-Miało być pięknie-

610 46 17
                                    

Matt:

Jechaliśmy tym autobusem, to chyba była najbardziej monotonna rzecz  jaką robiłem w tym dniu. Całą drogę myślałem o Ashelynn, nie mogłem w to uwierzyć. Dlaczego przez nią aż tak się zmieniałem, to nie jest dobre dla mnie. Nawet nie wiem czy mi na niej zależy, niestety kurwa zależy. Gdyby wtedy na plaży by się nie obudziła, nie darowałbym sobie tego. Już sam nie wiem co o tym mam sądzić. 

Ashelynn:

Wysiadając z autobusu pożegnałam się z Lily, przyjechała po nią matka, ja nie widziałam takiej potrzeby, od domu dzieliło mnie jakieś 15 minut drogi, do tego przez mój ulubiony park. Zrobiłam może z trzy kroki od autokaru gdy ,,nagle,,obok mnie pojawił się Matt. Nie byłam tym za bardzo zaskoczona, chyba nawet trochę na to liczyłam.

-Może pozwolisz, że cię odprowadzę, nie chcę abyś przez całą drogę szła przestraszona wypatrując czy nikt cię nie śledzi -zaśmiał się i wbił wzrok w dół.

-No tak, ale coś tak czuję, że może to ciebie powinnam się przestraszyć - odskoczyłam od niego specjalnie.

Nagle zrobił duży krok do mnie i przyciągnął mnie do swojego boku ręką.Czułam się teraz idealnie, chociaż moje serce mało nie wyskakiwało właśnie z klatki. Ale czy to znaczy, że on coś do mnie czuje? to nie możliwe, on się tak nie zmieni - tak sobie wmawiałam.

-Możliwe, aale tego nie zrobiłaś - powiedział zalotnie.

-No nie.. - zaśmiałam się i poczułam na mojej twarzy lekki rumieniec.

Nawet nie wiem kiedy dotarliśmy już do parku, liście drzew lekko falowały przez lekko wiejący wietrzyk. Park wyglądał dziś sto razy lepiej niż zawsze.

-No tak.. jak tu się bać kogoś na komu się zależy- spojrzał mi prosto w oczy.

Nie, on nie może mi teraz tego powiedzieć. Ja zepsuję to wszystko, jego. Jak zmienić to, szybko. Momentalnie jego spojrzenie mnie przeszyło, poczułam zimno wdzierające się we mnie od środka i przeszywające wszystkie kości, nie chciałam tego, ja go zniszczę!

-Ale.. mi na tobie nie zależy - powiedziałam bez zbędnych uczuć wgapiając się w chodnik.

Poczułam jak jego dłoń opada z mojego ramienia.

-Serio? -powiedział głośno.

-No.. głupio wyszło - moje serce chyba właśnie pękło, co ja pierdole,moje serduszko. Ciekawe jak on się czuje, ale nie wie tego, że robię to dla jego dobra.

-Serio kurwa? tak wyszło.. tak wyszło.. dziewczyno. Ja nawet nie wiem co mam teraz powiedzieć, zmieniłaś mnie, rozumiesz to do cholery. Ja widziałem to w twoich oczach, dlaczego mi to robisz.. - czułam bezsilność w jego głosie, pierwszy raz.

-Przepraszam - tak chciało mi się płakać w tym momencie, tak bardzo. Ale nie mogłam tego zrobić, nie mogłam.

-Aha, jednak tak jak myślałem na początku, wszystko masz w dupie, spoko. Nawet nie wiesz ile trudu włożyłem w to, aby cię przeprosić na samym początku, jak trudno było mi cię pocałować - przerwał i zacisnął pięści.

-To po cholerę mnie całowałeś! - podniosłam głos, musiałam skończyć tą rozmowę i to szybko.

-Bo cię kocham, ty to widzisz..ale nie obchodzi cię to. Sory, że musiałaś tracić na mnie tyle czasu.

Odszedł szybkim tępem zaciskając pięści. Jak tylko zniknął mi z pola widzenia zaczęłam płakać, jak bezbronne, małe dziecko. Nie mogłam iść do domu w tym stanie. Poszłam nad jezioro, płacząc całą drogę. Gdy tam dotarłam usiadłam na pomoście wpatrując się w swoje odbicie.

-No patrzcie, osoba, która potrafi skrzywdzić nawet największego twardziela w szkole. Kto by powiedział, że taka suka może się kryć pod takim niepozornym ukryciem, a jednak  - nawet wymyśliłam przemówienie, które mnie przedstawia.

Patrzyłam jak moje łzy stapiają  się z taflą wody i małymi falami rozchodzą się po jej powierzchni. Nawet nie wiem kiedy mała żyletka schowana zwykle pod etui mojego telefonu znalazła się w mojej ręce. Znowu to zrobiłam, pocięłam sobie całe ręce, dosłownie, rany były okropne, a krew z nich lała się jak nigdy. Oczywiście podwinęłam rękawy a ręce trzymałam nad wodą, o wiele ciekawsze były fale z krwi rozchodzące się po wodzie, ich widok przyniósł mi ulgę. Szczerze to nawet nie wiem ile tak siedziałam nad tym jeziorem, ale póki co nie miałam zamiaru się znad niego ruszać, ono mnie rozumiało.

Matthew:

Przecież nawet nie powiedziałem, tego, że mnie kocha. Tylko zależy, jebane zależy! O co jej chodzi, czy ona serio cały czas tak grała mi na uczuciach? dobra z niej aktorka. Może powinienem wziąć od niej namiary na to gdzie się uczyła, bo nawet ja tak nie umiem grać. Moje wszystkie uczucia chyba właśnie zgasły i to przez nią. Nie ma co się załamywać, pół świata takich dziewczyn, nie ona ostatnia. Ta myśl uderzyła z pięści moje serce. Nie ona jedyna.. o to chodzi, że tylko na niej mi zależy. Ale nie, nie może być dobrze. Pierwszy raz nie ja coś spierdoliłem.

Jeżeli ktoś czyta to poproszę o jakiś odzew w kom, to mega motywuje

-Miłość zabija-Where stories live. Discover now