Blaise
- Rachel - szepnąłem, patrząc na jej piękną twarz. Po chwili poczułem jak mój kutas twardnieje. Nawet w takim momencie, Ugh.
- Blaise - powiedziała, patrząc na mnie z bólem. Bólem który ją spowodowałem.
- Mamo, znasz pana Blaise'a? - zapytał Colin, zwracjąc tym naszą uwagę.
- Znałam skarbie, znałam - odpowiedziała, gromiąc mnie wzrokiem.
- Chwila! - krzyknąłem głośno, licząc w myślach czas naszego zerwania. - Colin ma trzy lata, tak? - zapytałem, patrząc w jej piękne, czekoladowe oczy.
- Tak - szepnęła, odwracająca wzrok. - Dziś ma urodziny - dopowiedziała cicho.
- Trzy lata plus 9 miesięcy to - zastanawiałem się na głos. - Zdradzałaś mnie! - krzyknąłem, czując jak pieką mnie oczy. Nie zniósł bym tego, że mnie zdradzała, to, to...nie, po prostu nie.
- Oczywiście, że nie! - odpowiedziała oburzona.
- Ale 3 lata i 9 miesięcy temu, byliśmy jeszcze razem! - krzyknąłem zbulwersowany.
- Ale cię nie zdradzałam! - powtórzyła, wyrzucając ręce w górę.
- Jak nie to są tylko dwie opcje! - również krzyczałem. - Albo szybko się mną pocieszyłaś i Colin jest wcześniakiem albo to jest... Mój syn! - krzyknąłem załamany. Opadłem na kanapę, chowając w ręce swoją głowę.
- Tata? Jesteś moim tatą? - zapytał Colin, patrząc na mnie z nadzieją, jak i bólem w oczach.
- Nie wiem - szepnąłem, wyciągając ręce i chcąc pogłaskać go po włosach, jednak chłopiec gwałtownie się oddalił. Patrzyłem na niego ze łzami, spływającymi po moim policzku. - Colin? - zapytałam cicho.
- Nienawidzę cię! - krzyknął, kopiąc mnie w kostkę. - Nie kochasz mnie! Zostawiłeś mnie! Ty, ty - Rozpłakał się, wtulajac się w szczupłe ciało swojej mamy.
- Cichutki, skarbie. No już - uspokajała go, głaskając po włosach. Przeniosła zbolały i pełen winy wzrok na mnie. - Pogadamy zaraz, okey? - szepnęła, głaskając uspokajająco Colina po plecach.
Kiwnąłem niezauważalnie głową, a ona poszła w głąb korytarza. Po chwili słyszałem jakieś szmery i brunetka wróciła już bez chłopczyka. Nie potrafiłam przyswoić się z myślą, że miała kogoś po mnie. Albo nawet w trakcie mnie, ale... Mówi, że nie, a ja nie mam zamiaru jej nie ufać. Jeśli chodzi o to, że to jest mój syn to... Nie umiem uwierzyć. Może i faktycznie jest podobny, ale kurwa. Nie.
- Kto jest jego ojcem? - zapytałem od razu po zamknięciu drzwi jej gabinetu, wbijaca w nią stanowczy wzrok. Rachel odwróciła się speszona, zaczesując kosmyk włosów za ucho. Poprawiłem się na krześle, czując jak mój penis twardnieje.
Boże.
Był zwarta i gotowy. Po tylu latach starań, aby na zawołanie wstał. Japierdole.
- Czyim ojcem? - zapytała, śmiejąc się nerwowo i rozglądając na boki. Jej piękną twarz okalały brązowe włosy, a lekko widoczne piegi połyskiwały w blasku słońca. Kiedyś z zamkniętymi oczami potrafiłem wskazać dokładne ich położenie. Teraz ledwo pamiętałem, że je miała.
- Colina. - odparłem twardo. Brunetka przełknęła głośno ślinę i spuścił wzrok w dół. Jej długie, czarne rzęsy zasłaniały całkowicie jej piękne, brązowe tęczówki w której potrafiłem sie zatapiać. Bez opamiętania.
Wymamrotała coś, czego nie potrafiłem usłyszeć. Cichutki szmer wydostał się z jej pełnych ust. Wkurzony wsparłem się na rękach o blat i ponowiłem pytanie.
- Ty - szepnęła cicho, co ledwo usłyszałem. Wytrzeszczałem szeroko oczy, czując zdezorientowanie, wściekłość jak i nieopisana ulgę. Byłem zdezorientowany, że mam syna. Wściekły , że to przede mną ukrywała i poczułem ulgę przez to, że z nikim prawdopodobnie nie była. Prawdopodobnie, kurwa.
- Powtórz. - zarządałem.
- Ty - powtórzyła głośniej, powoli podnosząc na mnie swój załzawionymi wzrok. Spiąłem się pod jej twardym spojrzeniem. - Jego ojcem jesteś ty. Skurczybyk jakich mało, który podczas gdy ja wywalam wszystkie wnętrzności do toalety, ty zajmowałeś się moją przyjaciółką. Skurwiel, który pieprzył jakąś dziwkę wtedy kiedy miałam mu powiedzieć o ciąży. Skurwiel który złamał mi serce i skazał na życie samotnej matki. - warkneła, zaciskając ręce w pięści i patrząc mi odważnie w oczy.
O kurwa.
Pojechała.
A mój kutas stoi jak pieprzonym żołnierz, gotowy w każdej chwili wejść w jej słodką cipkę. Japierdole.
- Wtedy kiedy... Kiedy ja i... Przyszłaś powiedzieć mi o... O ciąży? - zapytałem dla pewności, głośno oddychając. Pozbawiła mnie trzech cholernych lat z synem. Ja rozumiem, że ją zdradziłem i wogóle, ale kurwa, najlepsze lata za mną. Nie słyszałem jak mówi pierwszy słowo. Nie zobaczyłem jak stawia pierwsze kroki, jak idzie do przedszkola, jak płacze w nocy chcąc przytulić się do ojca. A mnie kurwa nie było.
- Tak - powiedziała.
- Jak mogłaś?! - warknąłem na nią. - Pozbawiłaś mnie trzech lata życia z synem! Wiem, że ci okłamałem, ale kurwa, mogłaś mi powiedzieć. Pomógłby tobie, pomógłbym wam! A Colin nie musiałby żyć sam ze swoją matką! - wyrzuciłem z siebie, zaciskając ręce w pięści i mrożąc wzrokiem moją byłą dziewczynę.
Byłą, kurwa.
- Oh, przepraszam. - sarkneła. - Miałam ci jeszcze wybaczyć, co? Czekać na ciebie w domku z obiadkiem podczas gdy ty pieprzyłbyś wszystkich na lewo i prawo. - Wytknęła mi palec w pierś. - Albo nie! Jeszcze lepiej! Zamieszkalibyśmy w czwórkę! Ja, Colin, ty i Meghan! Tak abyś ty miał dwie dziewczyny. Jedną od obiadków, a drugą od pieprzenie. To dopiero by była wygoda! - snuła, krzycząc na mnie. Jej broda drżała niemiłosiernie szybko, policzki płonęły wykwintnym rumieńcem, a oczy były załzawione.
Przeze mnie.
- Nie - rzuciłam krótko, studiując jej twarz. Dokładnie. Zapamiętująć każdy szczegół. Chłonąc jej piękność. Chcąc wyryć w pamięci jej obraz. Jej pięknej twarzy okalanej długimi, brązowymi włosami. Jej oczu wpatrujących się we mnie ze skrywanym uczuciem. Jej ust opuchniętych od płaczu, choć chciałbym by były opuchnięte od czegoś innego. Jej całej. Idealnej.
- Jasne - odpowiedziała sarkastycznie, wyciągając z szuflady jakieś kartki.
- Naprawdę - powtórzyłem, łapiąc ja niespodziewanie za rękę. Rachel najpierw uniosła głowę, a później spojrzała na nasze splecione ręce. Gwałtownie wyszarpneła rękę z uścisku, a ja... A ja poczułem pustkę. Pustkę, która towarzyszyła mi od prawie 4 lat. - Ale teraz mam zamiar uczestniczyć w życiu Colina. Czy tego chcesz czy nie. - zapewniłem. Brunetka spojrzała na mnie, a później niezauważalnie kiwneła głową.
- No, więc twoja sprawa wygląda następująco. - zaczęła, zmieniając swój ton głosu na służbowy. Była niezwykle profesjonalna, tak jak zawsze. We wszystkim co robiła, a ja zamierzałem to wszystko, odzyskać.
-----
Hej, hej
Znowu wam uległam! Niech wam już będzie, ale tak jak pisze, 130 gwiazdek i dopiero wtedy nowy rozdział. I co chwilę będę podwyższać poprzeczkę.
130 gwiazdek= nowy rozdział
Gwiazdkujcie, komentujcie
Wasza
Princess_of_asshole
CZYTASZ
Mom, do you love daddy?
Fanfiction" - Przecież to nie możliwe - szeptałam od dobrych kilku minut. Siedziałam na zimnych kafelkach w łazience, które nieprzyjemnie wpływały na moją rozgrzaną skórę, ale się tym nie przejmowałam. W ręce trzymałam test ciążowy na którym widniały dwie kre...