46. Raine Farewell (17 lat; Jukon; Trójka)

364 29 7
                                    

Witajcie kochani! Wracamy do was po wakacyjnej przerwie. Rozdziały będą pojawiać się w każdą niedzielę od dziś! Przepraszamy za tak długą nieobecność, szkoła nas nieco sparaliżowała. Teraz postaramy się dostarczać rozdziały na czas. Miłej lektury :D /Raven

***

Właściwie nie odczuwałam zmęczenia Eliminacjami, dopóki dzisiaj z samego rana nie dostrzegłam cieni pod oczami. W sumie to było całkiem zabawne. Zmęczyłam się zakładaniem ładnych sukienek i chodzeniem bez garbienia się! Choć może udawaniem grzecznej dziewczynki?

W każdym razie wydało mi się to tak śmieszne, że dzisiejszego dnia zabroniłam – ku zgrozie Astry – robienia mi jakiegokolwiek makijażu. Statystki jak do tej pory: pięć pokojówek zapytało, czy nie powinnam się położyć, dwie kandydatki stwierdziły, że wyglądam na chorą, jeden książę Victor rzucił mi dziwne spojrzenie.

Zmartwił mnie brak spojrzenia od Chrisa. A właściwie brak Chrisa. To nie moja sprawa, ale to, co się działo w tej rodzinie, było tak pokręcone, jak linia czasu w The Flash. Nie ogarniałam tego. Dlaczego rodzina, która miała wszystko, nie potrafiła rozwinąć w sobie jakichkolwiek normalnych relacji?

Zerknęłam na zegarek. Była piętnasta, a ja nadal nie miałam żadnych planów do kolacji. Podniosłam się z łóżka i założyłam kapcie. Wyglądałam niesamowicie w błękitnej, koronkowej sukience z kołnierzykiem i kapciuszkach. No i oczywiście z tymi cudownymi cieniami pod oczami!

Jejku, ale wspaniale było w końcu móc przetrzeć oczy bez strachu, że rozmażę sobie makijaż!

Z tą myślą nacisnęłam klamkę. Z tą myślą otworzyłam drzwi. Z tą myślą przywaliłam komuś drzwiami. Chyba w jakimś filmie słyszałam kiedyś coś typu, że warto czasem komuś przywalić drzwiami. Mimo wszystko jakoś mi się do tego nie spieszyło.

Syknęłam w tym samym momencie, gdy osoba po drugiej stronie zrobiła to samo. Wyskoczyłam z pokoju, żeby pomóc, a moje spojrzenie natrafiło na gwardzistę o nowoazjatyckich rysach, masującego sobie głowę.

– Jejku, Rivai, przepraszam – powiedziałam jeszcze bardziej zmartwiona, gdy zorientowałam się, kogo uderzyłam. – Dzisiaj chyba nie myślę. Albo myślę o tym, co nie trzeba.

Chłopak podniósł głowę, czy raczej nachylił, patrząc na to, że był ode mnie ze trzydzieści centymetrów wyższy, spojrzał na mnie i się uśmiechnął. Miał naprawdę ładny uśmiech. Mało gwardzistowy. Pasował raczej do księcia, niż do żołnierza. W sumie... czy to miało jakieś znaczenie, co robił, jeśli chodziło o uśmiech? W każdym razie miałam wrażenie, że nogi mi się trochę pode mną ugięły, gdy go zobaczyłam.

– Żyję. Jeszcze. – Zmarszczył brwi, masując znowu głowę. – Chyba. Dziewczyno, ile ty masz siły, że nadal mnie ta głowa boli?

Kąciki ust mi zadrżały. W końcu nie mówił do mnie „panienko Raine", czy jakieś durne „Lady Farewell".

– Zapytaj lepiej, z czego są zrobione te drzwi. – Zmarszczyłam brwi. – Naprawdę nie jesteś pierwszą osobą, która ode mnie nimi oberwała.

Gwardzista roześmiał się.

– Dlaczego mnie to nie dziwi? – Zapytał sam siebie.

Miałam wrażenie, że chwilę za długo mi się przyglądał. Poczułam ciepło na policzkach.

– Wyglądasz jakoś inaczej – stwierdził w końcu. – Chyba że mi się wydaje. W takim razie jestem ślepym idiotą.

Uniosłam brwi.

Książę do wzięciaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz