•Zakończenie•

311 50 16
                                    

Hej, Dazai.

Teraz nawet nie potrafiłem mu odpowiedzieć. Nie byłem pewien, czy słysząc te słowa w ogóle istniałem. Z perspektywy czasu sądzę, że tak, ale wtedy...

Szczerze to nie spodziewałem się tego po tobie. Że jednak ci się uda.

Z reguły oczekiwałem siedmiu dni. Od ciebie, profesjonalisty w samobójstwach, zaryzykowałem oczekiwać czternastu.

Profesjonalny samobójca... brzmi to cholernie idiotycznie, a jest takie prawdziwe. Inne byty mego pokroju wykorzystują szansę, by pomóc ludziom być jeszcze szczęśliwszymi, jednak żadne z nich nie lubi uczuć samobójcy.

A ja je kocham. Są dla mnie ambrozją, wiesz?

Strach, niepewność, rozpacz, żal, furia... każda z tych negatywnych emocji szastała tobą na prawo i lewo.

Ale to nie wszystko. Dałeś mi jeszcze więcej.

Dałeś mi uczucia tych, których zawiodłeś i zraniłeś. Którym się zabrałeś.

Podobno pewnien detektyw powiedział, że "Twoje życie wcale nie jest twoje, łapy precz od niego!". Jak myślisz, ile osób w tej chwili za tobą płacze?

Akutagawa? Sięgając po strzykawkę?

Kunikida? Chcąc udusić tego gościa od cytryn?

Ranpo? Zrzucając z ringu wszystkich gapiów i modląc się, byś się obudził?

Chuuya? Który jednak wcale nie ma ochoty na trafienie do więzienia?

Atsushi? Łkający z felernym kwiatem w dłoni?

Ordynator szpitala? Który przed chwilą uważał, że z tobą już lepiej?

Dzieciaki? Nie wiedzą, czemu nie otwierasz oczu.

Znów Atsushi? Który tym razem prawie zginął, próbując cię ratować?

Znów Chuuya, który tym razem rzeczywiście za tobą tęsknił?

Znów Ranpo, który jedynie bez celu patrzy na ciebie na torach?

Znów Akutagawa, którego pewnie zdążą odratować?

Znów Kunikida, który nie rozumie, jakim cudem wniosłeś do opery nóż.

Pewnie za tobą płaczą. Na pewno.

Poza tym nikim, który był przy tobie w szpitalu.

Nie jestem człowiekiem, więc nie wierzę we współczucie. Nie odczuwam do nich niczego.

Dziękuję ci, Dazai.

Czułem się kompletnie bezsilny, straciłem chęć do powrotu. Czy naprawdę było warto?

Upadłem. Czy jestem godzien, by wstać? By spojrzeć Odasaku w oczy z myślą, że zabiłem. Co z tego, że siebie, co z tego, że dla niego...

Zabiłem!

Jestem... mordercą.

Upadły anioł.

Pusty, już bez marzeń.

Kropelki krwi mieszają się ze łzami.

Gdy on znów próbuje umrzeć.

Starał się i wciąż jest nieszczęśliwy.

Pudło?

Dazai~

Dazai...

Dazai!

Słuchaj!

TO WSZYSTKO JEST KŁAMSTWEM.

NIKOGO NIE ZABIŁEŚ.

OTWÓRZ OCZY, ZNÓW TO SAMO...

...

...

Znów wykorzystałem twą naiwność.

Przecież twym ostatnim marzeniem było to, byś jednak te wszystkie razy przeżył.

Potrzebowałem jeszcze odrobinę ciebie.

Twojej pięknej rozpaczy.

Kocham zwroty akcji.

Jestem tym, który niegdyś niszczył innym życie, a dziś daję im szansę, by się podnieśli.

Taki już mój żywot szansy.

Kocham ludzi.

Gdy otworzyłem oczy, nadal leżałem w szpitalu. Tym razem jednak wszystko mnie bolało, a na mojej dłoni był ślad od znaczka Mercedesa. Przez chwilę miałem wrażenie, że to ostatnie samobójstwo nie wypaliło.

Jednak przeszło mi, gdy zobaczyłem Odasaku za szybą. Pielęgniarki w końcu go wpuściły, a on podszedł do mnie i położył dłoń na moich włosach.

— Odasaku...

— Ciii, Dazai, już dobrze, jestem przy tobie. Potrącił cię jakiś głupi Europejczyk, ale jesteś pod dobrą opieką. Staniesz na nogi nim się obejrzysz.

Uśmiechnąłem się słabo. Cieszyło mnie to, że był tuż obok, że martwił się o mnie, ale serce mi krwawiło na myśl, ilu osobom zabrałem siebie.

Kikai?

Nie odpowiadał.

Jakby go nie było, ale ja i tak o nim pamiętałem.

O mojej głupocie.

O tych wszystkich ludziach.

O własnej krwi, której przelałem stanowczo za dużo.

14 dni [BSD]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz