84

2.3K 162 11
                                    


GABRIEL

– Jeszcze kawałek. – Prowadzę Stellę, lawirując w roztańczonym tłumie studentów. Jej plecy przywierają do mojego torsu, gdy owijam ramię wokół jej talii.

Z każdym krokiem dobiegają mnie jej ciche, oskarżycielskie burknięcia, ale nie daję się nabrać. Wiem, że tylko udaje obrażoną, bo kiedy tylko oznajmiłem, że mam niespodziankę i nakazałem jej zamknąć oczy, uśmiechnęła się na ułamek sekundy.

– Proszę, powiedz, że nie zrobiłeś znowu czegoś szalonego. – Okręca głowę i trąca nosem mój podbródek, wciąż zaciskając powieki.

Szczerząc zęby w uśmiechu, przesuwam ustami wzdłuż jej pomalowanego kolorowymi farbami policzka.

– Tylko troszeczkę. – Zatrzymuję ją tuż przed wielką ścianą sali balowej. – Spójrz, co widzisz?

Stella trzepocze rzęsami, oswajając się z panującym w pomieszczeniu półmrokiem.

– Twoje rysunki. – Jej wzrok przebiega wzdłuż upiornych szkiców. – Ale je już widziałam. Pomagałam ci w nich.

Odrobina dumy pobrzmiewająca za jej tonem sprawia, że wzbiera we mnie rozbawienie.

– Tak, wiem, rysowałaś krzywe kółka. – Przygarniam ją ciaśniej w swoje objęcia. – Przyjrzyj się temu jeszcze raz.

Stella marszczy się cała niczym sfrustrowany mops.

– Nie rozumiem. Na co mam patrzeć?

Kiedy ona wciąż próbuje wyłapać coś nowego na przyklejonych do ściany płótnach, ja niepostrzeżenie zapalam zaczepioną pod sufitem lampę fluorescencyjną.

– Na to – mruczę.

W kolejnym momencie spośród zalanych dotąd ciemnością rysunków, pod wpływem specjalnego oświetlenia wyłania się coś nowego. Dodatkowy niemal niewidzialny w zwykłym świetle rysunek. Szkic dwóch zatopionych w ciemnych długich płaszczach postaci uchwyconych profilem, zmierzających w nieznanym kierunku pośród wszystkich tych przerażających stworzeń i... koślawego ślimaka będącego dziełem Stelli.

– Gabriel. – Jej głos staje się niepokojąco ochrypły, gdy stawia krok w przód, najwyraźniej rozpoznając obie te postacie i ich zwrócone bokiem twarze.

Bo tak się składa, że to nasze twarze. Ona i ja stoimy tam pośród tych dziwacznych, potwornych istot namalowani na wzór tego, za kogo dziś się przebraliśmy. To dlatego musiałem wyciągnąć od Nikki, za kogo Stella ma zamiar się przebrać. Inaczej mój pomysł niekoniecznie by wypalił.

A teraz... przyglądam się, jak wyciąga dłoń i przesuwa opuszkami wzdłuż okrytych płaszczem nocy postaci. Kilka osób tańczących na parkiecie nieopodal wzdycha, szepcząc coś między sobą, a mnie nagle przeszywa nerwowa energia.

Ściska mnie w żołądku, jakby to był mój pierwszy raz, kiedy próbuję zaimponować czymś dziewczynie. Jakby to była moja pierwsza dziewczyna.

– Podoba ci się? – pytam cicho.

Serce wali mi jak pojebane, a ja wyzywam się w myśli od żałosnych mięczaków.

A potem Stella okręca się, wprawiając w ruch swoją czarną suknie i frunie do mnie. Poważnie, prawie frunie.

– Jest cudowne. Niesamowite. – Wpada na mnie niczym mały czołg i zaczepia palce na mojej szyi. – Kiedy to dorysowałeś?

– Przed balem. Lubią mnie tutaj. Zwłaszcza pan Larson.

Z jej gardła wymyka się krótki chichot.

– Dziękuję. – Przesuwa dłonią po moim policzku cała rozpromieniona. – Czy mogę liczyć, że zaprosisz mnie do tańca?

Wedle jej życzenia skłaniam się nisko, wyciągając ku niej rękę.

Stella unosi skraj swojej postrzępionej sukni i wykonuje dostojne dygnięcie, a następnie układa palce w moich. W kolejnej chwili oboje wirujemy na parkiecie w rytm płynącej z głośników muzyki.

Wokół nas tańczy mnóstwo innych par, ich ciche rozmowy mieszają się z brzmieniem melodii. Trochę zbyt łzawej jak na mój gust, ale trudno byłoby tańczyć walca w rytmie rocku, więc...

Zdaje się, że muszę podziękować mojej mamie. Dawno temu, kiedy byłem zaledwie dzieciakiem zmusiła mnie do ćwiczenia z nią walca. Ona była przekonana, że w przyszłości będę jej wdzięczny za te lekcje, a ja chciałem strzelić sobie w łeb, jednak dzisiaj okazuje się, że miała rację. Dzięki niej mogę odtańczyć ze Stellą ten dziwaczny taniec i... nigdy nie powiedziałbym tego głośno, ale to właściwie całkiem miłe uczucie.

Jest... kojące.

– Pięknie wyglądasz – wyszeptuję do jej ucha, a ona wtula się we mnie jeszcze mocniej. – Pasuje ci ten mroczny wizerunek pani śmierci. Hipnotyzujesz samym spojrzeniem, nie mówiąc już o tej seksownej reszcie. – Dodaję, sunąc kciukiem wzdłuż jej kręgosłupa. Powoli, łagodnie. Nie przerywając ani na sekundę kołysania się z nią w rytm miłosnej ballady.

Stella prycha, ale kiedy moje palce docierają do skraju rozcięcia jej sukni na dole pleców, wstrząsa nią zdradziecki dreszcz.

– Dupek – chrypi. – Trzymaj ręce wysoko. To walc, a nie gra wstępna na parkiecie.

Jasne, prawie wierzę, że jej się nie podoba.

I że wcale, a wcale nie ma ochoty na więcej perwersji w tej zaciemnionej, parnej sali. 

THE LOVE BETWEEN US | ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz