2#34.

4.1K 338 17
                                    

-Jeszcze raz to samo.- mówię do barmana podnosząc głowę znad kolejnego pustego kieliszka. Naprawdę alkohol jest w tym momencie jedynym racjonalnym pomysłem na rozwiązanie moich problemów. Może nie zmiejszy to kwoty do spłaty, ale przynajmniej pozwoli mi o tym zapomnieć choć na ułamek sekundy.

-Chłopak? - pyta przystojny szatyn napełniając moje szkło przezroczystą cieczą. Czy zawsze musi chodzić o chłopaka!? Oczywiście, że nie. Szczególnie wtedy gdy się go nie posiada.

-Kredyt. - odpowiadam wzdychając bawiąc się pustym kieliszkiem w dłoni i stukając paznokciami o jego szklaną powłokę.

-Kiepsko. - przyznaje chłopak i podaje nowym klientom zamówione kufle piwa, po czym przeciera szmatką swój idealnie czysty blat.

-Taa...- wzdycham i biorę kolejny łyk swojego trunku, po czym mój wzrok ładuje na parkiecie. Dostrzegam tam jedynie dziesiątki nietrzeźwych, spoconych ciał ocierających się o siebie, czyli nic nadzwyczajnego.

-Jestem Zedd. - przedstawia się chłopak stojący za barem wysyłając mi lekki uśmiech.

-Ally. - odpowiadam i delikatnie ściskam jego dłoń.

-Może chciałabyś zatańczyć?- pyta zerkając w stronę tłumu.

-Szczerze to wolałabym się napić.- mówię zgodnie z prawdą, na co chłopak szeroko się uśmiecha i stawia przede mną butelkę szampana.

-Na mój koszt. - mówi szczęśliwy i otwiera butelkę która będzie moim lekiem, moim ukojeniem w tej trudnej sytacjii.

***

Następnego ranka budzę się z ogromnym bólem głowy. W tym momencie nie mam nawet siły otworzyć oczu. Nie pamiętam, absolutnie nic z wczorajszego wieczoru, ponieważ film urwał mi się w momencie gdy wyszłam z domu.

Wkońcu decyduję się otworzyć oczy i zetknąć ze światłem dnia. Odrazu zauważam, że nie jestem w swoim łóżku, ani domu. Nie mam pojęcia gdzie ja wogóle jestem! Przecieram oczy rękoma i podnoszę się do pozycji siedzącej oglądając pomieszczenie w którym się znajduję. Jest ono mi kompletnie obce, zupełnie niezajome.

Kiedy mój spada w dół orientuje się, że moje ubrania leżą na podłodzę, a ja jestem zupełnie naga. Z całych sił pragnę przypomnieć sobie co kolwiek z wczorajszego wieczoru, niestety bez większego skutku.

W pewnym momencie słyszę ciche skrzypienie schodów, a po chwili do pokoju wchodzi wysoki szatyn z tacą na którym ma ciemne tosty.

-Cześć jak się spało? - pyta chłopak, a ja okrywam się kordłą i patrzę na niego ze zdziwieniem. Ja go nie znam, kim on do cholery jest?- Pamiętasz mnie? - pyta z uśmiechem, a ja tylko zaprzeczam głową.- W sumie to logiczne...dużo wypiłaś. - przyznaje chłopak, a ja łapię się za głowę w której czuję małe pulsowanie.

-Nic nie pamiętam...- przyznaje wzdychając na co chłopak cicho się śmieje i podaje mi ubrania, abym mogła się ubrać. - Czy zrobiłam coś głupiego? - pytam ubierając na siebie części garderoby.

-To zależy co uznajesz za głupie.- mówi podając mi tabletkę przeciwbólową i szklankę zimnej wody.

-Przespaliśmy się racja? - pytam, a on uśmiecha się do mnie cwaniacko.

-A jak myślisz? Czemu obudziłaś się bez ubrań? - pyta, a ja nagle czuję ogromne wyrzuty sumienia. Nie powinnam tego robić, tym bardziej z jakiś obcym facetem. Wydaję mi się jakbym zdradziła Caluma, to dziwne, ponieważ nie jesteśmy nawet razem. Postapiłam jak zwykła szmata zostawiając Caluma z Darcy, a sama włucząc się po mieście.

-Muszę wracać do domu. - mówię oznajmująco i wkładam swoje ulubione buty.

-Świetnie się bawiłem. - mówi kiedy kieruję się w stronę drzwi. Jego słowa powodują, że czuję obrzydzenie do swojej osoby...zachowałam się jak dziwka, a nie przepraszam...
zachowałam się jak kurwa, ponieważ dziwcę się płaci za sex, a kurwie nie.

Jak najszybciej wychodzę z jego mieszkania i zatrzaskuję za sobą drzwi. Jestem idiotką.

-Co ja zrobiłam? - pytam samą siebie szeptem. Jaki ja przykład daje niby Darcy? Ona jest tylko dzieckiem, powinna mieć dwojga kochających, normalnych rodziców.

Wyjmuję z kieszeni swój telefon i zauważam, że mam mnóstwo nie odczytanych wiadomości od Cala.

Calum : Gdzie jesteś?

Calum : Wracaj do domu.

Calum : Ally nie ignoruj mnie!

Calum : Martwię się!

Calum : Darcy o ciebie pyta.

Calum : Już po północy wracaj!

Calum : Wszystko w porządku?

Calum : Ally!

Calum : Mam pracę, co mam zrobić z małą?!

Calum : Wiesz co...pieprz się.

Jest na mnie zły. Przeze mnie Calum zaniedbuje swoje obowiązki. Kiedy on się o mnie martwił, ja pieprzyłam się z jakimś obcym facetem...poprostu zajebiście!

Naprawdę nie chcę, aby Zayn był zły na Caluma przez to, że jestem tak głupia. Najszybciej jak mogę łapię taksówkę i jadę pod firmę Malika, aby usprawiedliwić Cala.

***

Po kilku mintach byłam już pod drzwiami gabinetu Zayna z którego było słuchać dziecięcy głos. Czy on przywiózł Darcy do pracy?! Długo się nad tym nie zastanawiałam i weszłam do środka.

To co zobaczyłam przeszło moje najśmielsze wyobrażenia. Rzeczywiście Darcy tu była i uciekała przed goniącym ją Zaynem. Przypuszczam, że Calum zostawił ją pod jego opieką. Miło z jego strony, że postanowił się nią zająć. Uśmiechnęłam się delikatnie na ten widok i po chwili zostałam zauważona przez tą dwójkę.

-Mama! - krzykneła uradowana, podbiegając do mnie i rzucając mi się na szyję.

-Hej. - powiedziałam cicho zerkając na Zayna.

-Śmierdzisz mamo... - powiedziała do mnie Darcy. Tak rzeczywiście, zapach alkoholu ze mnie nie wyparował.

-Idź porysuj przy biurku Darcy, ja muszę sobie porozmawiać z twoją mamą. - mówi Zayn nie odrywając ode mnie swojego wsciekłego wzroku.

Już teraz wiem, że ta rozmowa nie będzie należała do najprzyjemniejszych.

Heejka!

Dawno nie było rozdziału prawda? Widzicie...jednak żyje. Po prostu mam dużo na głowie i rozdziały w dalszym ciągu będą nie regularne.

Lecę pisać kolejny rozdział, więc nie będę się rozpisywać.

Pozdrawiam xx

Real Love || H.SKde žijí příběhy. Začni objevovat