojego wzroku, a następnie zostaje rzucona w przeciwległy kąt pomieszczenia.

– Na wypadek, gdyby Gabriel chciał zrobić coś głupiego.

Co... Co on mi podał? Czy wstrzyknął mi truciznę?

Fala paniki przetacza się przez moje wnętrze, ale nie trwa to długo, bo nagle ogarnia mnie senność. Widok przed moimi oczami zaczyna mętnieć i mętnieć aż staje się tylko plamami.

Już prawie odlatuję porwana w objęcia ciemności, kiedy drzwi otwierają się ze skrzypnięciem. Wysoka tonąca w czerni postać wchodzi do mojej celi.

– Gabriel – próbuję powiedzieć, ale nie wiem, czy udaje mi się, choćby poruszyć ustami.

– Mam twoje zasrane pieniądze. Gdzie...? – Jego oczy przeskakują pomieszczenia, aż zauważa mnie w rogu. – Co jej zrobiliście?

Na moment krótki i ulotny obraz przede mną znów nabiera ostrości, a ja dostrzegam jak Gabriel jest nienaturalnie blady i zdyszany. Na granicy świadomości wiem, że to ze strachu o mnie i chcę mu powiedzieć, że wszystko jest w porządku, że musi być silny, ale nie daję rady. Moje wargi są równie sparaliżowane co reszta ciała.

– Ma miłe sny – mówi ktoś, a później zanosi się śmiechem.

I właśnie wtedy ciemna postać... Gabriel szarpie się w przód,

– Ty pierdolony... – Chyba robi zamach, bo chwilę później ktoś stojący obok niego zatacza się w tył.

– Wciąż nie nauczyłeś się pokory. – Mężczyzna wspierający dłonie na kolanach spluwa krwią na podłogę. – Pomogę ci – ogłasza i ktoś wtacza się do pokoju zaraz po tej wypowiedzianej dziwnie trwożącym tonem obietnicy.

Dwie inne rozmazane sylwetki i ten milczący mężczyzna rozpierający się dotąd na krześle zbliżają się do Gabriela, otaczają go...

Nie.

Jeden z mężczyzn zamierza się na Gabriela i choć udaje mu się zrobić unik i samemu trafić go w szczękę, wszystko, co dzieję się później jest niczym żywcem wyjęte z moich najgorszych koszmarów. Te postacie... kimkolwiek są dopadają do Gabriela, rzucają się na niego we trzech i zaczynają w niego uderzać. Raz za razem. Wciąż i wciąż od nowa.

Nie, nie, nie.

– Nie – szepczę. – Przestańcie.

Przestańcie!

Jednak nikt nie zwraca na mnie uwagi. Nikt mnie nie słyszy.

W końcu po wymianie ciosów trwającej być może kilka minut, a być może kilka godzin, mężczyźni popychają Gabriela na podłogę.

– O wiele lepiej ci u moich stóp. – Rechocze ten drań, który mnie tu zamknął. – Podobnie zdychał twój ojciec.

Na wspomnienie o ojcu, furia Gabriela, jakby roznieca się na nowo. Podrywa się z klęczek tak szybko, jakby właśnie nie pobiło go trzech zbirów i popycha ich szefa na ścianę. Udaje mu się zadać mu jeden, a może dwa ciosy, zanim tamci znowu go dopadają. Pociągają na podłogę, unieruchamiają i... Zaczynają od nowa go okładać.

Odgłosy walki wydają mi się stłumione, pochodzą z daleka, ale sprawiają, że moje serce zostaje zmiażdżone, aż w końcu to coś, co krąży w moich żyłach nie pozwala mi dłużej zachować przytomności i odpływam w niebyt. 

*****

THE LOVE BETWEEN US | ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz