6 the florist

550 70 37
                                    

Salon florystyczny The bouquet szczęśliwie znajdował się tylko pięć minut metrem od kampusu studenckiego, dzięki czemu na spotkanie mogłam umówić się na dziewiąta trzydzieści. Dzielnica sama w sobie była dość gustowna i modna. Kilka sklepów kosmetycznych i butików mało znanych koreańskich projektantów. Nie umywała się do Gangnam, ale wciąż reprezentowała sobą pewien prestiż. Oczywiście, tylko tego spodziewałam się po przyszłej teściowej.

W środku przywitał mnie intensywny kwiatowy zapach; miła odmiana po ulicznym zaduchu. Wnętrze było białe, urządzone elegancko. Nawet dziewczyna, stojąca tyłem do mnie przy kontuarze blisko drzwi, miała na sobie schludną, jasnoróżową sukienkę z drobnymi kwiatkami u dołu.

– Pani musi być Jieun! – Głos dobiegł od strony schodów wgłębi lokalu. U ich szczytu stała kobieta w średnim wieku o nienagannym wyglądzie i figurze, którą podkreślała czerwona sukienka; z wolna zaczęła schodzić na parter. – Niesamowite! Pani Park wspominała, że jesteś śliczną dziewczyną, ale twoja urocza, drobna buźka przeszła moje najśmielsze oczekiwania!

Przygryzłam z zażenowania wnętrze policzka i uśmiechnęłam się grzecznie, czekając aż kobieta do mnie podejdzie. Kłamała jak z nut, nawet nie miałam zrobionego makijażu, jak zwykle przed treningami, ubrana w jeansy i płaszcz, z przewieszoną przez ramię sportową torbą. Wyglądałam gorzej, niż przeciętnie, ale nieszczere komplementy w takich miejscach były czymś normalnym – wszystko, żeby sprzedać produkt. Podstawa marketingu, którą sama nieraz stosowałam w pracy.

– Lee Mingyu. – Uścisnęłyśmy sobie dłonie i zostałam skierowana do białych kanap. Rozsiadając się, kobieta ciągle zalewała mnie falą informacji i głupich ciekawostek, które wpuszczałam jednym a wypuszczałam drugim uchem, czekając na konkrety. W międzyczasie ściągnęłam płaszcz, a asystentka florystki, dziewczyna w różowej sukience, postawiła na stole dzban wody z miętą i cytryną w towarzystwie trzech szklanek. I wtedy zrobiło się ciekawie, bo zobaczyłam jej twarz.

Świat doprawdy był bardzo małym miejscem, a Seul zaledwie tyci kieszonką w jego płaszczu.

– Jisoo? – powiedziałam zszokowana, przerywając tym monolog pani Lee o najnowszej modzie ślubnej na bukiety z kwiatów polnych, której zupełnie nie rozumiała.

Dziewczyna w pierwszej chwili wyglądała, jakby zobaczyła ducha. Oklapła sztywno na kanapę obok mnie, zanim wystrzeliła wulkanem energii i rzuciła mi się na szyję.

– O mamuniu, nigdy bym się nie spodziewała, że spotkam cię znowu i to w takim miejscu! – Zaczęła się dźwięcznie śmiać. Przytaknęłam jej i wspólnie wyjaśniłyśmy pani Lee sytuację, nawiązując kolejną niezobowiązującą gadkę. Mimo wszystko sytuacja była wymuszona i nieco niezręczna.

– Och nie, zapomniałam zabrać najnowszych broszur z biura – powiedziała florystka, gdy w końcu miałyśmy przejść do konkretów.

– Podskoczę po nie – zaoferowała się od razu Jisoo z uroczym uśmiechem na ustach.

– Sama pójdę, nie znajdziesz ich w tym całym bałaganie. Przepraszam na moment. – Z tymi słowami wstała z kanapy i ruszyła w stronę schodów.

A my zostałyśmy w niezręcznej ciszy. Najwidoczniej Jisoo wcale nie przeszła obojętnie obok tematu zdrady swojego chłopaka, bo gdy tylko kobieta zniknęła z widoku, obrzuciła mnie niezadowolonym spojrzeniem. Poczułam się jak karaluch, którego chciała rozdeptać tu i teraz, najlepiej butem na cieniutkiej szpilce. Chciałam się odezwać, jakoś rozładować atmosferę, w końcu jeszcze nie raz się spotkamy i wypadałoby się przynajmniej tolerować, ale szczerze, wolałam ograniczyć te sztuczne uprzejmości na czas, kiedy sytuacja rzeczywiście będzie od nas tego wymagała. Ona chyba również, bo co chwilę zerkając na zegarek na nadgarstku, dalej z gracją mnie ignorowała.

[bts] sure thing ✗Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz