Deszcz .

478 33 64
                                    

- Wasza Wysokość. - ukłoniłam się lekko przed młodą kobietą.
- Witaj. Temma, chcę cię prosić o małą przysługę.
- Tak?
- Możesz poszukać Luke'a? Zaraz po uroczystościach zniknął i martwię się. Nie zna jeszcze okolicy i może zabłądzić.
- Oczywiście księżniczko.
Leia Organa uśmiechneła się do mnie. Co za miły gest i to od księżniczki.

Przeszukałam całą bazę i nic. Byłam już u wyjścia hangarów, gdy usłyszałam grzmot. Po chwili słychać było szum deszczu. Na tle lasu zauważyłam kogoś, w żółtej kurtce. To on.

Stał w deszczu z wyciągniętą ręką, próbując złapać krople deszczu. Widać było po nim że to zjawisko bardzo go zaciekawiło. Podeszłam do niego.
- Księżniczka cię szuka.
- Zaraz wracam. Temma czy to jest deszcz? - jego pytanie wydało mi się dziecinne.
- Tak.
- Wiem że moje pytanie nie jest za mądre ale widze go i czuję po raz pierwszy.
- Naprawdę?
- Całe życie spędziłem na pustyni. Tam nie ma nigdy deszczu.
Spojrzałam na niego. Wydawał się być radosny z tego że moknie.
- Pochodzę z planety na której deszcz to codzienność. Kiedyś z rodzicami często spacerowaliśmy w czasie deszczu. - spóściłam głowę i otarłam łzę spływającą po policzku.
- Temma?
- To nic. Po prostu tęsknie za nimi. Od czasu, gdy zgineli na Scarif czasem mam takie chwile.
- Wiem co czujesz. Ja nawet nie znałem rodziców. Jestem sierotą od urodzenia.
- Podobno też kogoś niedawno straciłeś.
- Tak ciocię i wujka. To byli moi jedyni bliscy. - łza która ściekała mu po policzku złączyła się z kroplami deszczu na jego twarzy.
- Kurcze. Miałam cię odstawić do dowództwa a stoimy tu w deszczu i beczymy.
Zaśmialiśmy się oboje. Spojrzałam w niebo. Ciemne, ciężkie obłoki szczelnie zasłaniały niebo. Rozległ się kolejny grzmot. Widziałam na jego twarzy tą ciekawość wywołaną nowym, nieznanym dźwiękiem.

- Chyba powinniśmy wracać. Skoro czeka na nas dowództwo.
- Na ciebie czekają. Ja mogę zostać.
- Dobra. - zdjął z siebie kurtkę i mi ją podał.
- Podobno można się od tego rozchorować. Od stania na deszczu. Prawda?
- Tak ale mi to nie grozi. Moknę od dziecka i nigdy nie zachorowałam ale dzięki. - przyjełam kurtkę.

Było już ciemno a ja siedziałam na skrzyni u wrót hangaru. Oparta o ścianę z zamkniętymi oczami wsłuchiwałam się w deszcz. Mama zawsze mi mówiła że deszcz gra melodię i zawsze inną. Uwielbiałam jej słuchać. Nadal miałam na sobie kurtkę Luke'a.

Było późno. Nikt nie zauważył mojej nieobecności. Ta baza to mój dom. Od czasu przyłączenia się do Sojuszu razem z rodzicami cały czas byłam w drodze. Dopieto tu znalazłam nowy dom.

- Co jeszcze można robić w czasie deszczu? - Luke siedział obok na skrzyni. Przyszedł przed chwilą.
- Chodzić po kałużach, łapać kropelki na język. Ja bardzo lubię oglądać krople na tafil jeziora. Gdy się z nim łączą, zostawiaję na wodzie kręgi.
- To zapewne piękny widok.
- Dla mnie tak. Może kiedyś go zobaczysz.
- Może.
- A co ty robiłeś tam. Na pustyni też jest pewnie coś ciekawego.
Zamyślił się na chwilę.
- Na Tatooine mamy dwa słońca. Często oglądałem ich zachody. Niebo przybierało wtedy piękne kolory.
- Ja pamiętam tylko chmury. Na mojej planecie nigdy nie było słońca. Przez to jestem taka blada. Marzy mi się pobyt na jakiejś upalnej, słonecznej planecie.

Deszcz powoli ustawał. Chmury się przeżedzały. Na niebie pojawiały się gwiazdy. Ziewnełam szeroko i przetarłam oczy.
- Pora się zbierać.
Oddałam mu kurtkę i poszłam spać.
Odchodząc widziałam jak znów wyszedł. Deszcz słabnął a on stał na zewnątrz moknąc.

************************************

Rozdział ten powstał z myślą o Mark'u Hamill'u. Nasz Luke obchodzi dziś urodziny. Sto lat! 🎂

Lukin1234 to też dla ciebie. To ona prosiła o ten shot  ( nawet nie wiecie co ona robiła aby mnie nakłonić do pisania 😱 ). Prawie mnie zamęczyłaś.

Ps. Jeśli ten twój spam się powtórzy za rok lub w kwietniu to mnie popamiętasz.

Odległa Galaktyka , czyli Dziobak tworzy  ❤Where stories live. Discover now