Rozdział siedemnasty

40.4K 1.4K 315
                                        

2/5

Rachel

Życie — chyba najbardziej skomplikowane coś w przestrzeni, na Ziemi czy gdziekolwiek indziej. Przelatuje zdecydowanie za szybko. Czasem masz szansę dojrzeć nawet jak ucieka ci przez palce. Zsiwiałe włosy, zgrzybiałe palce czy też wypadające, zżółciałe zęby. Życie to nauka, nauka i nauka. W dzieciństwie dorośli powtarzają, że jest ona najważniejsze, że bez niej nic nie osiągniesz. Bo to prawda. Z biegiem lat, każdy zdaje sobie z tego sprawę. Jednak bez odrobiny szaleństwa te krótkie życie staje się... Nudne.

- O czym tak myślisz, Rachel? - Zza zadumy wybudził mnie ciepły głos Blaise'a. Spojrzałam na niego, przegryzając swoją wargę. - Od około dziesięciu minut tak siedzisz z tępym spojrzeniem - mruknął, klepiąc mnie po ręce. - Zraz będziemy lądować, trzeba obudzić Colin'a.

Mruknęłam coś w odpowiedzi, delikatnie strzępując jego dłoń z mojej. Może i się całowaliśmy, ale nie do końca mu wybaczyłam. O nieee...

- Colin, wstajemy - mruknęłam, delikatnie szturchając syna w ramię. Chłopiec szepnął coś niezrozumiałego, mlaskając przy tym głośno. Cicho się zaśmiałam, potrząsając nim. - No już, skarbie - powtórzyłam. Chłopiec wreszcie mrugnął oczami, przecierając je pięśćmi i ziewając niczym dorosły lew.

Zaśmiałam się, widząc jego pobudkę. Mój syn był zdecydowanie za słodki.

***

Dobra, teraz spokój, Rachel. Spokojnie. Przecież twoja rodzina z pewnością nie zabije Blaise'a, przecież złamałoby to malutkie serduszko Colin'a. Nie są aż takimi potworami, wogóle nie są potworami. Wszystko będzie dobrze. Ewentualnie będzie lekko poobijany, ale nic więcej. Wdech i wydech, spokojnie.

- Myślisz, że mnie zabiją? - mruknął Blaise, w momencie w którym miałam zapukać do drzwi. Wkurzona , zmroziłam go wzrokiem i odepchnęłam jego spoconą dłoń, która dotknęła mojego ramienia.

- Daj spokój, Blaise. Nie panikuj - powiedziałam, czując jak moje serce o mało nie chce wyrwać się z piersi.

Cóż... Nie oznacza to, że ja nie mogę panikować.

- Mamo, no. Otwieraj już te drzwi, chcę do Mary! - marudził Colin, ciągnąc mnie za sukienkę. Miałam na sobie białą hiszpankę, która była moim zbawieniem, bowiem było tu zdecydowanie cieplej niż w San Diego. Mój Samsung wskazywał trzydzieści siedem stopni Celsjusza, a odczuwalna temperatura była o ponad pięć stopni większa.

- Już, już - mruknęłam, biorąc głęboki wdech i wreszcie stukając kołatką w białe drzwi.

- Charlotte! Ktoś przyszedł! Otwórz te cholerne drzwi! Mary zrobiła kupę i zaraz mi chyba eksplodują nozdrza! - Dało się dokładnie wszystko usłyszeć z wnętrza domu, kiedy blondynka stanęła w przejściu, tym samym owterajac drzwi. Wybuchneliśmy wraz z nią śmiechem.

- Cholelne, cholelne, ahahaha - śmiał się Colin, skacząc w miejscu. Kiedy miałam już go zrugać za słownictwo, ten jak rażony prądem, wystartował w kierunku pokoju dziewczynki, wrzeszcząc po drodze: - Mary, gdzie jesteś?!

Znowu się zaśmiałam, a słysząc jeszcze śmiech Lottie, cieszyłam się, że nie jestem sama.

- Ah, kocham tą dwójkę - wyznałam, po opanowaniu śmiechu. Kiedy już miałam przekroczyć próg pomieszczenia, usłyszałam za sobą czyjeś donośne chrząknięcie, na co zirytowana przewróciłam oczami. - Lottie, to Blaise. Blaise, to Lottie - mruknęłam, robiąc krok w bok, tym samym ukazując Blaise'a w całej okazałości.

Ten, stał skulony z nieśmiałym uśmiechem, a jego ręce były w kieszeni jak u małego chłopca.

- Miło mi... Czekaj, co?! Tego Blaise'a, do cholery?! - warkneła, na co przymknęłam powieki i przełknęłam głośno ślinę.

- Tak? - zapytał niepewnie White, prostując się i posyłając niewinne spojrzenie Charlotte. Widząc to, uderzyłam się z otwierając dłoni w czoło. - Ten z którym  była dziewczyna twojego męża go zdradziła - dodał, na co uderzyłam się ponownie w czoło.

Jezu, Boże, Matko! Wszyscy święci pomóżcie i obdarujcie go choć połówką dobrze działającego mózgu.

- Jestem na ciebie wściekła, że zdradziłeś Rachel i zrobiłeś jej takie świństwo, a z drugiej wdzięczna, że gdy spotkałam Cola, to ten był wolny - powiedziała Lottie, błyszcząc inteligencją. Moja ręką po raz setny tego dnia, zderzyła się z moim czołem.

Boże, dopomóż.

- Nie ma za co - odpowiedział Blaise, szczerząc się.

- Dobra, dość. Wchodzimy do środka, więc koniec tematu, okey? - mruknęłam, wchodząc do środka, przepychając przy tym Lottie.

- Tylko tym razem nie daj jej odejść i przed następnym dzieckiem, zapewnij chociaż pierścionek zaręczynowy - Usłyszałam cichy szept blondynki za sobą.

Rozbawiona, zakryłam dłonią usta, przewracając przy okazji oczami.

Jezuniu, ta kobieta mnie dobija.

- Cole! - krzyknęłam, widząc jak mój starszy braciszek siedzi wśród zabawek razem z dwójką dzieci. Podeszłam do nich szybkim krokiem, a brunet wstał ze swojego miejsca, rozkładając przy tym swoje ramiona. - Mary! - Zwinnie go wyminełam, podnosząc z koca dziewczynkę i tuląc ją do swojej piersi. - Ależ ty urosłeś, co malutka? Urosłaś, tak? - mówiłam do niej przesłodzonym głosikiem, gilgocząc ją po brzuchu, tym samym wywołując jej słodki śmiech.

Mała *Shelley gryzła w swojej buzi gryzaka, śmiejąc się przy tym w niebo głosy i kopiąc nóżkami.

- Ej, a ja? - Usłyszałam obniżony głos mojego starego braciszka, który przytulił mnie do siebie po chwili, głaskając po włosach. Przedtem oczywiście odłożyłam małą, kora teraz grzecznie bawiła się z Colin'em autkami. Po kilku sekundach, poczułam jak ciało Cola drętwieje, a on, zaciska pięści na moich ramionach i napina swoje mięśnie.

- Cole? - zapytałam niepewnie, próbując go od siebie lekko odepchnąć, jednak ten stał jak wmurowany w ziemię.

Po chwili warknął niczym zwierzę, zaciskając szczękę i jeszcze mocniej mnie ściskając.

- Co on tu robi?! - krzyknął wściekły, nadal mając mnie w ramionach. Przymknęłam powieki, wiedząc, że to będzie najgorszy moment tego wyjazdu.

- Cześć, Cole

-----

Także ten...

Tak jak napisałam w komentarzu, te rozdziały dziś raczej będą pojawiać się co 2-3 godziny, ale jeden na pewno pojawi się dopiero w godzinach wieczornych, nocnych.

Gwiazdkujcie, komentujcie!

*Shelley — nie wiem czy dawałam nazwisko rodzinie Rachel, ale chyba nie. Więc oto i one

Wasza
Princess_of_asshole

Mom, do you love daddy?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz