List pożegnalny .

327 30 45
                                    

Każdy powinien się pożegnać przed odejściem. I ja też tak zrobię. Odejdę, więc piszę ten list.
Będziesz zapewne się obwiniała za to co zrobię lecz to nie twoja wina mamo. Tylko i wyłącznie moja.
Przed laty straciłaś męża a ja ojca. Byłaś załamana a ja przybity. Wtedy nie rozumiałem wszystkiego. Teraz zrozumiałem że zginął z mojej winy. To po mnie jechał. To nie ten pijak za kierownicą był winny ale ja.
Chcę ci ulżyć bo wiem że ci ciężko i mnie też. Lepiej będzie jak odejdę. Spotkam się z tatą i go przeproszę.
Zdarzy się to niedługo. Będziemy szczęśliwi jak dawniej. Ojciec i syn znów będą razem.
Jeśli to czytasz to się o mnie nie martw jestem już po drugiej stronie.

                                   Kocham cię mamo
                                                          Ben  .

Leia ściskała w ręku kartkę. Łzy skapywały na papier rozmazując słowa. Zrozpaczona skuliła się na podłodze. Jej jedyne dziecko, jedyny syn chciał się zabić.

Zostawiła go samego na jeden dzień. Chwyciła telefon i wybrała numer Bena. Czekała aż ktoś odbierze. Usłyszała brzęczenie w jednej z szuflad biurka. Otworzyła. Komórka jej syna leżała na dnie i wibrowała dając tym znak że ktoś dzwoni. Chwyciła ostrożnie telefon.

Chciała go odnaleść. Zaczeła przeszukiwać jego rzeczy. Krzykneła, gdy na dnie jednej z szaf znalazła pudełko żyletek. Były brudne od krwi. Nie mogła uwierzyć że on to zrobił. Wybiegła z domu. Udała się na najbliższy posterunek policji. Musieli jej pomóc odnaleść jej dziecko na czas.

Ponury, zasnuty mgłą las, pełen dzikich zwierząt był idealny. To było wspaniałe miejsce. Ben szedł powoli po złotym dywanie z opadłych liści. Szedł nad rzekę. Tam zawsze spędzał czas ojcem i dziś będzie tak samo. Han już na niego czekał, on to wiedział.

Wysoki młody chłopak o ciemnych, gęstych włosach, ubrany na czarno. Nie miał kurtki tylko zwykłą koszulkę. Marzł. Nie zwracał na to uwagi. Był na miejscu. Doszedł nad rzekę.

Nurt w tym miejscu był spokojny. Wiele razy latem razem z ojcem w tym miejscu wchodzili do wody. To tutaj chłopak uczył się zarzucać wędkę. Piękne wspomnienia. Nie był na rybach od czasu odejścia Hana.

Usiadł na największym kamieniu. Na całym ciele miał gęsią skórkę. Pocięte wczoraj nadgarstki nadal piekły. Czasem z nacięć spływało trochę krwi. Cieszyło go to.
- To dla ciebie tato. Czekaj już na mnie zaraz będę. - z kieszeni spodni wyciągnął niewielki pistolet. Należał do Hana. Ukryty w tajnej skrytce w piwnicy teraz błyszczał w słońcu. Ben obracał go w dłoni z chytrym uśmieszkiem. Był gotowy.

Od lat to planował. Miał wiele pomysłów. Ten był dla niego najlepszy. Nie będzie cierpiał. Śmierć przyjdzie powoli. Będzie mógł się przygotować. Oprócz broni miał też przy sobie nóż. Też należał do ojca.

Było jeszcze za wcześnie aby podjąć działania związane z zaginięciem. List to zmienił. Funkcjonariusze od razu zaczeli działać. Leia zawiadomiła też rodzinę i znajomych. Musiała go znaleść nim będzie za późno i dowiedzieć się dlaczego to zrobił.

Nikt by tego nie podejrzewał. Ben Solo był zwykłym nastolatkiem. Strata ojca była ciosem lecz oprócz smutku i żalu nie okazywał niczego więcej. To było to co widzieli inni. W środku Ben cierpiał. Każdej nocy miewał koszmary o ojcu. Zawsze inny ale każdy miał takie samo zakończenie. Śmierć Hana z rąk syna. Właśnie te sny wpędziły chłopaka w przekonanie że jes winien.

Pierwsze gwiady migotały na niebie. Chłopak się w nie wpatrywał. Szczególnie w jedną. Dla innych zwykła gwiazdka. Dla niego jego gwiazda jego i ojca. Ich gwiazda.

- Już idę tato. - chłopak wyciągnął z kieszeni spodni niewielką buteleczkę. Znalazł ją w domowym barku. Wypił ją jednym łykiem. Na odwagę.  Alkohol trochę go rozgrzał. Potem  rzucił nią w najbliższe krzaki. Był gotowy. Spojrzał na przyniesione przez siebie nóż i pistolet. Na początek wybrał nóż.

Poszukiwania chłopaka się rozpoczeły. Matka Bena za radą policjantów skontaktowała się ze znajomymi syna. Zawiadomieni nastolatkowie zjawili się w jej domu. Szybko zostali przesłuchani ale to nic nie dało. Rozpoczeli poszukiwania.

Energicznie poruszał nadgarstkami. Jeszcze świeże rany zaczeły krwawić. Dobrze. Cieszył go widok krwi na dłoniach. Ciepła, szkarłatna. Spływała mu po palcach skapując na ziemię. Dotychczas opadłe, złote liście zostały przyozdobione krwią. Zakrwawione ręce drżały. Noc była zimna. I dobrze. Nawet natura mu pomaga. Wszyscy chcą się go pozbyć. Pomagają mu w tym.

Rozcięcie ciągneło się od zgięcia łokcia a dół aż do nadgarstków. Teraz pora na drugą rękę. Nie było to łatwe. Ręce chłopaka były mokre i lepkie od krwi. Do tego było mu cholernie zimno. Kaszlał. Ciało miał zimne jak z lodu. Czuł się świetnie. Porozcinana skóra piekła. Ponownie przyłożył ostrze do skóry. Świeża krew, wypływająca z nacięć była ciepła. Skończył. Padł wycieńczony.

Leżał już dobre kilka minut.  Na miękkich liściach. Blady niczym trup. Krew powoli, leniwie spływała po jego rękach. Czekał i czekał. Ojciec jeszcze nie przyszedł. Musi się postarać bardziej. Ledwie przytomnie odszukał leżący obok pistolet. Drżącymi rękami i zamglonym spojrzeniem przyłożył broń do brzucha.

Strzał usłyszeli wszyscy znajdujący się w lesie. Poszukiwania Bena w tym miejscu to był pomysł Poe Damerona.  Kiedyś jak uciekli ze szkoły całą klasą Ben opowiadał im o miejscu nad rzeką. Po przeczytaniu listu Poe wiedział,  gdzie może być zaginiony.
W odnalezieniu znajomego pomógł mu strzał. Jego echo rozchodziło się wśród drzew. Wszyscy poszukujący nastolatka zamarli w miejscu. Dameron nie czekał. Ruszył pędem w stronę rzeki.

Śmiał się. Duża krwawa plama pośrodku brzucha. Już go widział. Han czekał na niego. Wyciągnął do niego ręce. Mógł go dotknąć. Nie potrafił. Nadal go coś blokowało. Z ust pociekła mu stróżka krwi. Zakaszlał. Krew. Dużo krwi. Czuł jej smak w ustach. Po raz ostatni uniósł trzęsącą się rękę i przyłożył broń do klatki piersiowej. Widział go.
- Hej tato. - strzelił.

Poe zbiegał ze zbocz u którego stóp leżał Ben. Dźwięk wystrzału nadal dźwięczył mu w uszach. Leżał cały we krwi. Nie żył. Dameron padł na kolana przy ciele. Ostrożnie wysunął mu z lodowatej dłoni zakrwawioną broń. Jego ciemne oczy nadal były otwarte. Łzy zaczeły spływać z oczu chłopaka. Opłakiwał śmierć Bena.

- Synku. Kochanie. - Leia klęczała nad ciałem jedynaka. Zamkneła mu oczy. Dotkneła zimnej dłoni swojego dziecka. Jego też straciła.

################################

Nie bijcie mnie za kolejną dramę ( szczególnie ty Gerwazy_Solo ) .
O ten shot prosiła mnie kkmmiinneekk . Jeśli nie jest mroczny to już nie wiem co ci się spodoba.

Odległa Galaktyka , czyli Dziobak tworzy  ❤Where stories live. Discover now