-Miłość nie istnieje-

815 40 7
                                    

Ashelynn:

Na serio!? Już wychodziłam z tego miejsca, gdzie go poznałam, już byłam tak blisko, widziałam wolność, szczęście i co? Zepchnął mnie na prawo i złapał z ramię.

-Pisałem serio, myślisz, że masz wybór ? - szepnął łobuzersko się uśmiechając.

Ja.. nie wiem dlaczego on tak na mnie działał. To było okropne, gdy tylko znalazł się blisko miałam ochotę mu się rzucić w ramiona, lecz gdy to sobie wyobrażałam poprostu chciało mi się zwymiotować i wyprowadzić na Syberię, aby zamieszkać z niedźwiedziami. 

-Wiesz, takie rzeczy jak ja też mają swój wybór, to też trzeba Ci uświadamiać? - niestety w docinkach byłam dobra. Uśmiechnęłam się chamsko i na niego spojrzałam.

Widziałam tą złość w jego oczach, nienawidził, gdy ktoś pokazywał mu, że się go nie boi. Aczkolwiek byłam ciekawa o czym chce pogadać. 

-Nieźle bym Cię teraz sprał, wiesz kotku. Ale jesteś dziewczyną, wygrałaś, idziemy. - Złapał mnie za rękę, ścisnął ją i pociągnął prowadząc w stronę parku.

Ashelynn:


Do parku doszlismy bez słowa, ja ledwo wyrabiałam stawiając kroki, gdyż on prawie szedł w tempie mojego biegu, ale nawet nie zwracał na to uwagi. Dotarliśmy na miejsce, zatrzymał się przy bardzo grubym drzewie, przez jego liście na moją twarz padały promienie zachodzącego słońca. Oparł się o drzewo i spojrzał na mnie, poczułam się skrępowana.

-A więc, ja .. nawet nie wiem co sobie o mnie myślisz al..- przerwałam mu.

-W sumie to myślę, że..- on także mi przerwał.

-Póki ja mówię, chciałbym abyś nie otwierała swojej budzi, tak? Okej mogę kontynuować. A więc nie obchodzi mnie o co mnie myślisz, tak lepiej? Aczkolwiek nienawidzę mieć wrogów, a nasze relacje chyba to obrazują. Chciałem wiesz, jakoś zacząć to od nowa.. rozumiesz? - był bardzo poważny, a na jego twarzy malowała sie niepewność.

Nie spodziewałam się tego w ogóle. Myślałam, że chce mnie wyjaśnić, albo coś takiego. Matko.. czyli wtedy na plaży też pewnie chciał mi to powiedziec, nie dziwię się, że się zdenerwował. Ale jestem idiotką.. chociaż sam zaczął, to nadal jego wina. Gdy tylko usłyszałam jego słowa zrobiło mi się ciepło na duszy, znowu widziałam przede mną innego człowieka. Takiego chciałabym go widzieć zawsze, boże co ja wygaduje!

-Co..serio? czyli to takie jakby przeprosiny - uśmiechnęłam się i spojrzałam, ciekawa byłam czy uzna to za przeprosiny, czy się wyprze.

-No chyba cię pogrzało, przepraszać to ty możesz matkę jak pokoju nie posprzątasz. Ale jeśli to ma być klucz do rozpoczęcia tego od nowa, to tak - na początku jego twarz zaczęła się złościć, ale widziałam jak zachamował emocje.

-W takim razie - Wyciągnęłam moją bladą i zimną dłoń w jego stronę. - Ashelynn - spojrzałam mu w oczy, te przez które czułam w sobie coś dziwnego, znowu to czułam.

- Matt - powiedział a na jego twarzy rozbłysnął uroczy uśmiech, jego oczy zabłyszczały się z przypływu emocji, tak przynajmniej pomyślałam, podał mi rękę i ścisnął, po czym już chciał puścić i..

Jakiś jebany nastolatek, ganiał się z drugim i rzucał kasztanami, które akurat pospadały na trawnik w parku. Co mogło się stać? Oczywiście, że wbiegł we mnie od tyłu z zawrotną prędkością, odrazu gdy to poczuł, przeprosił mnie i zaczął biec dalej! Co za debilne zabawy, niech chociaż uważają na innych.

Poleciałam na chłopaka z dużą siłą, a że on opierał się jedną nogą o konar drzewa, łatwo go wyróciłam. Już przez chwilę łapałam równowagę, ale nie udało mi się. Chłopak się przewrócił a ja wylądowałam na nim. To chyba było najgorsze co mogło mi się przytrafić. Leżałam na nim chwilę bezwładnie , on ogarnął się szybciej. Nie zauważyłam tego jak nasze twarze były położone. Dzieliło je kilka centymetrów, spojrzałam mu w oczy, on mi też. J..ja nie wiem co się ze mną stało, nie mogłam się od niego oderwać. Położył jedną rękę na mojej a mi zrobiło się gorąco, zaczął delikatnie zbliżać twarz do mojej. To było takie idealne.. NIE!

Wstałam w mgnieniu oka i się otrzepałam, chłopak zrobił to samo i lekko skrzywił twarz.

-Chrząknęłam zawstydzona- musze już lecieć.. - ruszyłam w stronę domu, nie odwracałam się, to nie mogła być prawda, co tu się odjebało?

------

Weszłam lekko roztrzęsiona do domu, starałam się stłumić emocje, one nie były dobre. Matka wracała dziś późno a brat rzekomo spał u mojego kolegi, więc byłam sama w domu, cieszył mnie ten fakt. Zamknęłam za sobą drzwi i usiadłam bezwładnie na kanapie w salonie. Dostałam poprostu zawału, gdy mój telefon wydał z siebie wibrację przychodzącej wiadomości.

-Ogólnie to sory za to całe, no wiesz. Zapomnijmy o tym i tyle.

W sumie, gdy to przeczytałam to jednocześnie mi ulżyło i coś mnie smuciło. Ruszyłam na górę, musiałam to zrobić, musiałam. Wzięłam żyletkę i ruszyłam do łazienki. Zmasakrowałam sobie cały brzuch ponownie, to bardziej boli, ponieważ miałam tam świeże rany, nie wystarczyło mi to. Zrobiłam sobie kilka kresek na prawej ręce po czym zaczęłam płakać. Nigdy tego nie robiłam na rękach, to był zły pomysł. Aczkolwiek w jakims sensie mi ulżyło. Odrazu się umyłam i ubrałam piżamę. Nie musiałam iśc wcześnie spać, jutro było wolne. Położyłam się na łóżku i stwierdziłam, że mu odpiszę.

-Skoro tak uważasz, spoko. 

Spoko? zawsze się tak mówi, gdy nie jest spoko. Miałam nadzieję, że mi odpisze, naprawdę miałam ochotę z nim porozmawiać. On.. traktował mnie inaczej.. czułam się przy nim inaczej. Nie wiem czy dobrze zrobiłam , że uciekłam. To wszystko dzieje się za szybko, wczoraj go nienawidziłam, a dziś.. nie.. to jest dziwne. On traktuje wszystkie jak zabawki a mnie.. pewnie to jakaś przykrywka i tyle. Leżałam w tym łóżku i miałam nadzieje, że odpisze, nie zrobił tego. Do trzeciej w nocy oglądałam dwie części horroru, nie powiem, był dobry, nawet czasami się bałam, zwłaszcza, że byłam sama. Cały czas z tyłu głowy plątały mi się mysli o chłopaku, nawet nie pamiętałam o tym, że nic dziś nie jadłam, w sumie jak miałam o tym pamiętać, skoro nie czułam głodu, albo poprostu nie chciałam go czuć.

-Miłość zabija-Where stories live. Discover now