25

121 8 1
                                    

Renee

Oderwaliśmy się od siebie, wpatrując się sobie w oczy.

-Powiesz to? - zapytał, uśmiechając się delikatnie. Usiadłam na jego nogach, o dziwo nie czując się z tym źle. Położyłam palce na jego policzku, powolutku zaczynając pocierać jego lekki zarost.

-Co takiego? - udałam, że nie wiem o co mu chodzi.

-Kuzyneczko, nie baw się ze mną w zgadywanki. - mruknął, kładąc dłonie na moje plecy.

-Dobra, już. - zaśmiałam się, próbując uformować oddech.

-Więc? - dopytał zniecierpliwiony.

-Pokochałam cię odkąd zacząłeś się o mnie troszczyć, pokazywałeś to i próbowałeś mnie chronić. Kocham cię. - powiedziałam zawstydzona, ponownie spuszczając wzrok w dół.

-Nie chowaj się i tak cię widzę. - szepnął, chwytając mnie za podbródek.

Zerknęłam na niego. Nie dało się nie zauważyć, że jest bardzo szczęśliwy. Ciągle się uśmiechał a w jego oczach tańczyły radośnie iskierki.

-Teraz, kiedy mnie pokochałaś, tym bardziej nie pozwolę ci odejść.

-W co ja się wplątałam. - zażartowałam, nieśmiało obdarzając go całusem w policzek.

-Jesteś słodka. - zaczął - A tego całusa wolałbym dostać tutaj. - Wskazał na swoje wargi, na co zareagowałam lekkim uderzeniem go w ramię.

-Shey, daj spokój. Już wystarczająco jestem czerwona.

-Spokojnie, żoneczko. - mrugnął do mnie, po czym z całej siły przytulił mnie.

Zdezorientowana odsunęłam się od niego.

-'Żoneczko'? - powtórzyłam po nim.

-Nie mogę tak mówić na swoją dziewczynę? - Podniósł brwi do góry, uśmiechając się cwaniacko.

-Dziewczynę? - pisnęłam.

-Coś nie tak? - Parsknął śmiechem. Miał naprawdę ze mnie niezły ubaw. - Jeśli dwoje ludzi darzy siebie nawzajem takim uczuciem, jakim my darzymy siebie, to raczej są razem, tak? - zadrwił.

-Nno tak, ale nawet mnie o to nie spytałeś. - jęknęłam.

-Mój błąd, wybacz. - Ponownie się zaśmiał.

-Nieważne... - Nie dane mi było dokończyć, ponieważ Shey od razu mi przerwał.

-Renee, wiem, że mogę sprawić, żebyś była szczęśliwa i kochana. Nikt oprócz mnie nie da ci odpowiedniej ochrony i bezpieczeństwa. Zresztą ja bez ciebie nie mógł bym funkcjonować, więc nawet jeśli byś chciała odejść, to przykro mi, ale za bardzo się do ciebie przywiązałem. - Pogładził mnie po włosach, kontynuując - Teraz już wiesz, że byłem tak naprawdę gdzieś obok ciebie od dawna i stałem się zaraz po Dorze drugą osobą, która cię pokochała. Dzisiaj powiedziałaś coś, czego nigdy bym się nie spodziewał. Niestety nie mam tutaj pierścionka, został u nas w willi, ale jeśli się teraz zgodzisz, obiecuję, że dam ci nawet niebo, bylebyś była szczęśliwa.

-Shey, co ty...?

-Wyjdziesz za mnie? - W chwili kiedy zadał mi to pytanie, poczułam, że muszę usiąść. Zajęłam miejsce obok niego, wpatrując się w zielonkawą trawę. Nie wiedziałam co mam zrobić, jak się zachować i co powiedzieć. Za bardzo się zestresowałam ale znałam już odpowiedź. - Renee?

-Tak.

***

21 sierpnia

Wróciliśmy do willi trzy dni temu. Od razu powiedzieliśmy Elle o naszych zaręczynach, a ona ku mojemu zaskoczeniu była bardzo szczęśliwa i prawie, że natychmiastowo kazała nam organizować ślub. Próbowałam troszkę przystopować i zatrzymać ten nagły bieg wydarzeń, jednak Shey również chciał aby ślub odbył się jak najprędzej.

i will never let you go✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz