Plagg nie chciał siedzieć w domu.
Mój tydzień wyglądał, następująco:
Szkoła, Plagg, Mistrz Fu, spać i tak w kółko.
Staruszek, inne kwami i ja - po szkole - szukaliśmy sposobu na to, aby ciemnowłosy mógł przemieniać się w magiczne stworzenie. Mieszkanie Fu było zakopane książkami. Idziesz do salonu, książki, do kuchni, książki, do jadalni, książki, jesteś na korytarzu, książki, nawet w toalecie kilka było. Dlatego oprócz nich znajdował się tam wszechobecny kurz. Multum paprochów i jakieś śmieci.
Wszystko tonęło w papierach i wiedzy. Mimo, że po szkole ledwo żyłem. To i tak, codziennie, wstąpywałem do starca i szukałem. Czytałem, oglądałem, sprzątałem i spałem.
Jak już wspominałem Plagg nie chciał siedzieć w domu, ani przez dwadzieścia cztery godziny szukać rozwiązania naszego problemu i - mimo niechęci do szkoły - poszedł tam. Razem ze mną przekroczył bramy placówki. Następnie próg budynku. Poszedł do szatni. Zdjął kurtkę i ruszył do klasy.
Co chwilę, tęczówki uczniów patrzyły na nas. Na przestraszonego blondyna z zielonymi oczami i ciemnowłosego, pewnego siebie chłopaka, który uśmiechał się zawadiacko i mrugał do ładnych dziewczyn.
-Przestań. - szepnąłem, patrząc trochę w górę.
Mianowicie, Plagg był wyższy ode mnie o dziesięć centymetrów. Kiedy ja miałem prawie metr osięmdziesiat on dobijał do stu dziewiędziesięciu centymetrów. Był okropnie wysoki, przystojny i pewny siebie. Nie dziwne, że dziewczyny pożerały go wzrokiem.
-Co ja robię? - spojrzał na mnie z wyrzutem, ale w jego oczach kryły się wesołe iskierki.
-Nie wiem, co, ale jesteś idiotą. - mruknąłem. - Wszyscy się na ciebie gapią.
-Jesteś upierdliwy, bo nie patrzą na ciebie? - uniósł brwi i pstryknął mnie w nos. - Nie dąsaj się, Roszpunko.
Dlaczego mnie tak nazywał? Nudziło mu się, więc zaczął oglądać telewizję. Znalazł bajkę pod tytułem "Zaplątani" i stwierdził, że dosknale pasuję na rolę Disney'owskiej(?!) bajki.
Kiedy przekroczyliśmy próg klasy. Wszystko umilkło. Stanąłem z Plaggiem na środku klasy i odkaszlnąłem.
-To jest Paul. - wskazałem na ciemnowsłoego, który mierzył wszystkich swoim spojrzeniem. - Jest moim kolegą z...
-Poznaliśmy się w klubie ze stripizem. - wytrzeszczyłem oczy, tak, jak pozostali w klasie. - Wiecie, Adrienuś się nieźle zabawia. - spojrzał na mnie rozbawiony, a ja posłałem mu spojrzenie typu: "Zabiję cię, już nie żyjeż".
Wszyscy parsknęli śmiechem.
-Hej, ty! Przystojniaku! - krzyknęła Chloe, mrugając 'słodko'.
Plagg spojrzał na nią i uśmiechnął się miło.
-Tak, ślicznotko?
Tej wymianie zdań przysłuchiwała się każda osoba w pomieszczeniu. Ciekawiąc się, co wyniknie z tej, jakże zacnej, konwersacji. Ha, ha, ha.
-Może siądziesz ze mną? - zamrugała, robiąc dziubek.
-Ale Chloe, przecież ja siedzę z tobą. - odezwała się Sabrina.
Burgeois cała czerwona na twarzy odwróciła się w stronę swojej 'przyjaciółki"
-Już nie siedzimy, idiotko! Spadaj stąd do tego kurdupla Nathaniela! - krzyknęła.
Ruda, w pośpiechu, zabrała swoje rzeczy i przestraszona udała się do ławki czerwonowłosego. Blondynka z przyczepionym nieszczerym uśmiechem odwórciła się do ciemnowłosego, który mierzył ją wzrokiem i uśmiechał się figlarnie.
-To co, kochanutki, siadasz? - zapytała piskliwym głosikiem, przesiąknietym tą nadmierną słodkością.
-Wiesz. Chyba nie. - pokręcił głową i puścił jej oczko.
-Co? Dlaczego! - krzyknęła i zagryzła wściekle swoją wielką, pełną botoksu wargę.
-Nie wiem... Może dlatego, że jesteś taka sukowata? I dziwkarska? Może dlatego, ze traktujesz tak innych? - wskazał wokół siebie. - lepiej zastanów się nad swoim zachowaniem, bo kiedyś zostaniesz całkiem sama i twój kochany ojczulek aka grubiutki burmistrz Paryża też cię zostawi. Myślisz, że cały czas będzie się chciał zajmować takim rozwydrzonym bahorem, jak ty, Burgeois? Sorry, ale prawda boli. - wyrzucił i skierował się do wolnej ławki, na końcu klasy.
Chloe nie powiedziała nic. Nikt nic nie powiedział. Spojrzałem na blondykę, w której oczach zebrały się łzy. Chwyciła swoją torbę i - na wysokich szpilkach - wybiegła z klasy.
Wszyscy siedzieli cicho do końca przerwy.
*
-Jesteś idiotą. Jak mogłeś jej to powiedzieć? To w końcu też człowiek!
-Człowiek? Ona jest zniszczona do szpiku kości! Powiedzieć ci coś? Mistrz Fu widział przyszłość w snach i wiesz co? Popełni samobójstwo. Nie wytrzyma ze sobą i nic nie możemy zrobić, bo ona i tak się zabije. - wytłumaczył obojętnie.
-Trzeba ją uratować. To ty do tego doprowadziłeś. - pokręcił głową.
-Nie, to nie ja. To świat i jej rodzice to zrobili. Wszystko jest zaplanowane, a losu nie zmienisz. Jak nie popełni samobójstwa to zginie w inny sposób, niewiadomo czy nie w gorszy.
Szliśmy obok siebie, nic nie mówiąc. Kroczyliśmy w stronę mieszkania Mistrza Fu. Kiedyś myślałem, że jego miejsce zamieszkania jest małe, ale okazuje się, że praktycznie trzy czwrte budynku jest staruszka, tak samo, jak cała piwnica i strych wypełnione książkami. One są wszędzie.
Nie pukaliśmy. Po prostu chwyciliśmy za klamkę i po chwili znaleźliśmy się w środku. Zdawało mi się, że codziennie jest tu więcej ksiąg czy starodawnych papirusów.
-Jesteśmy! - krzyknął Plagg.
Po chwili zza jednego stosu książek wyszedł Wayzz. Chłopak nadal nie był do mnie przekonany. Zachowywał się sceptycznie i z dystansem. Mierzył mnie chłodnym spojrzeniem, a odzywał się do mnie tylko z konieczności. Nie wiedziałem, co zrobiłem. Bałem się, że będzie tak zawsze, a ja nie lubię, kiedy ktoś nienawidzi mnie bez konkretnego powodu. Bałem się, że w jego oczach jestm gorszy, niż najgorszy.
-Chyba coś znaleźliśmy. - zwrócił się do Plagg'a, posyłając mi dwu sekundowe spojrzenie.
W jadalni na stole poroskładane były stare papirusy. Przywitaliśmy się z mistrzem, który dokładnie studiował ich zawartość. Wczytywał się, co chwilę marszcząc brwi i nos. Sunął palcem po strukturze papieru, a głowę prawie wcisnął w papier.
-Przeczytałem tylko tytuł i ogólne informacje. - oznajmł zawiedziony. Nie moge odczytać szczegółowych, ponieważ zapisane są jeszcze starszym pisem, które nie jest mi znane. Inni próbowali, ale nie ty Plagg. Spróbuj. - wskazał na stół.
Ciemnowłosy wykonał polecenie. Lecz nic nie wskórał, ponieważ język pochoodził z czasów, jeszcze, przed jego urodzeniem.
Ciekawski podszedłem do papierów. Zerknąłem na nie i powoli wszytywałem się w koślawe i pochyłe litery.
-Myślę, że mamy poważne problemy. - wszyscy odwrócili się w moją stronę. - Tu napisane jest, że jeśli posiadacz miraculum pokona potwora z piekieł za pomocą swojej magicznej biżuterii, to jego kwami zostanie w postaci, takiej, w jakiej był przed przemianą, na zawsze. Jednak jest sposób... - czytałem. - Posiadasz miraculum musi umrzeć. - przełknąłem ślinę przestraszony, popatrzyłem się na resztę.
Byli zdezorientowani, tak samo, jak ja. Dlaczego moglem to odczytać, a oni nie?
***
Wiecie, jakie jest dziś ważne święto? MOJE URODZINY! Świętujmy! Złoży mi ktoś życzonka?
Brak mi miłości :(
KOCHAM WAS MAMY JUŻ PONAD 1 tysiąc wyświetleń!
CZYTASZ
Tajemnicza / MIRACULUM
FanfictionZnacie takie uczucie, które przewyższa was? Uczucie, które sprawia, że osobę, którą nim darzycie stawiacie ponad wszystko? Nawet ponad swoje życie? Chcecie być blisko tej osoby, chronić ją na każdy możliwy sposób, przytulać, całować. Mimo, że mam d...