Rozdział 29

6.7K 395 8
                                    

Gdy pół godziny później wróciliśmy już do namiotu, Simon spał.

Nie mam pojęcia o co chodzi, co zrobiłam, że brunet jest wobec mnie taki obojętny, ale zaczyna mnie to cholernie martwić. Parker nigdy taki nie był, nawet jak byłam okropną suką, ani gdy się kłóciliśmy. Dosłownie nigdy.

Tom widząc moją minę, bez słowa mnie objął, przytulając moją głowę, do swojej klatki piersiowej. Oddałam uścisk, oplatając ręce wokół jego brzucha, bo naprawdę potrzebowałam teraz kogoś przytulić.

- Już dobrze, mała. Wszystko wróci do normy. - słowa szatyna, podciągnęły mnie na duchu, więc już po chwili odsunęłam się od przyjaciela, posyłając mu wdzięczny uśmiech. - A teraz chodź spać mała.

- Ale ty wiesz, że w zasadzie to jesteśmy w tym samym wieku? - zapytałam

- Nie prawda. Jesteś ode mnie o rok młodsza.

- Siedziałeś rok? - zapytałam

- Nie do końca. Powiedzmy, że zrobiłem sobie rok przerwy, a dokładniej mówiąc zapomniałem, że wakacje trwają tylko dwa miesiące i zapomniałem złożyć papiery do liceum. - oznajmił, a ja się zaśmiałam, bo to było tak podobne do niego. - Więc mogę do ciebie mówić mała, bo nie dość że jesteś młodsza, to jeszcze niska.

- Nie jestem niska. - zaprzeczyłam, a chłopak spojrzał na mnie z góry. - Nie moja wina, że ty jesteś jakimś dwumetrowym olbrzymem.

Moje słowa wywołały cichy śmiech szatyna, w ogóle cała nasza rozmowa byłą cicha ze względu na śpiącego bruneta.

- A teraz spać. - zarządził

- Nie wiem czy pamiętasz, ale jakby nie patrzeć to jestem twoją szefową.

- Tsa pamiętam. - mruknął. - Gówniarze na kierowniczych stanowiskach.

Zaśmiałam się na te słowa, a chłopak wraz ze mną.

- Nie pozwalaj sobie, bo cię zwolnię. - zaszydziłam.

- Sorki mała. Podpisałem pakt z diabłem, więc pracuję na dożywociu. - zaśmiał się.

- Teoretycznie masz możliwość spalenia tego paktu do niedzieli.

- Ale za bardzo podoba mi się ta umowa z czystym diabłem.

- Mi też. - przyznałam, kładąc się do swojego śpiwora, a po chwili odpłynęłam już do krainy Morfeusza.

***

- Maya! Wstawaj! Jest 13! - obudził mnie krzyk przyjaciółki, więc nie chętnie przeciągnęłam się.

- Ja pierdole. - jęknęłam, słysząc strzelanie w swoich kościach. - Więcej nie jeżdżę na biwaki. - zaznaczyłam, podnosząc się z ziemi.

- Cokolwiek. Ubieraj się i chodź zjeść, bo lecimy nad jezioro. - rozkazała, a już po chwili zostałam sama w namiocie.

Z plecaka wyjęłam czerwony strój kąpielowy, który po chwili na siebie założyłam, a na to założyłam jedynie szorty, bo uznałam, że zakładanie koszulki przy prawie 30 stopniach w cieniu. Wyciągnęłam jeszcze pastę szczoteczkę do zębów, butelkę wody i szczotkę do włosów.

Szybko rozczesałam włosy, a następnie umyłam zęby, które wypłukałam przy pomocy wody z butelki.

Kilka minut później, gotowa już wyszłam na zewnątrz, gdzie na miejscu wczorajszego ogniska siedzieli wszyscy zajadając kanapki.

- Hej wszystkim. - przywitałam się, siadając przy Simonie, na ustach którego złożyłam lekki pocałunek.

- Cześć. - przywitała się ze mną reszta biwakowiczów.

To jest teraz mój światDonde viven las historias. Descúbrelo ahora