video IX

3.7K 551 79
                                    

— M-I-N — przeliterował brunet. Chłopak stojący przed nim skinął głową, zapisując nazwisko w zeszycie. Lista zawierała już dziewięć innych imion, jednak Yoongi zauważył, że jego własne zostało wpisane na początku, mimo że powinno znaleźć się na końcu spisu. Uśmiechnął się lekko, doskonale wiedząc, co to oznacza.

— Dzięki. W sobotę o szesnastej pierwsze spotkanie. Pasuje?

— Jak najbardziej.

— Super. Do zobaczenia.

Chłopak oddalił się. Min wciąż lekko uśmiechał się sam do siebie. Ciężkie treningi nie poszły na marne. Już po chwili dołączył do niego Jungkook.

— Czego chciał od ciebie Lee?

— Zbiera drużynę na zawody. Chyba mnie wezmą.

— Naprawdę? — Jeon uniósł brwi, zdziwiony. — Ty i ping-pong?

— Idioto. — Yoongi przewrócił oczami, nie wierząc w niedoinformowanie przyjaciela. — Mark Lee jest kapitanem drużyny koszykówki.

— Kosz? To jeszcze lepiej — parsknął Jungkook. — Nadajesz się idealnie. Dostajesz same kosze. Jak choćby od tego dzieciaka... jak mu tam było? Timin?

— Jimin...

— No, właśnie. Liczyłem na uroczy związek po waszej ostatniej randce, ale widocznie wredni nudziarze nie są w jego typie.

— Nie jestem wrednym nudziarzem.

— W jego typie też nie jesteś.

— Zamknij się. — Z niewiadomego powodu Yoongiego wkurzała sama możliwość, że może nie być w typie Jimina bardziej, niż stwierdzenie, że on sam jest wredną osobą. Chociaż... wkurzała?

Nie. Yoongi był przerażony tą opcją.

A świadomość, że tak bardzo mu na tym zależy, paraliżowała go strachem jeszcze bardziej.

— To kiedy macie mecz?

— Pierwsze eliminacje są w sobotę.

— Który to jest? Dwunasty?

— Trzynasty paździe... Jezus Kurwa Maria. — Min zatrzymał się, niemal czując, jak serce najpierw mu staje, a zaraz potem przyśpiesza do niewiarygodnej prędkości, pompując krew po całym organizmie w zawrotnym tempie.

Zjebał. Po całości.

— Yoongi? Gdzie idziesz? Mamy godzinę przerwy, mieliśmy iść na obiad!

— Zjesz beze mnie, będę potem! — Krzyknął, biegnąc w tylko sobie znanym kierunku.

📼📼📼

Stał po drugiej stronie ulicy już dobre piętnaście minut, wpatrując się w witrynę wypożyczalni. Co miał mu powiedzieć?

We wtorek, gdy razem spędzali ostatnie godziny święta Hangul, Jimin wspominał, że nikt nie dał mu nigdy lepszego prezentu urodzinowego. Brunet spytał wtedy, czy ma dziś urodziny. Chłopak zaśmiał się, zaprzeczając i oznajmił, że odbędą się one dopiero za kilka dni, w sobotę. Yoongi obiecał mu wtedy, że spędzą ten dzień razem, o ile oczywiście Park będzie miał na to ochotę. A Jimin, cały rozpromieniony, zgodził się.

I cholera jasna, teraz musiał to odwołać. Bo owszem, mógł spędzić czas z blondynem po meczu, ale zobowiązał się do całego dnia i... ugh.

Nie miał wiele czasu, dziś był już czwartek. Musiał porozmawiać z nastolatkiem. Zdobył się w końcu na przejście przez ulicę. Stanął przed drzwiami, niepewny, co robić. Powinien wejść do środka, prawda?

Nie dowiedział się, czy jest na tyle opanowany, by stanąć przed Jiminem twarzą w twarz, bo chłopak znalazł się nagle tuż za nim.

— Yoongi? Co tu robisz? Szukałem cię!

— Słucham? — spytał Min, całkowicie zbity z tropu. Czy Park wiedział już o wszystkim i chciał na niego nakrzyczeć?

— Pomyślałem, że pewnie nic nie zjesz w przerwie, a musisz ciężko trenować. Mówiłeś, że odbywają się nabory na mecz koszykówki na twoim uniwersytecie i że bardzo ci na nich zależy, więc... proszę. — Jimin wyciągnął plastikową śniadaniówkę. — Przygotowałem to dla ciebie. Musisz się zdrowo odżywiać, wiesz? — Trajkotał zadowolony z siebie nastolatek.

Yoongi tymczasem starał się zdusić tę okropną gulę w gardle, która z każdą chwilą rosła. Podziękował za jedzenie, a już po chwili żegnał się z Parkiem, który musiał wracać do pracy.

Idąc z powrotem na zajęcia myślał jedynie o tym, że naprawdę jest najgorszą osobą na całym świecie.

📼📼📼

— Więc?

— Parasolka i śniadanie.

Na auli studenci roześmiali się, patrząc z rozbawieniem na Mina. Ten dopiero po chwili zorientował się, że powiedział to na głos.

— Znaczy... Cornell Woolrich. Powieści kryminalne.

— Dobrze. — Profesor Namjoon uśmiechnął się, ukazując dołeczki w policzkach. Rozdrażnienie studentów czasami naprawdę go bawiło. Mimo swojej surowej postawy podczas egzaminów, był naprawdę dobrym wykładowcą, za którym młodzież z uniwersytetu wręcz przepadała. Przewinął slajd na projektorze, demonstrując jakieś idiomy. Yoongi ponownie odpłynął myślami. Ta sytuacja była beznadziejna. Co mógł zrobić? Nie potrafił tak po prostu zniszczyć Jiminowi humoru, informując go o zmianie planów. Z drugiej strony, im dłużej zwlekał z powiedzeniem mu tego, tym gorzej przedstawiała się cała sprawa. Szlag by to wszystko trafił.

— "Okno na podwórze", proszę państwa. Nie będę tego sprawdzał. To wam po prostu polecam — uśmiechnął się profesor, poprawiając okulary spadające z nosa. Studenci uśmiechnęli się do siebie. Mimo że nie była to ich praca domowa, z chęcią obejrzeliby każdy film, jaki proponował im ich ulubiony wykładowca.

— No, dziękuję wam za dzisiaj i... ekhm, nędzy — wymamrotał Namjoon, z bólem patrząc na zepsute przez siebie okulary. Studenci roześmiali się ponownie, a Kim posłał im słaby uśmiech. Przekleństwa ze strony szanowanych osób, takich jak ich profesor, zawsze brzmiały niewiarygodnie śmiesznie.

Podczas gdy wszyscy chichotali i żegnali się z wykładowcą, Yoongi powolutku pakował zeszyty do torby. Prawda była taka, że nie miał odwagi stanąć przed Jiminem i tak po prostu odwołać planów. Tego dnia Min stwierdził jedną rzecz.

Był cholernym tchórzem.



videoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz