Rozdział 2

211 20 8
                                    

Zeynep z cichym kliknięciem zamknęła za sobą drzwi domu i zdjęła buty. Założywszy ciapy wymaszerowała do salonu, gdzie siedziały obie jej siostry. Wciąż w płaszczu i z chustą na głowie stanęła przed nimi, podpierając się dłońmi o biodra.
-Yildiz, czy możesz mi łaskawie wyjaśnić, skąd znasz tego porucznika?
Yildiz przewróciła oczami, zakładając nogę na nogę.
-Powinnaś się cieszyć, że go znam, Zeynep. Inaczej byłoby z nami źle.
Szatynka powstrzymywała się, żeby nie wybuchnąć. Jej młodsza siostra doprowadzała ją do białej gorączki, za bardzo spoufala się z Grekami, zwłaszcza z mężczyznami.
-Yildiz! Odpowiedz na moje pytanie. Gdzie poznałaś tego porucznika?
-Nie burz się tak, złość piękności szkodzi, siostro.
-Mówże, zanim stracę cierpliwość.
-Na balu go poznałam, jeśli już musisz wiedzieć.
Zeynep przewróciła oczami, w myślach licząc do dziesięciu, żeby nie rzucić się na siostrę. Ta dziewczyna czasami naprawdę poważnie działała na nerwy zwykle spokojnej szatynce.
-Na balu, a jakże! Yildiz, zrozum jedną rzecz. Grecy to nasi wrogowie, siostro. To oni zabili ojca, to przez nich musieliśmy opuścić Saloniki, już zapomniałaś? A ty robisz maślane oczy do jednego z nich. Brawo siostro, pogratulować. Gdyby nasz ojciec to widział...
-Ale jak sama zauważyłaś, ojca z nami nie ma Zeynep! Tęsknie za nim tak samo jak ty! Mi też go brakuje.
Zeynep schowała twarz w dłoniach, powoli uspokajając oddech. Spojrzała na swoje siostry i zwróciła się bezpośredni do starszej.
-Skoro tak za nim tęsknisz, to chociaż spróbuj zachować się jak córka osmańskiego majora. Zachowuj się tak, jak chciałby tego nasz ojciec. Daj jemu i mamie powód do dumy.
Po czym wyszła z salonu, odwieszając płaszcz na wieszak i pobiegła na górę do sypialni. Zamknęła za sobą drzwi i podeszła do stojącej obok jej łóżka komody. Uklękła przy meblu i wysunęła najniżej zamontowaną szufladę. Wyciągnęła jeden z leżących we wnętrzu stosików chust i ubrań, otwierając ukryty pod spodem maleńki schowek. Na dnie drewnianej skrytki leżały dwie lekko zniszczone fotografie, uschnięty kwiat magnolii i mały, skórzany woreczek. Zeynep z sentymentem sięgnęła po zdjęcia. Jedno z nich przedstawiało jej ojca w pełnym umundurowaniu, z powagą jakby piórem wypisaną na twarzy, jedynie ledwo zauważalny uśmiech burzył obraz dumnego oficera. Zeynep mimowolnie uniosła kąciki ust, przesuwając palcem po powierzchni fotografii. Dziewczyna zwróciła swoje oczy na drugie zdjęcie, na którym ona i jej ojciec stali obok siebie, jedno bardziej przytulone do drugiego. Na tym zdjęciu Cevdet po prostu szczerze się uśmiechał, kątem oka zerkając na swoją pierworodną. Szatynka ledwo poznała siebie w tej małej dziewczynce, która swoimi drobnymi ramionami mocno ściskała ojca, pokazując swoje śnieżnobiałe ząbki w radosnym, dziecięcym uśmiechu. Z oczu Zeynep wypłynęła pojedyncza łza, spadając na ściskaną w dłoni dziewczyny fotografię. Szybko wytarła zdjęcie i schowała oba do skrytki. Następnie chwyciła w dłoń malutki woreczek, z którego wypadł delikatny łańcuszek zakończony drobnym, rubinowym kryształem. Dostała go od ojca w dniu, kiedy po raz ostatni dotykała ojcowskiej ręki. Rubin połyskiwał w blasku wpadającego przez okno popołudniowego słońca, rozsyłając dookoła barwne, tęczowe wiązki światła.
-Nawet nie wiesz tato, jak bardzo za Tobą tęsknie-cichy szept wydostał się z kształtnych ust dziewczyny, a jej drżący głos brzmiał jak rozstrojone skrzypce-Wszyscy bardzo za Tobą tęsknimy. Gdybyś tylko mógł być tutaj.
Ucałowała wisiorek i schowała do woreczka, który umieściła spowrotem w drewnianej skrytce. Przykryła schowek drewnianą płytką i włożyła do szuflady stos ubrań, zasłaniający jej mały sekret. Zamknęła mebel i wstała, ciężko wzdychając. Podeszła do okna i wyjrzała na dwór. Ulica świeciła pustkami, ani jedna żywa duszyczka nie błąkała się po pogrążonych w grobowej ciszy alejkach. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, a ani jej matki, ani brata nie było widać. Zeynep zamartwiała się o los swoich bliskich, choć i tak cieszyła się, że razem z siostrami uniknęła ich losu. Jej myśli skierowały się ku postaci przystojnego porucznika. Zadziwiła ją jego szarmancja, doskonałe jak na greckiego żołnierza maniery i ten niespotykany błysk w oku, który przykuł uwagę młodej panienki. Przed oczami wciąż miała jego twarz, jego piwne tęczówki przeszywające ją na wskroś, lekko opadający na czoło kosmyk kasztanowych włosów. Był pierwszym Grekiem, do którego z miejsca nie pałała niechęcią i wrogością. Pogrążona w myślach nie usłyszała wchodzącej do pokoju Hilal, a zaraz za nią skruszona Yildiz. Obie dziewczyny podeszły do starszej siostry i otoczyły ją z obu stron. Szatynka automatycznie objęła je, przytulając mocno. Yildiz spojrzała na Zeynep i wtuliła się jeszcze bardziej.
-Wybacz siostro.
Zeynep lekko się uśmiechnęła i spojrzała na śliczną twarzyczkę gwiazdookiej. Ucałowała czubek jej głowy i oparła na nim brodę.
-Nie gniewam się siostrzyczko. Ale musisz zacząć uważać na to, co robisz. Mama potrzebuje naszego wsparcia. Jako rodzina musimy trzymać się razem, choćby nie wiem co. Jestem pewna, że ojciec by tego chciał. Razem z Ali Kemalem obiecaliśmy mu, że będziemy się wami opiekować. I robimy co w naszej mocy, aby danego słowa nie złamać. Ale bez waszej pomocy będzie ciężko. Dlatego nie ważne co się dzieje, rodzina jest najważniejsza.
Obie dziewczyny pokiwały twierdząco.

***

Trzy siostry siedziały na kanapie w salonie, zmartwione bez celu wpatrując się w bliżej nieokreślony punkt w przestrzeni. Była noc, księżyc wychynął zza skłębionych chmur, oświetlając mdłym blaskiem uśpiony Izmir. Wszystkie trzy córki Azize siedziały jak na szpilkach, wyczekując powrotu mamy i brata. Nagle Zeynep wstała i po raz kolejny zaczęła nerwowo krążyć po pokoju. Ciągle szeptała pod nosem nieme modlitwy. Jej siostry wodziły za nią wzrokiem, obejmując jedna drugą. Nagle zamek w drzwiach z cichym kliknięciem ustąpił i ktoś cicho wszedł do domu. Cała trójka wystrzeliła do holu, gdzie z podbitym okiem, rozciętą wargą i smętnym wyrazem twarzy stał czarnowłosy Ali Kemal. Yildiz jako pierwsza zarzuciła ramiona na szyje brata, a dwie pozostałe siostry odetchnęły z ulgą. Gwiazdooka odsunęła się dając miejsce młodszej Hilal, która podobnie jak starsza dziewczyna mocno uściskała Alego. Na koniec podeszła do niego najstarsza z sióstr. Najpierw obdarowała go delikatnym trzepnięciem w głowę, po czym wtuliła się w silne ramiona brata.
-Nigdy więcej nie waż się tego robić, nigdy.
Szatynka odsunęła się od bruneta i uśmiechnęła ciepło do niego. W jednej chwili przypomniała sobie o jednym szczególe i jej uśmiech zniknął, dając miejsce panice.
-Ali Kemal, gdzie jest mama?
-Nie martw się Zeynep, jest na dworze. Rozmawia z wujem Tevfikiem.
Zeynep zmarszczyła brwi, ale kiwnęła głową.
-Chodź do salonu Ali Kemal, zaraz przyniosę ci coś do jedzenia. Napewno jesteś głodny-powiedziała Hilal, ciągnąc brata za ramię, a zaraz za nimi rozanielona Yildiz. Zeynep jednak wyjrzała przez drzwi, usiłując usłyszeć cokolwiek z rozmowy jej matki i wuja. Jednak mówili zbyt cicho, by udało się jej wychwycić jakiekolwiek słowa. Zobaczyła tylko jak mama ze skruszonym wyrazem twarzy wręcza Tevfikowi niezwykle ozdobną szmaragdową kolię, a pułkownik ze smutnym uśmiechem przyjmuje naszyjnik. Szatynka weszła z powrotem do domu, zastanawiając się nad tym gestem. Nie dane było jej długo myśleć, gdyż Azize przekroczyła próg drzwi, zamykając je za sobą. Zeynep natychmiast objęła matkę, wczepiają smukłe palce w materiał płaszcza kobiety. Azize odwzajemniła uścisk córki i ucałowała jej policzek.
-Wszystko w porządku mamo?-Zeynep zapytała, przyglądając się swojej rodzicielce. Ta tylko kiwnęła głową, pozbywając się okrycia i butów.
-Nic mi nie jest córeczko, nie martw się.
Obie weszły do salonu, gdzie już czekała reszta dzieci pielęgniarki. Jej młodsze córki rzuciły się na matkę. Poprowadziły kobietę do stołu, posadziły na krześle i podały szklankę wody. Azize przyjęła naczynie, upiła dwa łyki i spojrzała po swoich dzieciach. Zeynep zauważyła zmartwienie w ciemnych oczach matki. Położyła swoją dłoń na ręce rodzicielki i spojrzała pytająco.
-Mamo, coś się stało? Dlaczego masz taką zmartwioną minę?
Kobieta ciężko westchnęła, chowając twarz w dłoniach. Położyła ręce płasko na stole, przesuwając wzrokiem po każdym ze swoich dzieci. Przez chwile milczała jak grób. Do salonu nagle wpadła lekko zaspana Hasibe, dzierżąca w dłoniach swój jaśminowy różaniec. Ujrzawszy wnuka, całego i zdrowego, podeszła do niego, ściskając go czule.
-Ali Kemal, dzięki Ci Boże, jesteś cały. Chwała Bogu.
Chłopak odwzajemnił uścisk, wciąż nie spuszczając oczu z matki.
-Mamo, dziewczynki, jest coś, o czym muszę wam powiedzieć.
Azize zwróciła się do swojej rodziny, która natychmiast skierowała na nią swoje spojrzenia. Kobieta przełknęła głośno ślinę i wzięła dwa głębokie wdechy.
-Wasz ojciec, major Cevdet żyje.

Witajcie😊
Oto kolejny rozdział Bursztynowej Lilii, chciałabym wam bardzo podziękować za każdy głos oddany na moją opowieść. To dla mnie naprawdę wielka motywacja i miód na moje serduszko❤️ dzisiaj trochę krócej, ale mam nadzieje że i ten rozdział przypadnie wam do gustu. Pozdrawiam was cieplutko
Little Vixen😗😗

Bursztynowa Lilia// Vatanim SensinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz