• two: someone is afraid •

385 67 82
                                    

• ‧ ✈ ‧ •

— Ktoś mnie kocha!

Jungkook poderwał wzrok. Miękki głos Jimina wypełnił parne powietrze, które dokuczliwie macało ich opaloną skórę. Pot wydostawał się przez pory i skraplał na odkrytych ramionach, nagrzanych karkach i brudnych czołach. Wszystko się do nich lepiło, każde źdźbło skoszonej trawy, każde ziarenko piasku, przyprawiające o niemiłosierne swędzenie. Mieli ochotę wskoczyć do wody i trochę w niej poszaleć, ale Yoongi kategorycznie im zabronił. W końcu wypili już po piwie, kiedy tylko Jeon do nich doszedł, a ich hyungowie, choć czasem niesforni, nigdy nie pozwoliliby na to, by młodszym przyjaciołom cokolwiek się stało.

Spotkali się pod żelaznym, tak jak zawsze. Czym był żelazny? Żelaznym mostem. Rozciągał się nad niewielką rzeczką. Przejeżdżały po nim wyłącznie pociągi, dowożące pasażerów na pobliskie lotnisko, znajdujące się kilkaset metrów od polany, na której byli.

— Ktoś mnie lubi!

Krzyk Hobiego zazgrzytał mu w głowie, na tyle mocno, by zmrużył powieki. Jezu, jak on nienawidził, gdy to robili.

Jungkook przechylił butelkę i wlał do ust niedobre, zagrzane piwo, zaraz ocierając zwilżone nim wargi. Słońce powolutku uciekało przed jego spojrzeniem, chcąc skryć się za widnokręgiem. Cykady grały w wysokiej trawie, nie dając o sobie zapomnieć, a co jakiś czas pod ich nogami prześlizgnęła się jakaś jaszczurka. Jungkook kochał ten stan; to nic nie robienie, błogość nieśpiesznie płynących myśli, spokój nie zmętniony myślą o tym, że po powrocie do domu, zastanie w nim ojca.

— Kiedy wy dorośniecie? — zapytał cicho, kładąc się na ziemi.

Głowę oparł na plecaku i zawiesił spojrzenie na tym cholernym samolocie. Przecinał czyste jak łza niebo, pozostawiając na nim białą smugę, która leniwie się rozmazywała, by finalnie po prostu zniknąć z ciemniejącego tła.

Robili to, od kiedy tylko ich poznał. Jimin ich tym zaraził. Kiedy dostrzegali na niebie samolot, wykrzykiwali te słowa, wierząc, że ktoś w ów samolocie rzeczywiście ich pokocha. Albo polubi. A robili to tak zawzięcie, jakby zależało od tego ich życie.

— Przestań psuć im zabawę, Jungkook. — Seokjin rzucił w niego kapslem. — Lepiej powiedz, czemu tak szybko wcześniej czmychnąłeś, a przyszedłeś z tak dobrym humorem.

— Ojciec wyjechał.

Chłopcy zamilkli i skupili na nim wzrok. Oczekiwali jakichś dalszych słów, czegokolwiek, ale Jeon jedynie przymknął powieki, a kąciki jego ust delikatnie się uniosły.

— Gdzie? — Hoseok nie wytrzymał.

— Srał to pies! — krzyknął Yoongi. — Lepiej powiedz na ile!

— Miesiąc. — Kookie uśmiechnął się szerzej. — Dostał jakiś kontrakt i poleciał do Europy. Miesiąc normalnego życia, rozumiecie? Może w końcu uda mi się to wszystko ogarnąć.

— Co dokładnie? — drążył Jin.

— Chcę zrobić wszystko, by namówić mamę do rozwodu i ucieczki.

Tuż nad ich głowami przeleciała gigantyczna maszyna, szykująca się do lądowania. Wiatr poruszył wysoką trawą i ich włosami, wzbijając w powietrze kurz nad brzegiem rzeki.

— Jungkook, to nie przejdzie.

Jeon otworzył powieki i łypnął na Jimina. Park skubał trawę, kryjąc profil za materiałem kaptura.

— Bo? — warknął, dostrzegając, że reszta też miała dziwnie posępne miny.

— Nie wiesz, jak jest? — Chim na niego popatrzył. — Twój ojciec to nie byle kto. Ma udziały w największym koncernie farmaceutycznym w kraju. Rządzi tym miasteczkiem. Myślisz, że tak po prostu mu się wyślizgniecie? Nie wypuści was. Dobrze wie, że w jakiś sposób mu zagrażacie, dlatego będzie trzymał na was łapska do samego końca. Takie narażanie się jest nieodpowiedzialne.

◦ Someone loves me ◦ [taekook] ZAWIESZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz