Rozdział trzynasty

40.5K 1.7K 539
                                    

Pamiętajcie, że kocham komentarze!

Rachel

Obudziłam się przez natrętne dźwięki wydobywające się z jakiegoś pomieszczenia. Dźwięk zgrzytu metalu o metal, jak i stukanie porcelany o siebie wypełniał całe mieszkanie. Leniwie przetarłam ręką oczy, aby następnie opornie je otworzyć. Tak zwane "śpiochy" znajdowały się na moich powiekach, więc szybko je z nich zdjęłam. Mrugnęłam parokrotnie oczami, przyzwyczajając się do światło. Niespodziewanie, niemiłosierny ból zaatakował moją głowę, więc czym prędzej chwyciłam się za nią, jęcząc z bólu.

- Boże, czemu to tak boli? - zapytałam retorycznie, próbując wstać z kanapy na której obecnie się znajdowałam.

Pulsująca głowa nie dawała mi spokoju, a zgrzyt naczyń powodował niemalże piszczenie w mojej głowie.

Wsparlam się rękami o materiał kanapy, zatapiając w niej swoje średniej długości paznokcie. Po kilku nieudolnych próbach, wreszcie udało mi się wstać na nogi. Zaczęłam zmierzać w kierunku kuchni z której wydobywały się te nieprzyjemne dźwięki. Po drodze raz się prawie zabiłam, wpadając na ścianę, jednak nic oprócz stłuczonej ręki jak i reklamendacji, że niegdy nie sięgnę po alkohol, się nie stało.

- Dzień dobry - usłyszałam, przekraczawszy próg pomieszczenia. Zaskoczona uniosłam wzrok zza swoich stóp na niespodziewanego gościa. Peter pałętał się w kuchni tak jakby był u siebie, robiąc z niej składowisko śmieci. Wszędzie walały się garnki jak i patelnie a na barku stały dwa talerze wypełnione małą ilością jajecznicy jak i po jednej kromce chleba.

Uniosłam zaintrygowana jak i zrezygnowana brew ku górze. Zaintrygowana wizytą mojego kuzyna, a zrezygnowana tym, że nawet posiłku porządnie nie umie zrobić.

- Śniadanie gotowe - odzywa się znowu, nie czekając na przywitanie z mojej strony. Kręcę głową z cichutkim śmiechem przez bolącą głowę i zasiadam na barowym stołku.

- Wiesz może czy mam... - zaczynam po chwili, wstając z krzesła chcąc poszukać tabletek na głowę.

- Tak, mam dla ciebie tabletki, ty flirciaro - odpowiada, posyłając mi rozbawione spojrzenie.

Marszczę brwi i zaintrygowana jego słowami, siadam. Nabijam na widelec ostatnie kęsy jajecznicy i z przymrużonymi oczami, wkładam ją do ust.

- O czym ty mówisz? Czemu flirciaro? - zapytałam podejrzliwie, po uprzątnięciu talerza do zera. Cóż... - I co ty tu wogóle robisz? - dopytałam, odpychając od siebie naczynie i dając na barek łokcie, tak aby oprzeć na nich swój podbródek.

- Nie pamiętasz? - Był niezwykle rozbawiony, czego wogóle nie rozumiałam. - Byłaś wczoraj taka pijana, że próbowałaś mnie zaciągnąć do łóżka. Wyrwij sobie jakiegoś faceta i tyle. Colin potrzebuje ojca - wyznał końcówkę już poważnie.

Przegryzłam wargę, nie wierząc swojej głupocie, ale głównie zastanawiając się czemu jeszcze nie poinformowałam go o tym, że ojciec Colin'a sam się napatoczył.

- Tak wogóle to gdzie twój syn? - zapytał, marszcząc brwi. Kiedy miałam już odpowiedzieć mu i przy okazji wyznać prawdę, ktoś zadzwonił do drzwi. - Czekaj, ja otworzę - zadeklarował Peter, odsuwając swój stołek i zmierzając w kierunku przedpokoju.

Zaciekawiona podeszłam bliżej, aby dowiedzieć się kogo przywiało o tej godzinie, jednak doskonale znany mi głos, dał mi jednoznaczną odpowiedź.

- Kim ty do cholery jesteś?!

Blaise

Nie wytrzymam. No, kurwa nie wytrzymam. Dałem jej wolny wieczór. Jeden wolny wieczór! A ona już baluje i sypia z jakimś tandetnym blondasem. Zacisnąłem pięści jak i szczękę, nie mogąc się pohamować. To moja kobieta do cholery i nikt nie ma prawa jej tykać!

Mom, do you love daddy?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz