*10*

516 46 24
                                    

Plagg nie chciał siedzieć w domu. 

Mój tydzień wyglądał, następująco:

Szkoła, Plagg, Mistrz Fu, spać i tak w kółko.

Staruszek, inne kwami i ja - po szkole - szukaliśmy sposobu na to, aby ciemnowłosy mógł przemieniać się w magiczne stworzenie. Mieszkanie Fu było zakopane książkami. Idziesz do salonu, książki, do kuchni, książki, do jadalni, książki, jesteś na korytarzu, książki, nawet w toalecie kilka było. Dlatego oprócz nich znajdował się tam wszechobecny kurz. Multum paprochów i jakieś śmieci. 

Wszystko tonęło w papierach i wiedzy. Mimo, że po szkole ledwo żyłem. To i tak, codziennie, wstąpywałem do starca i szukałem. Czytałem, oglądałem, sprzątałem i spałem. 

Jak już wspominałem Plagg nie chciał siedzieć w domu, ani przez dwadzieścia cztery godziny szukać rozwiązania naszego problemu i - mimo niechęci do szkoły - poszedł tam. Razem ze mną przekroczył bramy placówki. Następnie próg budynku. Poszedł do szatni. Zdjął kurtkę i ruszył do klasy.

Co chwilę, tęczówki uczniów patrzyły na nas. Na przestraszonego blondyna z zielonymi oczami i ciemnowłosego, pewnego siebie chłopaka, który uśmiechał się zawadiacko i mrugał do ładnych dziewczyn. 

-Przestań. - szepnąłem, patrząc trochę w górę.

Mianowicie, Plagg był wyższy ode mnie o dziesięć centymetrów. Kiedy ja miałem prawie metr osięmdziesiat on dobijał do stu dziewiędziesięciu centymetrów. Był okropnie wysoki, przystojny i pewny siebie. Nie dziwne, że dziewczyny pożerały go wzrokiem.

-Co ja robię? - spojrzał na mnie z wyrzutem, ale w jego oczach kryły się wesołe iskierki.

-Nie wiem, co, ale jesteś idiotą. - mruknąłem. - Wszyscy się na ciebie gapią.

-Jesteś upierdliwy, bo nie patrzą na ciebie? - uniósł brwi i pstryknął mnie w nos. - Nie dąsaj się, Roszpunko. 

Dlaczego mnie tak nazywał? Nudziło mu się, więc zaczął oglądać telewizję. Znalazł bajkę pod tytułem "Zaplątani" i stwierdził, że dosknale pasuję na rolę Disney'owskiej(?!) bajki.

Kiedy przekroczyliśmy próg klasy. Wszystko umilkło. Stanąłem z Plaggiem na środku klasy i odkaszlnąłem.

-To jest Paul. - wskazałem na ciemnowsłoego, który mierzył wszystkich swoim spojrzeniem. - Jest moim kolegą z...

-Poznaliśmy się w klubie ze stripizem. - wytrzeszczyłem oczy, tak, jak pozostali w klasie. - Wiecie, Adrienuś się nieźle zabawia. - spojrzał na mnie rozbawiony, a ja posłałem mu spojrzenie typu: "Zabiję cię, już nie żyjeż".

Wszyscy parsknęli śmiechem.

-Hej, ty! Przystojniaku! - krzyknęła Chloe, mrugając 'słodko'. 

Plagg spojrzał na nią i uśmiechnął się miło.

-Tak, ślicznotko?

Tej wymianie zdań przysłuchiwała się każda osoba w pomieszczeniu. Ciekawiąc się, co wyniknie z tej, jakże zacnej, konwersacji. Ha, ha, ha. 

-Może siądziesz ze mną? - zamrugała, robiąc dziubek.

-Ale Chloe, przecież ja siedzę z tobą. - odezwała się Sabrina. 

Burgeois cała czerwona na twarzy odwróciła się w stronę swojej 'przyjaciółki"

-Już nie siedzimy, idiotko! Spadaj stąd do tego kurdupla Nathaniela! - krzyknęła.

Ruda, w pośpiechu, zabrała swoje rzeczy i przestraszona udała się do ławki czerwonowłosego. Blondynka z przyczepionym nieszczerym uśmiechem odwórciła się do ciemnowłosego, który mierzył ją wzrokiem i uśmiechał się figlarnie.

-To co, kochanutki, siadasz? - zapytała piskliwym głosikiem, przesiąknietym tą nadmierną słodkością.

-Wiesz. Chyba nie. - pokręcił głową i puścił jej oczko.

-Co? Dlaczego! - krzyknęła i zagryzła wściekle swoją wielką, pełną botoksu wargę.

-Nie wiem... Może dlatego, że jesteś taka sukowata? I dziwkarska? Może dlatego, ze traktujesz tak innych? - wskazał wokół siebie. - lepiej zastanów się nad swoim zachowaniem, bo kiedyś zostaniesz całkiem sama i twój kochany ojczulek aka grubiutki burmistrz Paryża też cię zostawi. Myślisz, że cały czas będzie się chciał zajmować takim rozwydrzonym bahorem, jak ty, Burgeois? Sorry, ale prawda boli. - wyrzucił i skierował się do wolnej ławki, na końcu klasy.

Chloe nie powiedziała nic. Nikt nic nie powiedział. Spojrzałem na blondykę, w której oczach zebrały się łzy. Chwyciła swoją torbę i - na wysokich szpilkach - wybiegła z klasy.

Wszyscy siedzieli cicho do końca przerwy.

*

-Jesteś idiotą. Jak mogłeś jej to powiedzieć? To w końcu też człowiek! 

-Człowiek? Ona jest zniszczona do szpiku kości! Powiedzieć ci coś?  Mistrz Fu widział przyszłość w snach i wiesz co? Popełni samobójstwo. Nie wytrzyma ze sobą i nic nie możemy zrobić, bo ona i tak się zabije. - wytłumaczył obojętnie.

-Trzeba ją uratować. To ty do tego doprowadziłeś. - pokręcił głową.

-Nie, to nie ja. To świat i jej rodzice to zrobili. Wszystko jest zaplanowane, a losu nie zmienisz. Jak nie popełni samobójstwa to zginie w inny sposób, niewiadomo czy nie w gorszy. 

Szliśmy obok siebie, nic nie mówiąc. Kroczyliśmy w stronę mieszkania Mistrza Fu. Kiedyś myślałem, że jego miejsce zamieszkania jest małe, ale okazuje się, że praktycznie trzy czwrte budynku jest staruszka, tak samo, jak cała piwnica i strych wypełnione książkami. One są wszędzie.

Nie pukaliśmy. Po prostu chwyciliśmy za klamkę i po chwili znaleźliśmy się w środku. Zdawało mi się, że codziennie jest tu więcej ksiąg czy starodawnych papirusów.

-Jesteśmy! - krzyknął Plagg.

Po chwili zza jednego stosu książek wyszedł Wayzz. Chłopak nadal nie był do mnie przekonany. Zachowywał się sceptycznie i z dystansem. Mierzył mnie chłodnym spojrzeniem, a odzywał się do mnie tylko z konieczności. Nie wiedziałem, co zrobiłem. Bałem się, że będzie tak zawsze, a ja nie lubię, kiedy ktoś nienawidzi mnie bez konkretnego powodu. Bałem się, że w jego oczach jestm gorszy, niż najgorszy. 

-Chyba coś znaleźliśmy. - zwrócił się do Plagg'a, posyłając mi dwu sekundowe spojrzenie.

W jadalni na stole poroskładane były stare papirusy. Przywitaliśmy się z mistrzem, który dokładnie studiował ich zawartość. Wczytywał się, co chwilę marszcząc brwi i nos. Sunął palcem po strukturze papieru, a głowę prawie wcisnął w papier.

-Przeczytałem tylko tytuł i ogólne informacje. - oznajmł zawiedziony. Nie moge odczytać szczegółowych, ponieważ zapisane są jeszcze starszym pisem, które nie jest mi znane. Inni próbowali, ale nie ty Plagg. Spróbuj. - wskazał na stół.

Ciemnowłosy wykonał polecenie. Lecz nic nie wskórał, ponieważ język pochoodził z czasów, jeszcze, przed jego urodzeniem. 

Ciekawski podszedłem do papierów. Zerknąłem na nie i powoli wszytywałem się w koślawe i pochyłe litery.

-Myślę, że mamy poważne problemy. - wszyscy odwrócili się w moją stronę. - Tu napisane jest, że jeśli posiadacz miraculum pokona potwora z piekieł za pomocą swojej magicznej biżuterii, to jego kwami zostanie w postaci, takiej, w jakiej był przed przemianą, na zawsze. Jednak jest sposób... - czytałem. - Posiadasz miraculum musi umrzeć. - przełknąłem ślinę przestraszony, popatrzyłem się na resztę.

Byli zdezorientowani, tak samo, jak ja. Dlaczego moglem to odczytać, a oni nie?

***

Wiecie, jakie jest dziś ważne święto? MOJE URODZINY! Świętujmy! Złoży mi ktoś życzonka? 

Brak mi miłości :( 

KOCHAM WAS MAMY JUŻ PONAD 1 tysiąc wyświetleń! 




Tajemnicza / MIRACULUMOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz