Rozdział III

125 17 11
                                    

    Próbowałem opanować drżenie rąk, mieszając nerwowo łyżką w misce z płatkami. Ciągle czułem na sobie zaniepokojone spojrzenie matki, ale, co gorsza, nie tylko jej. To nawiedzające mnie... Coś, niedługo doprowadzi mnie do szaleństwa.

    Zaraz gdy tylko wstałem, udałem się do łazienki, by się przygotować do trudów dnia dzisiejszego. Przejrzałem się w lustrze, krzywiąc się na widok ogromnych worków pod oczami, które pojawiły się po nieprzespanej nocy. Schyliłem się by przepłukać sobie twarz zimną wodą. Gdy już wykonałem tą czynność, sięgnąłem po ręcznik, by wytrzeć twarz i następnie spojrzałem w lustro. Jednak to co w nim zobaczyłem, nie było mną.

  - Matt, co się dzieje... - matka podeszła do mnie, a przez to jak nagle wyrwała mnie z zamyślenia, lekko podskoczyłem na krześle. Spojrzałem na nią pełnym niepokoju wzrokiem.

  - Huh..? - zamrugałem kilka razy, starając się zrozumieć jej słowa. Dopiero po chwili dotarło do mnie jakie wrażenie musiałem na niej wywołać. - Nic takiego, wszystko w porządku. - uśmiechnąłem się, a jeszcze przed chwilą istniejący na mej twarzy wyraz przerażenia, szybko zniknął zamieniony na lekki uśmiech. Naprawdę nie chciałem nikogo martwić. - Przypomniał mi się jeden horror, który oglądałem dość dawno temu. - wzruszyłem ramionami, kierując wzrok na miskę z płatkami. Okej, Matt. Uwierzy Ci, opanuj tylko drżenie rąk.

  - Oh, rozumiem. - w tonie jej głosu można było zauważyć wyraźną ulgę. - Bo wyglądałeś na przestraszonego i nie wiedziałam co się stało. - zaśmiała się.

  - Nie idziesz dziś do pracy? - szybko zmieniłem temat na bardziej komfortowy.

    Kobieta zerknęła na mnie i szybko zamrugała.

  - Mam na popołudnie, ranki brałam przez większość czasu jak byłeś w szpitalu.

  - Rozumiem. - ponownie wbiłem wzrok w miskę leżącą tuż przed moim nosem. Szybkim gestem dłoni odsunąłem ją od siebie niemal na drugi kraniec stołu. - W sumie to nie jestem głodny. - rzuciłem, a następnie wstałem od stołu.

    Matka spojrzała na mnie mrużąc powieki. Wyłączyła jeszcze przed chwilą lecącą z kranu wodę, którą myła naczynia.

  - Musisz coś zjeść.

  - Ale nie chcę. - burknąłem. - Zjem później. Co będzie na obiad?

  - Nie wiem. Prawdopodobnie jakaś zupa. Może pomidorowa?

  - To dobrze. - obszedłem stół, następnie stając przy schodach. Ująłem w dłoń drewnianą poręcz. - Jak zrobisz, to mnie zawołaj.

    Nie czekając na jej odpowiedź, wbiegłem po schodach, by następnie zamknąć się w pokoju.

    To coś... wyglądało jak ja. To miało moją twarz, moje włosy, oczy, a nawet charakterystyczną bliznę tuż obok prawej brwi, jednak, to co nas różniło sprawiło, że przez najbliższy czas prawdopodobnie będę omijać lustro szerokim łukiem. W moim odbiciu najbardziej niepokojącym było to, że skóra wokół lewego oka była  przypalona. Brązowy cień ciągnął się od zamkniętego oka aż do włosów, a od dołu kończył się na wysokości ucha, które było lekko poszarpane.

    Usiadłem przy biurku, na moment odwracając się za siebie, czując, że to przyszło za mną. Moje utrapienie.

    Trzęsącymi się dłońmi włączyłem komputer, po czym odetchnąłem głęboko, starając się zdusić w sobie narastającą panikę towarzyszącą nieprzyjemnemu uczuciu bycia obserwowanym.

Pakt Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz