Rozdział 3 (wspomnienie)

2.5K 140 18
                                    

 *PIOSENKĘ WŁĄCZCIE JAK POWIEM*

-Mamo! Wychodzę – krzyknęłam, schodząc po schodach. Był to pierwszy poniedziałek po feriach.
Nie usłyszałam odpowiedzi, bo wybiegłam z domu niczym torpeda. Zostało mi 10minut to rozpoczęcia lekcji. Czy zdążę? Zapewne nie.

-Cholera! - syknęłam. Wsiadając do autobusu pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to kontrolerzy. Przeszukałam całą torbę w poszukiwaniu nieszczęsnego bilety. 

- Bileciki - usłyszałam nad sobą. Spojrzałam z lekkim uśmiechem na trochę starszą panią. - Bileciki. - powtórzyła trochę ostrzej. 

- Nie mam - powiedziałam cicho.

Kobieta popatrzyła na mnie zirytowana. Zaczęła coś notować w zeszycie.
No to pięknie. 100zł w dupie, pomyślałam.
Po chwili autobus stanął, a zanim ktoś się obejrzał pędziłam chodnikiem w stronę dziedzińca szkoły. Pech chciał, że przed wejściem musiałam się z kimś zderzyć. Pięknie.

- Patrz jak chodzisz, poczwaro! – usłyszałam.

- Poczwaro? – zapytałam, wstając. – I kto to mówi! To ty na mnie wpadłeś!

Przede mną stał chłopak w moim wieku. Kojarzyłam go ze starszych klas. Czasami, mieliśmy razem WF nic więcej.

- Ugh, nie będę się kłócił z gówniarą – warknął i odszedł.

- Debil – mruknęłam i weszłam do szkoły.

Byłam nieźle wkurzona, wbiegłam szybko na swoje piętro i usiadłam na parapecie. Spóźniłam się na pierwszą lekcję, więc postanowiłam poczytać trochę opowiadań.  Uwielbiałam to robić w wolnym czasie. Sama też jakieś tworzyłam, jednak moim zdaniem nie były wystarczająco dobre, żeby pokazać światu.

***

Byłam już na 3 rozdziale, gdy zadzwonił dzwonek, zwiastujący koniec lekcji.

- Rosemarie! – usłyszałam piskliwy głosik. - Chodź no tutaj, do swojej psiapsi! – powiedziała Liss.

Lissa to moja przyjaciółka. Ma blond włosy, które falami opadają jej na ramiona. Do tego niebieskie oczy, które hipnotyzują, każdego faceta. Dziś ubrana była w czarne rurki z dziurami na kolanach i tego samego koloru crop top.
Uśmiechnęłam się do niej i uściskałam na przywitanie.

- No to gdzie moja szlama, włóczy się rano? – zapytała, gdy szłyśmy w stronę szafek.

- Wiesz.. Zaliczyłam mega, gorącego faceta, kilka ulic dalej – dziewczyna popatrzyła, mnie z otwartymi oczami. – Żartuje przecież. – powiedziałam dając jej kuksańca w bok.

- A już myślałam, że bawisz się beze mnie. – próbowała, udawać smutną.

Pokazałam jej jedynie język bo ponownie usłyszałyśmy dźwięk dzwonka.
Chemia.

***

   Kierowałyśmy się właśnie, z Liss na stołówkę, gdy nagle poczułam, jak ktoś łapie mnie w pasie. Krzyknęłam cicho jednak, po chwili usłyszałam śmiech. Odwróciłam się i zobaczyłam Luke'a. To mój przyjaciel, znamy się od dziecka. Jest wysoki, ma czarne jak smoła włosy i brązowe oczy. Gdyby nie to, że jest gejem, na koncie miałby już nie jedną laskę.

- Witaj kaszalocie.

- Kaszalocie? – popatrzyłam, na przyjaciela pytająco. Na co usłyszałam tylko stłumiony śmiech Liss.

- No tak, postanowiłem dać Ci jakieś przezwisko, Rose jest takie nudne. A kaszalot idealnie pasuje – uśmiechnął się do mnie.

- W takim razie, witaj zgredzie – uśmiechnęłam się sztucznie.

-Zgredzie? – tym razem, on zadał pytanie.

 W odpowiedzi tylko wzruszyłam ramionami.

What do you mean |Ch.L|Where stories live. Discover now