24.

2.8K 296 100
                                    

Morro miał zły humor od samego początku. Owszem, w pierwszej chwili, gdy Lloyd zadzwonił z propozycją wspólnego wyjścia, zareagował bardzo entuzjastycznie, wszelkie pozytywne emocje ulotniły się jednak, gdy usłyszał, o jaki klub chodzi. Miał alergię na „Greenflame" i zazwyczaj nie dało się zmusić go do przekroczenia progu bez użycia silnych argumentów, przekupstwa, lub szantażu. Tym razem jednak, o dziwo, uległ podejrzanie szybko. Być może dlatego, że ostatnio Lloyd faktycznie miał dla niego zdecydowanie mniej czasu i praktycznie nie widywali się poza szkołą. A może po prostu uznał, że Kai pozostawiony sam z całym klubem na głowie to świetna okazja, by trochę nie z niego ponabijać. Tak, druga opcja była zdecydowanie w jego stylu. Mimo wszystko, Lloyd postanowił uznać to za dobry znak.

Jak się okazało - bardzo się pomylił. Przyjaciel od wejścia był marudny, na wszystkich warczał i sprawiał wrażenie gotowego zaatakować pierwszą osobę, która choćby delikatnie zwróci mu uwagę. Trzy shoty później, wchłonięte praktycznie jeden po drugim, stał się, o ile to możliwe, jeszcze gorszy. Wódka rozwiązała mu język i pozbawiła jakichkolwiek oporów w głoszeniu światu opinii na absolutnie każdy temat. Przy czym, jakimś dziwnym sposobem, wszystko zawsze zaczynało się i kończyło na Kai'u. Niż demograficzny? Wina Kai'a. Głód w Afryce? Wina Kai'a. Powolne wymieranie gatunku pandy wielkiej? Kai osobiście strzela do każdej z osobna, by zaraz potem radośnie przystąpić do wycinania eukaliptusów, wraz z uczepionymi gałęzi misiami koala.

Z początku było to nawet zabawne; wszystko kręciło się wokół takich absurdów, że nie dało się brać „zarzutów" na poważnie. Wraz z kolejnymi kursami do baru Morro nakręcał się jednak coraz bardziej, a nic nie wskazywało na to, by zamierzał przestać. W jego przypadku była to niepokojąca nowość. Wcześniej praktycznie nigdy się nie zdarzyło mu się przesadzić z alkoholem. Owszem, lubił się napić, od czasu do czasu, jak zapewne większość młodzieży, jednak pozwolenie sobie na większe szaleństwo i choćby minimalna utrata kontroli? Nigdy! To mogłoby narazić jego nieskazitelną reputację, zburzyć wielkie królestwo manipulacji, które pieczołowicie stawiał kamień po kamieniu odkąd tylko zrozumiał podstawy ludzkiej psychiki. Sam twierdził, że to niezbędne środki bezpieczeństwa - Lloyd był zdania, że zwykła, choć silnie rozwinięta paranoja. Kiedyś, jeszcze w gimnazjum, w przypływie złości Morro głośno nazwał któregoś z nauczycieli „debilem" - siedzieli wówczas w jego pokoju, zupełnie sami, chłopak do końca tygodnia był jednak święcie przekonany, że ktoś rozmowę podsłuchał i planuje właśnie zamach na jego pozycję społeczną.

- Może jednak już ci wystarczy? – zapytał Lloyd, starając się, by nie zabrzmiało to jak oskarżenie. Ciężko było jednak powstrzymać się od oceny, gdy wracając do stolika z kolejnym drinkiem Morro musiał co chwila podtrzymywać się ściany, by nie upaść.

- Booo? - Umysł miał wciąż nieco bardziej trzeźwy, niż ciało, lecz przy takim tempie picia nie mogło potrwać to długo. - Darmowe picie to jedyne, co ten twój idiota ma do zaoferowania. Czemu nie skorzystać?

- Prosiłem, żebyś go tak nie nazywał – upomniał go, choć głównie dla zasady. Wiedział aż za dobrze, że przyjaciel jest po prostu niereformowalny. – A teraz proszę, żebyś trochę przyhamował. Zabrałem cię tu, żebyś dotrzymał mi towarzystwa, a nie skończył nieprzytomny pod stołem.

- A peeewnie! – Z jakiegoś powodu chłopak wyraźnie poczuł się dotknięty. – Bo przecież jestem potrzebny tylko po to, żeby poprawiać ci humor, kiedy ten kretyn akurat coś zjebie. Potem można mieć mnie w dupie. Morro zrobił swoje - Morro może odejść.

Lloyd z trudem powstrzymał się, by nie przewrócić oczami. Gdyby istniały zawody w dramatyzowaniu i marudzeniu, Morro zająłby trzy pierwsze miejsca. I z pewnością jęczałby, że zasłużył na więcej.

(Ninjago) Jak zniszczyć sobie życie na tysiąc różnych sposobów [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz