-Moja choroba to ja-

37 6 1
                                    

Evelynn:

Jestem Evelynn.. mam osiemnaście, prawie osiemnaście lat. Parwie legalna co nie? Szkoda tylko, że znam tylko mojego ojca i jedyną przyjaciółkę, którą posiadam Poppy. Na wstępie przydałoby się gdybym się przedstawiła i opisała, tak przynajmiej mi się wydaje. A więc jak już zaczęłam wcześniej, jestem Evelynn, znajomi {Poppy} mówią na mnie Eve, za pięć dni kończę osiemnaście lat, pewnie każda inna nastolatka w chuj by się z tego cieszyła, bo przecież można to jakoś uczci, w dużym gronie przyjaciół i rodziny. Ale nie, tymczasem ja w dzień będę.. spała, jak zwykle. A w nocy wypiję kawkę z Py {Poppy} i ojcem. W sumie to też wydaje się być ,, fascynującą zabawą,, ... ojciec tak sądzi. 

Więc z wyglądu jestem wysoką dziewczyną, chociaż nie miałam okazji zbyt dużo razy porównać się z innymi. Moja skóra jest blada, to normalne skoro od 13 lat nie miała kontaktu ze słońcem, czasami mnie to śmieszy. Mam długie, proste rude włosy, a więc przystało do tego delikatne piegi na twarzy. Posiadam także duże zielone oczy, czyli typowy rudzielec gotowy na zawołanie.

Pewnie ciekawi was o co chodzi z tym ciągłym siedzeniem w domu za dnia i brak kontaktu ze słońcem. Więc zacznę od początku, miałam wtedy koło 5 lat, zwykłe wakacje nad morzem. Biegałam sobie po prostu na plaży, w sumie nie pamiętam zbyt wiele. Pamiętam, tyle, że obudziłam się w szpitalu z ogromnym bólem wszystkiego, a moja skóra piekła niczym.. nawet nie potrafię tego nazwać. Okazało się, iż zaczęła rozwijać się u mnie choroba, skóra pergaminowa. Nieuleczalna, chociaż i tak lekarze w tamtej sytuacji ledwo mnie uratowali. Choroba ta oznacza wrażliwość skóry na jakikolwiek kontakt ze słońcem. Wtedy choroba pogłębi się aż po prostu wyląduję pod ziemią, albo dostanę raka skóry, albo to i to, nawet o tym nie myślę. Więc po prostu w dzień moim światem jest dom.. od trzynastu lat. Uczy mnie mój ojciec, jest strasznie wymagającym nauczycielem. Ale za to idealnym ojcem, rozumie mnie, potrafi pomóc we wszystkim a do tego potrafi żartować.

Kidy byłam mała moja mama uczyła mnie grać na gitarze, to jedyne co mi po niej pozostało. Gdy miałam osiem lat zginęła w wypadku samochodowym. Trudno mi o tym wspominać. Myślałam, że moje życie wtedy się skończyło, ale jakoś sobie z tym poradziłam. Dzięki niej potrafię grać na gitarze a do tego nauczyłam się śpiewać. Moim rytuałem przez te lata stało się chodzenie na dworzec kolejowy w moim mieście i granie tam na mojej ulubionej dębowej ławeczce, tuż obok pomieszczenia w którym siedzi Bill. Bill czyli ochroniarz dworca, dobry z niego kolega. Zazwyczaj jak przychodzę na dworzec przynoszę mu pączki, staruszek je uwielbia. Chociaż, kto nie lubi pączków?

Pewnie myślicie, że moje życie jest beznadziejne bo przecież co mam robić za dnia, a w nocy śpię. Otóż nie, przez tyle lat przestawiłam mój organizm, o ile tak to nazwę. Za dnia zazwyczaj śpię lub oglądam jakieś filmy, to co zazwyczaj robiłabym w nocy. A w nocy chodzę po mieście, czasami z Poppy wyruszam robić jakieś ciekawe rzeczy. Ale nie próbuję poznawać nawet nowych ludzi, ponieważ wtedy traktują mnie jak chorobę, przynajmniej wiem, że by tak było, więc nawet nie próbuję. Jest tylko jedna osoba, która.. nie umiem tego nazwać. Ja go znam.. on mnie nie. O chyba tak pozostanie do końca mojego życia w sumie może został mi jeszcze miesiąc, rok? To jeszcze lepszy powód, abym go nie poznawała. Mianowicie chodzi mi o Luke'a . Jako dziecko codziennie rano przechodził pod moim oknem do szkoły. Obserwowałam go codziennie.. od ósmej klasy jeździł deskorolką, aż do teraz. Nigdy mnie nie zauważył w oknie, byłby przypał gdyby widział mnie tak codziennie. Chyba jakimś cudem się w nim zakochałam, sama nie wiem. Ale póki co nasza znajomość jest na etapie patrzenia na niego rano przez okno. I na jego ciemne powiewające na wietrze włosy.

Może was ciekawić także jak długo przyjaźnię się z Py. Ogólnie dzieci kiedy przestałam chodzić do przedszkola zapomniały o mnie w ciągu dnia, ale z Py było inaczej. Martwiła się o mnie, zaczęła mnie odwiedzać. Wiecie, miała tylko ją. Bywała u nas tak często, że jest dla mnie jak siostra. Ba! nawet rozmawia z moim ojcem prawie jak z ojcem, po prostu on też ją w pewnym sensie kocha za to co dla mnie robi. Przecież nikt nawet nie chciałby się ze mną przyjaźnić, ale ona jest inna. Do tego jest taką typową buntowniczką chodzącą w porwanych spodniach,  przez co jeszcze bardziej ją uwielbiam. 

W sumie, nie czułam się jakaś przytłoczna tą chorobą, po prostu żyłam inaczej ni wszyscy z nią. Tak ,, nią,, czuję, że moja choroba jest kobietą, przynajmniej tak sobie uroiłam, to jakaś część mnie. Część która będzie przy mnie do końca życia, więc i tak musiałam się do niej przyzwyczaić, to było trudne. Ale jestem.. silna i dałam radę, muszę być silna.


Poppy:

Eve jest dla mnie jak.. nie, ona jest moją siostrą. Jest idealnym człowiekiem, jest śliczna, jej charakter jest idealny, czasami jest milutka ale potrafi też uwolnić drugą częś siebie. Jest strasznie wyrazistą dziewczyną, co prawda szkoda, że.. ta choroba, wiadomo. Ale dla mnie to nic nie znaczy. Będę przy niej zawsze i to nie z powodu jej choroby tylko dlatego, że mi na niej zależy i lubię dotrzymywać jej towarzystwa. Uwielbiam gdzieś chodzić z nią po nocach, jest moją najlepszą przyjaciółką i nigdy nie wiem co nowego wymyśli. Wiem też, że od małego kocha się w Luke'u Willsonie, codziennie przejeżdżającym koło jej domu.

Żeby ten idiota przez trzynaście lat nie spojrzał do góry w jej okno, jakim cudem w ogóle. Ale nie wchodzę w szczegóły, jest spoko chłopakiem. Chodzę z nim do szkoły, kiedyś miałam z nim wspólne zajęcia z matematyki. Z tego co wiem jest wolny, nie raz przekonywałam Eve żeby jakoś wieczorem z nim zagadała, nawet skołowałam jego numer. Ale ona jest nieugięta, jeszcze ich zeswatam. Jestem tego pewna.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Mar 16, 2019 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

-I że Cię nie opuszczę aż do śmierci-Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz