Rozdział dwudziesty szósty

32.1K 1.2K 142
                                    

Rachel

Wytarłam ręce w wisząca przy uchwycie piekarnika ściereczkę. Mimowolnie się uśmiechnęłam, dotykając swojego brzucha. Już dziś, właśnie dziś zobaczę jego malutkie jestestwo na monitorze.

Pan Smith był na tyle miły, że wcisnął mnie w wolną lukę już na dwa dni po zadzwonieniu. Także stoję zestresowana w kuchni, ściskając w ręce jeden z testów ciążowych, a w drugiej kluczyki do samochodu.

Przełknęłam ślinę, biorąc głęboki wdech i zmierzając w kierunku przedpokoju. W pośpiechu ubrałam na nogi swoje adidasy i zgarnełam z wieszaka cienką bluzę. Telefon schowałam do kieszeni, natomiast testy ciążowe do malutkiej torebki przewieszoną przez moje ramię.

Zakluczyłam drzwi na klucz i udając się na parking, w między czasie zestresowana myślałam o tym wszystkim, o dziecko i... I o tym jak to wszystko się zmieni.

Po kilkunastu minutach dojechałam do budynku, w którym pracował mój ginekolog. Zestresowana przekroczyłam próg przedpokoju i na drżących nogach usiadłam na plastikowym krześle, cierpliwie czekając aż klient wyjdzie z gabinetu.
Wzięłam głęboki wdech, gdy kobieta po trzydziestce otworzyła drewniane drzwi, wychodząc z pomieszczenia wraz z tajemniczym zdjęciem i łzami na policzkach. Przestraszona wstałam i powoli, tak aby przeciągnąć wszystko czasie, udałam się do pana Smitha.

- Um, dzień dobry - powiedziałam nieśmiało, niepewnie siadając na malutkim krzesełku w rogu sali.

- Nazwisko? - zapytał, zerkając to na mnie, to na swoje wyłożone akta.

- Samdors. Rachel Samdors - mruknęłam, nerwowo bawiąc się zamkiem od torebki.

- Dobrze, w takim razie proszę położyć się na kozetce, podciągnąć bluzkę do góry i się odprężyć, nie gryziemy, spokojnie - zapewnił, posyłając mi krótki, aczkolwiek miły uśmiech. Mężczyzna po czterdziestce nieśpiesząc się nigdzie wstał, biorąc z jakiegoś dużego urządzenia jakieś coś, co po chwili pomoczył, nawilżył... No zrobił coś, dzięki czemu ten ów tajemniczy przedmiot zrobił się obślizgły. Położył to coś na moim brzuchu, a mnie przeszedł dreszcz.

- Gratuluję, czwarty tydzień - oznajmił po chwili lekarz, uśmiechając się do mnie lekko i momentalnie wracając wzrokiem do monitora. - Dziecko zacznie się niedługo rozwijać, na razie mamy tylko niewielki płód, jednak dziecko rozwija się prawidłowo i mam nadzieję, że akceptujesz już zostanie - tłumaczy, klikając coś na monitorze i odkładając to dziwne coś.

Lekarz podaje mi chusteczkę, dzięki której mogę swobodnie wytrzeć swój zimny brzuch. Z lekkim uśmiechem, siadam na kozetce, patrząc niepewnie na pana Smitha.

- Rozumiem, że to już druga pani ciąża, tak? - pyta dla pewności, siadając na obrotowym krześle. Mechanicznie kiwam głową, nadal patrząc na wygasły monitor, na którym jeszcze przed chwilą było wyświetlane moje dziecko. Moje malutkie dziecko. - Czyli wie pani, czego unikać, a czego wręcz brać w olbrzymich ilościach, hm? - mruczy, nie czekając nawet na moją odpowiedź. Zapisuje coś pospiesznie na kartce, zapewne recepcie, i rzuca szybki "autograf" lekarski. - Oto recepta, a tu jest skierowanie na najbliższą wizytę. Wysiłek ograniczyć i wziąć wolne w pracy. Najlepiej teraz, jednak jeśli weźmie pani dopiero gdzieś w szóstym.miesiacy to i tak nic nie powinno zagrażać dziecku. Kim pani jest z zawodu? - pyta po długim i uciążliwym monologu, wlepiając we mnie swoje brązowe, zmęczone oczy.

- Adwokatem, proszę pana - mruczę w odpowiedzi, niezdarnie zaczesując zbłąkany kosmyk włosów za ucho.

- Oh, to zmienia postać rzeczy. Już wypisuje pani zwolnienie lekarskie aż do czasu porodu. Praca adwokata jest niezwykle stresująca, dlatego kategorycznie zabraniam pracowania, a tym bardziej prowadzenia jakiś spraw. Może pani wykonywać jakieś roboty papierkowe przy których nie jest potrzebna silna psychika w domu. Tylko i wyłącznie w domu. Rozumie pani? - zadaje pod koniec pytanie, lekko zdyszany. Z rozbawieniem kiwam głową, lekko niezadowolona, jednak przeczuwałam, że tak się stanie.

Mom, do you love daddy?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz