5. Pierniczki i inne ciasteczka

2.8K 206 8
                                    

Gwen siedziała przy wyspie w kuchni, jedną ręką podpierając głowę, a drugą dekorując ciasteczka. Był późny piątkowy wieczór, a ona miała serdecznie dość wszystkiego, po całym dniu pieczenia i obierania pomarańczy, po które zresztą musiała jechać o czwartej nad ranem do hipermarketu. Ashton nie przewidział, że Vesi zje ich aż tyle, przywożąc w czwartek jedynie trzy kilo.

Teraz również brunetka starannie oddzielała skórkę od owocu, upychając go w buzi.

- Czy zachcianki nie powinny ci się już skończyć? - Gwen zapytała ją, podnosząc się po nowe pisaki z lukrem.

- Pogadamy, jak Ty będziesz w ciąży. - odpowiedziała z pełną buzią. Wyglądała komicznie, ze smugą czekolady na policzku i sokiem cieknącym jej po brodzie. Włosy miała częściowo rozpuszczone, a częściowo spięte w niechlujnego koczka, nie mówiąc o ogromnym, mocno rozciągniętym swetrze, który bardziej już nadawał się do wyrzucenia niż do noszenia.

- To raczej szybko do tego tematu nie wrócimy. - prychnęła, ponownie opadając na stołek. Odkręciła zawleczkę i zaczęła wyciskać kolorową masę na pierniczki w kształcie choinki, gwiazki oraz dzwoneczka. Gdyby chodziło jedynie o dorosłych, postawiłaby tylko na lukier, ale w ich gronie miały znaleźć się też dzieci, które zapewne więcej frajdy będą miały z takich w pełni udekorowanych łakoci.

- Nie chcesz mieć dzieci? - zapytała, kończąc pomarańcz i podkradając jej jedno ciastko. Gwen nawet nie chciała upominać ją, żeby tego nie tykała, bo to na święta, gdyż ciężarnej kobiecie się nie odmawia, a na pewno nie ciężarnej Vesi.

- To nie tak, że nie chcę. - westchnęła, po czym sama ugryzła jedno ciasteczko. - Nigdy jakoś nie myślałam o tym.. realnie.

Skłamałaby mówiąc, że dzieci nigdy w życiu mieć nie będzie. Chciała je mieć i myśląc o przyszłości zawsze widziała siebie jako matkę, ale z drugiej strony, kompletnie nie umiała wyobrazić sobie siebie w tej roli. Co innego opieka nad dzieckiem sąsiada, własną siostrą czy bratankiem Luke'a, a co innego własna pociecha, która trzeba zajmować się non stop.

- Za dużo myślisz, wiesz? Nie chciałabyś mieć takiej małej wersji siebie, albo Luke'a? O matko, już wyobrażam sobie te małe urocze dzieciaczki, z blond włosami, takie aniołki. Mielibyście śliczne dzieci. - rozmarzyła się Vesi, a Gwen popatrzyła na nią lekko przerażona.

- A co z twoim dzieciaczkiem? Szczęśliwe, że ciocia nie spała całą noc? - zapytała ją, chcąc, by przestały mówić o niej i tej całej sprawie z jej macierzyństwem.

- Bardzo. - odpowiedziała Vesi, posyłając jej buziaczka w powietrzu. - Biedny Ashton, musi to znosić cały czas.

Gwen parsknęła śmiechem. Ashton był ostatnio jeszcze szczęśliwszy niż zwykle i jeśli naprawdę sypiał tak krótko jak ona zeszłej nocy, to z ręką na sercu mogłaby powiedzieć, że po prostu go podziwia.

Vesi ciągle coś nie pasowało. Poduszka była źle ułożona, koc za miękki no i plecy, które ją bolały. Gwen próbowała je rozmasować, ale brunetka stwierdziła, że do jej narzeczonego jeszcze jej daleko i za taki masaż to ona dziękuję. Nie żeby blondynka miała coś przeciwko, dla niej było tym lepiej, bo mogłaby nareszcie się chwilę zdrzemnąć. Nie zdążyła jednak nawet zasnąć, bo dziecko zaczęło najwyraźniej trening do karate, wybudzając ze snu Vesi, która poszła za ciosem i obudziła Gwen. Potem stwierdziła, że skoro już nie śpi, to chce pomarańcz, którego nie było, bo zjadła wszystkie oglądając komedię romantyczną i dziewczyna musiała jechać do sklepu, rozbawiając panią w kasie swoją piżamą w renifery. Za grosz świątecznego ducha.

- Jest zapatrzony w Ciebie jak w obrazek, serio. To chyba trochę niezdrowe.

- Kocham Go. I dzięki, że mi przypomniałaś, że chce się do niego przytulić. - rzuciła, a w jej oczach pojawiły się łzy.

Wyzwanie: Święta || L.H.Where stories live. Discover now