Zawsze.

11 0 0
                                    


Siedziałam na płycie nagrobka. Nade mną górowała sylwetka potężnego anioła. Na grobie nie paliły się żadne znicze, jedyny jaki się tam znajdował był stłuczony i brudny. Żadnych wieńców, wiązanek, wazonów, ozdób. Ktoś dawno o nim zapomniał. Albo wszyscy, którzy o nim pamiętali podzielili losy osoby pod marmurową płytą.
Był chłodny, listopadowy wieczór. Na pobliskich wierzbach nie było już śladu po letniej zieleni. Wszystko wydawało się poddać jesiennej melancholii. Szare niebo, szare nagrobki, szara kostka na ścieżkach, szare kwiaty, szara nicość. Westchnęłam i zaczęłam nucić jakąś melodię. Nie wiem skąd ją znałam. Czy może w ogóle jej nie znałam, tylko ją sobie wymyśliłam. Patrzyłam na ciężkie chmury przysłaniające gwiazdy i księżyc. Jestem pewna, że w takie wieczory jak ten nawet gwiazdy byłyby szare i ponure. 

Dostrzegłam postać przechodzącą nad ogrodzeniem. Zwinnie przeskoczyła przez wysoki mur i zaczęła się rozglądać. Dostrzegłszy mnie od razu skierowała się w moją stronę. Jedyne źródło ciepła w krainie umarłych. Jedna żywa jednostka. 

- Cześć - przywitał się i ściągnął kaptur. Jasne kosmyki od razu opadły mu na oczy. Mimowolnie się uśmiechnęłam. Jakbym bardzo dobrze znała ten proces. Może znałam...

- Siadaj koło mnie - powiedziałam robiąc trochę miejsca na płycie. - Nagrzałabym je ale sam rozumiesz - uśmiechnęłam się. Odwzajemnił uśmiech, ale oczy pozostały smutne. Usiadł tuż przy moim boku, uważając by mnie przypadkiem nie dotknąć. Jeśli można to tak nazwać. 

- Przyniosłem coś dla ciebie - powiedział sięgając do kieszeni kurtki. Wyjął z niej kilka kartek i zaczął rozkładać przed nami. To były zdjęcia. Nasze. Zaledwie kilka fotografii. Przyglądałam się im zafascynowana. Na jednej siedzieliśmy razem przy stole i śmialiśmy chyba z najśmieszniejszego żartu na świecie. Na innej trzymaliśmy się za ręce. Ostatnia spodobała mi się najbardziej. Zrobił ją ktoś siedzący naprzeciwko nas. Miałam ładnie uczesane włosy. On krawat. Zarzucałam mu ręce na szyje i uśmiechałam się szeroko, patrząc w jego oczy. On wpatrywał się we mnie jakbym była najcudowniejszą rzeczą na świecie. Nie wiem czemu pomyślałam o karmelkach w czekoladzie. 
Odwróciłam się do mojego towarzysza.

- Chyba byliśmy szczęśliwi.

- Tak ... - odparł smutno. Tak bardzo chciałam coś powiedzieć. Albo chociaż złapać za rękę, ale nie mogłam. Wpatrywałam się w zdjęcia i choć widziałam na nich siebie to nie mogłam się utożsamiać z tą dziewczyną o jasnych oczach i szczerym uśmiechu. To już nie byłam ja. Nie pamiętałam ani sekundy z mojego życia. Nie pamiętałam uczuć jakimi darzyłam tego chłopca. To straszne. 

- Kocham Cię - powiedział nagle. - Wiem, że niczego nie pamiętasz. Wiem, że to nie ma sensu, ale nic na to nie poradzę. Kocham Cię i będę kochał już zawsze. 

Gdybym mogła płakać, na pewno wylałabym w tamtej chwili cały ocean łez. Dlaczego to się musiało tak skończyć? Dlaczego to musiałam być ja? Czemu to my zawsze musieliśmy mieć pod górkę?

- Maks. Chciałabym pamiętać, co do Ciebie czułam. Chciałabym cofnąć czas, nigdy nie wsiąść do tego pociągu i być z Tobą do końca życia. Ale nic z tego. Jedyne o co mogę Cię teraz prosić to żebyś żył. Niech choć jedno z nas nie zmarnuje tej szansy. Spełnij nasze marzenia, te o których mi opowiadałeś. Nasze plany. Nadal możesz to wszystko zrobić!

- Nie chcę tego robić bez ciebie! - krzyknął ze łzami w oczach. - Nie rozumiesz, że bez Ciebie to nie ma sensu? Nic nie ma teraz sensu. 

- Ale ja jestem przy Tobie cały czas.

- Bzdura... Jesteś tylko tu. 

- A serce? 

- Nie mam serca. Umarło razem z Tobą. 

- To jak możesz mnie kochać?

- Nie wiem ... Ja... To po prostu część mnie, musiałbym sobie wydrapać duszę. 

Patrzyłam przed siebie na smutne nagrobki. Na cienie przechadzające się między alejkami. Tu już nie było nic. 

- Maks...

- Jane, muszę iść - powiedział i wstał. - Nie mogę tak żyć. Nie mogąc cię dotknąć, przytulić, złapać za rękę. To zbyt trudne. 

Odszedł zostawiając mnie i zdjęcia na zimnym nagrobku. Nie zatrzymywałam go. 

Więcej nie wrócił. 


Listopad cmentarz pusty

deszczu zimna lura 

- to straszne - ktoś mówi

przestać kochać zmarłego dlatego że umarł

several short storiesWhere stories live. Discover now