Roast chestnuts (Kamil Stoch x Peter Prevc / Proch)

1.3K 80 12
                                    


Kolejny konkurs. Kolejna porażka. Po raz pierwszy od kilku lat nie dostałem się do drugiej serii. W zeszłym roku opuszczałem Engelberg w cudownym nastroju z dwoma zwycięstwami na koncie, teraz miałem ochotę się rozpłakać jak dziecko. Tak bardzo się starałem, każdego dnia szukałem w sobie motywacji do treningów, a jak na złość nic mi nie wychodziło. Święta, dla mnie, zapowiadały się ponuro. Chociaż Domen ma co świętować. Denerwowało mnie to, że nie mogę w pełni cieszyć się z jego sukcesów będąc sfrustrowany moimi występami. 

Mieliśmy jeszcze kilka godzin do wyjazdu z hotelu, postanowiłem więc udać się na spacer przemyśleć parę spraw. Zarzuciłem na siebie kurtkę i opuściłem pokój. W holu hotelu zauważyłem brata, który udzielał wywiadu słoweńskiej telewizji. Dziwnie się poczułem patrząc na tę scenę. Chyba trochę mu zazdrościłem, choć bardzo nie chciałem się do tego przyznać. 

Spacerowałem ścieżkami wokół hotelu, aż w końcu zawędrowałem na tradycyjny, świąteczny jarmark w centrum Engelberga. Zapach grzanego wina i pieczonych kasztanów otaczał mnie z każdej strony.

- Peter?! - usłyszałem znajomy głos.

- Kamil, co ty tu robisz? - nie ma to jak inteligentne pytanie na początek rozmowy, zawsze miałem wrażenie, że przy Stochu robię z siebie idiotę.

- Pewnie to co ty - zaśmiał się rozbawiony moim zdziwieniem - Nabrałeś ochoty na pieczone kasztany? - zapytał unosząc małą papierową torebkę, w której pewnie miał te smakołyki. 

- Szczerze mówiąc nigdy ich nie próbowałem, podobno mają dużo kalorii - odpowiedziałem. 

- Tobie już i tak nic nie zaszkodzi - dogryzł mi, a ja poczułem, że się rumienię - Peter wiesz, że żartowałem, prawda? - zapytał po chwili, gdy nie dostrzegł na mojej twarzy nawet śladu uśmiechu. 

- Spokojnie, Kamil, wiem, że jestem beznadziejny - odpowiedziałem, choć musiałem przyznać, że jego słowa nieco mnie zabolały, bo naprawdę zależało mi na jego opinii. 

- Chodźmy stąd - powiedział i pociągnął mnie za rękaw mojej kurtki. Poszedłem za nim, udaliśmy się do pobliskiego parku. Usiadł na ławce, zająłem miejsce obok niego. 

- Gratuluję konkursów, świetnie ci idzie w tym sezonie - uśmiechnął się na moje słowa. 

- Nie wierzyłem, że jeszcze kiedyś uda mi się wrócić na sam szczyt - pokiwałem ze zrozumieniem głową, w poprzednim sezonie trochę się posypał - Ty też wrócisz, Peter, szybciej niż ci się wydaje - spojrzał mi prosto w oczy, w tym momencie wiedziałem, że mówi to co naprawdę myśli - Jesteś świetnym zawodnikiem, jednym z najlepszych w historii tej dyscypliny - zdecydowanie przesadzał, jednak nie przeszkadzało mi to ani trochę. 

- Tak samo jak ty - odpowiedziałem i oboje się zaśmialiśmy.

- Młodzi, piękni, utalentowani i skromni - podsumował, a w jego oczach dostrzegłem szczęście. Teraz rozumiałem, jak trudno musiało mu być w poprzednim sezonie i jak ciężko musiał pracować, aby wrócić do grona najlepszych - Masz ochotę spróbować kasztanów? - zapytał wyciągając w moim kierunku rękę z papierową torebką. 

- Dziękuję - odpowiedziałem wyciągając jednego i dokładnie oglądałem go z każdej strony. 

- Spokojnie, nie chcę cię zatruć - zaśmiał się ciepło, a ja spróbowałem smakołyku. Okazał się lepszy niż przypuszczałem. 

- Mhhm pyszne - powiedziałem z błogim uśmiechem. Kamil nagle zbliżył się do mnie, a jego palce musnęły koniuszek moich ust. Zamarłem w bezruchu niewiedząc co się dzieje i jak mam się zachować. 

- Ubrudziłeś się - wyjaśnił, jednak jego palce nie opuściły mojej twarzy, a przesunęły się na mój policzek. Powoli, dając mi szansę na ucieczkę, szansę, której nie przyjąłem, zbliżył się do mnie i musnął moje usta swoimi. Moje wargi mimowolnie się rozsunęły. Smakował tak rozkosznie jak pieczone kasztany. 

- Kamil... - wyszeptałem niepewnie gdy się odsunął. 

- Wesołych Świąt, Peter - powiedział po czym wstał i odszedł w stronę hotelu. Oniemiały siedziałem na ławce przez kilka lub kilkadziesiąt minut, wciąż czując ten cholerny smak kasztanów. Od tego czasu zawsze kojarzyły mi się one ze świętami i z Kamilem. 

***

Hej Kochani!

Chyba niezbyt dobrze udało mi się oddać mój pomysł, pozostawię to Wam jednak do oceny. 

Jeśli myślicie, że za dużo Procha to dajcie znać. 

Buziaki! <3

PS Zapraszam na moje nowe opowiadanie o Anže Lanišku - Accidentally in Love! 

Happier - Ski Jumping One ShotsWhere stories live. Discover now