Rozdział 61

4.3K 192 109
                                    

Maddie's P.O.V.

Wkładam telefon, portfel i klucze do plastikowego pojemnika, który od razu zabiera policjantka. Podaje mi gruby notes i pokazuje, gdzie powinnam się podpisać. Oddaje mi dowód i wskazuje, gdzie powinnam iść.

Idę długim, szarym korytarzem, mijając po drodze mnóstwo okratowanych drzwi. Docieram do pomieszczenia, do którego wpuszcza mnie wysoki strażnik. Podłoga sali jest z wysłużonego już parkietu, ściany, niegdyś białe, teraz są szare, a przez dwa duże okna widać jedynie kraty i ciemne niebo. Zajmuję miejsce przy jednym ze stolików i zaczynam bawić się palcami. Denerwuję się.

Postanowiłam wykorzystać nieobecność Alex i spotkać się z Mathiasem w więzieniu. W zeszłym tygodniu doszło do pierwszego procesu, w czasie którego orzeknięto umieszczenie go tutaj. Mam zamiar porozmawiać z nim i dowiedzieć się, czy przynajmniej żałuje. Nikt mu tego nie wybaczy, ale może dowiem się, co u niego. Mam nadzieję, że wyrzuty sumienia nie dają mu spokoju. Jeśli tak, będę napawać się tym widokiem.

Unoszę wzrok, gdy białe drzwi otwierają się, a kolejny strażnik wprowadza do pokoju wizyt Mathiasa. Może i jestem okropna, ale z trudem powstrzymuję uśmiech. Tym bardziej, gdy mężczyzna siłą sadza go na krześle naprzeciwko mnie i rozkazuje trzymać skute ręce na stole.

Blond włosy ma odrobinę dłuższe, przez co opadają mu na czoło. Oczy są mniej błękitne niż zwykle, a pod nimi ma ogromne sińce. Jest blady i ma popękane usta. Do tego ten szary uniform więźnia. Przepięknie.

- Gdyby nie zabrali mi telefonu, zrobiłabym ci zdjęcie i powiesiła nad łóżkiem – mówię, przez co unosi na mnie wzrok. – Jak się mieszka?

- Czego chcesz? – pyta zachrypniętym głosem. Wzruszam ramionami, a on parska sarkastycznym śmiechem. – Oprócz ciebie, nie było tu nikogo. Ani mamy, ani taty, ani... Alex.

Tym razem to ja zaczynam się śmiać. On tak na poważnie?

- Jeśli spodziewałeś się, że po tym, co jej zrobiłeś cię odwiedzi, to oznacza, że te świństwa musiały ci do reszty wyżreć mózg – rzucam, a on spuszcza wzrok na swoje dłonie. – Jesteś dumny z tego, co zrobiłeś?

Długo nie odpowiada, więc ja też milczę. Cały czas go obserwuję i nie mogę uwierzyć w to, co widzę. Jego ramiona zaczynają się trząść, a głowę pochyla jeszcze bardziej. Czy on płacze?

Mija kilka chwil i w końcu podnosi głowę. Ma przekrwione oczy, patrzy prosto w moje i zaczyna powoli kręcić głową. Okay, nie jest mi go szkoda, ale czuję się niekomfortowo.

- Myślisz, że jestem? – pyta drżącym głosem, a mi jakaś dziwna gula podchodzi do gardła. – Wciąż to pamiętam. Poniosło mnie, najpierw uderzyłem tego Ashtona, ale byłem wściekły na każdego z nich. Alex zaczęła ich bronić, rzuciłem tym przeklętym wazonem i krzyczałem na nią. – Nie chcę tego słuchać, ale nie przerwę mu. Mówiąc to, patrzy przed siebie, ale nie na mnie. Mam wrażenie, że myślami jest w tamtym miejscu i czasie. – Próbowałem znaleźć to głupią teczkę z jej zdjęciami z tymi kolesiami. Trzymałem zapalniczkę, żeby je spalić, ale ona się na mnie rzuciła i chciała, żebym przestał. W tamtym momencie dotarło do mnie, że oni są ważniejsi niż ja i to mnie rozwścieczyło. Nie chciałem jej skrzywdzić. – Wraca do rzeczywistości i patrzy mi prosto w oczy. – Byłem na dragach, nie panowałem nad sobą.

- To nie jest żadne usprawiedliwienie – mówię, a on potakuje.

- Nie zmienię już tego. Domyślam się, że nie chce mnie znać. Więzienie i odwyk to żadna kara w porównaniu z jej brakiem. – Bierze głęboki wdech i powoli wypuszcza powietrze. – Naprawdę ją kocham i jeszcze długo będę kochał.

Meet your idols || 5sosOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz