Rozdział 24: Lifesaver

381 40 2
                                    

Gdy tylko zaparkowaliśmy w lesie poczułam ulgę. Dodatkowo czułam jeszcze pozostałości wody w moich płucach. Zamierzałam ją wycharkać, ale czekałam na jakieś lepsze miejsce. Jakbym nagle zaczęła wydawać jakieś dziwne odgłosy przy Optimusie mógłby się przestraszyć, że może przeistaczam się w jakiegoś stwora (zombie z The Last of Us czy coś). A jakby doszło do tego jeszcze plucie wodą... wolę o tym nie opowiadać. Otworzyłam drzwiczki od auta i pobiegłam w stronę pobliskiego drzewa. Zaczęłam kaszleć jak najmocniej się dało, chociaż uważałam, by może jednak nie wypluć płuc. Poczułam się lepiej, chociaż nadal miałam wrażenie, że cholerstwo siedzi twardo w środku. Postanowiłam pogodzić się z tą wiadomością, gdyż czułam jak zaczyna boleć mnie gardło. Wróciłam do reszty trzymając się za szyję.

- Masz tabletki na ból gardła, Ratchet? – zapytałam chrypliwie. Medyk jednak pokręcił głową. Zrezygnowana westchnęłam cicho próbując przełknąć ślinę. Bolało.

- Nie szkodzi. Na mnie i tak już czas. Wiecie, głodna jestem – uśmiechnęłam się i chciałam odwrócić się w kierunku domu. Zatrzymał mnie lider. Jego ręka była zaciśnięta na moim ramieniu, a ja skupiłam swój wzrok na jego twarzy.

- Poczekaj chwilę – brzmiał rozkaz. Po chwili Prime zwrócił się do Jazza – Musisz dostarczyć cały energon do Ultra Magnusa. Za długo zwlekaliśmy.

- Dobra szefciu. Czy mam mu przekazać coś jeszcze?

Lider zamyślił się przez chwilę. Wyglądało, że chciał coś dodać, ale zapomniał co takiego. Po chwili zrezygnowany westchnął, że nie.

- Oni oddadzą nam trochę tak ? – zapytał podejrzliwie Hide.

- Tak, taki był układ – odparł Prime. Jazz zabrał cały energon i zniknął w lesie. Tam widzieliśmy jak z dużą prędkością leci w górę. Spojrzałam z powrotem na lidera. Zapytałam go na co miałam czekać.

- Idę z tobą - wyparował. Nim zaczęłam zadawać jakiekolwiek pytania, uprzedził mnie - Nic nie mów. Omal nie straciłaś życia z mojej winy. Dopilnuje, by nic ci się nie stało. Przynajmniej dziś. Tak postępuje opiekun.

Z tego argumentu i wzroku Primea nie mogłam się wymigać. Mimo iż nie spodziewałam się kolejnych napadów decepticonów. Swoją drogą, trochę zdziwił mnie ich brak, jak wracaliśmy z wyprawy. Widocznie zgubili drogę. Przytaknęłam tylko i obdarowałam Optimusa uśmiechem. Podeszłam do Ratcheta, który stał obok nas i poprawiał sobie biały kitel. Uścisnęłam go mocno. Medyk uśmiechnął się, gdy tylko ocknął się z zaskoczenia, a potem dotknął mnie palcem wskazującym w czoło.

- A tobie co gówniaro?

- Chciałam podziękować, bohaterze – zaśmiałam się.

- Nie jestem żadnym bohaterem.

- Ocaliłeś mi życie. Dla mnie jesteś bohaterem – przez chwilę oboje milczeliśmy. Ratchet uśmiechnął się lekko.

- Jak trzeba to trzeba – westchnął po czym pogładził mnie ręką po głowie – uciekaj już.


Transformers 1: A clash of worldsWhere stories live. Discover now