Rozdział IV: Zatańcz albo giń

330 52 362
                                    

Jak zwykle polecam włączyć muzykę z mediów, zwłaszcza od drugiego fragmentu^^

....................................................................................

 Autobus co chwila zwalniał i przyspieszał, kiedy jechałam nim razem z Vic w burgundowej sukience, Alex w złotym kombinezonie i Willem... wyraźnie nie w sosie. Spomiędzy roztrzepanych chmur wychynął wklęsły, szczerzący się do nas księżyc, który bacznie obserwowałam przez okno.

– Nadal nie wiem, po co tam jedziemy – mruknął chłopak. – To jakaś koszmarna pomyłka.

– Wyluzuj – powiedziała do niego Alex, przeciągając kolejne sylaby. – Nie zawsze musisz być taki spięty.

– Nie podoba mi się to wszystko. – Spojrzał wymownie za okno. – A przecież wiecie, że jestem wyrocznią.

Will lubił mówić o sobie, że jest wyrocznią, głównie z tego względu, że było to równoznaczne zaakceptowaniu jego wszechwiedzy. Jednakże, choć przyznawałam to niechętnie, mój przyjaciel faktycznie posiadał wybitnie trafną intuicję. Rok temu dwa dni krakał, że pani Miller zrobi niezapowiedziany sprawdzian z ostatnich miesięcy i faktycznie się go doczekał. Ponadto miał niezłego nosa do rozpoznawania ludzkich charakterów. Kiedy podczas dodatkowych zajęć z biologii poznałam w miarę fajnego chłopaka, od razu wyczuł, że coś z nim nie tak. I co się okazało? Koleś kłamał na prawo i lewo, pewnie nawet wtedy, gdy spał. W ten oto sposób nauczyłam się wierzyć przeczuciom Willa.

Dlaczego Christopher cieszył się, że go nie pamiętałam? To zupełnie nie pasowało do mojej teorii skrzywdzonego znajomego, którego przypadkiem zapomniałam. Blondyn zdawał się bawić w najlepsze, całkiem jakby trzymał wysoko w górze słoik z ciastkami, którego za wszelką cenę chciałam dosięgnąć.

Na początku zamierzałam przyjąć jego zaproszenie, żeby nie wyjść na zołzę. Teraz planowałam właśnie nią być. Przycisnąć Christophera, zdobyć to, czego potrzebowałam i wrócić do spokojnego życia.

– Godzina i spadamy stamtąd – zadecydowałam.

– Nie rozumiem was, ludzie. – Alex pomachała rękami przed naszymi twarzami. – Jedziemy na prawdopodobnie najlepszą imprezę roku, a wy macie smętne miny.

Zacisnęłam usta.

– Po prostu... Coś mi w tym Christopherze nie pasuje.

– O, widzisz. Właśnie dlatego nie chciałem, żebyśmy jechali – podsumował Will. – Jak ja was wszystkie obronię?

Alexandra zmierzyła go zirytowanym spojrzeniem.

– Ej, sama umiem się obronić. Specjalnie na dzisiejszą noc zaostrzyłam paznokcie. – Pokazała je nam i rzeczywiście, nie chciałabym się na nie nadziać. – Poza tym pamiętasz, jak w poprzednim roku kopnęłam Jasona w kostkę? Przez tydzień chodził z siniakiem.

Skrzywiłam się.

– Czterech Christopherów nie pokopiesz, Alex. Koleś ma taką sylwetkę, że jego ulubionym miejscem na bank jest siłownia – odparłam.

– Ja tam wolę spróbować, niż siedzieć kolejny wieczór w domu. A do tego jesteśmy w czwórkę! W grupie siła!

Vic uśmiechnęła się zza ekranu telefonu, choć nie skomentowała słów siostry. Nie potrafiłam stwierdzić, czy ten drobny gest zawierał więcej aprobaty, czy jednak pobłażania.

Autobus zatrzymał się przy parku. Nienamacalna, długa szpila przebiła moją czaszkę. Syknęłam ledwo słyszalnie.

Ciemny park, ścieżka... Noc, migające... Latarnie?

Znaki Dusz. Odrodzenie [W TRAKCIE ZMIAN]Where stories live. Discover now