3.

1.2K 88 203
                                    

Acee Pov.

Aha... Czyli te Camaro nazywa się Bumblebee i może jednak mówić... W sumie dziwne, że dopiero teraz się odezwał. Może nie chciał mnie wystraszyć? Albo może się odzywać rzadko kiedy? Kto tam wie. Trzeba się będzie dowiedzieć. Ale to później, najpierw trzeba się zająć jego stanem, bo jest naprawdę źle.

Od kiedy się pierwszy raz odezwał, minęło kilka minut ciszy. W końcu jednak powoli chwyciłam kierownicę i delikatnie ją pogłaskałam. Usłyszałam cichy pomruk Bumblebee'go. Uśmiechnęłam się lekko. Chyba lubił dotyk na sobie.

- [pl] Lubisz, jak tak robię? - przerwałam w końcu ciszę.
- Nawet... - odparł niepewnie po chwili. Jego głos rozbrzmiewał w głośnikach, a radio delikatnie się podświetlało w rytm jego mówienia.
- A jeśli zrobię tak? - spytałam się, głaszcząc obicie fotela. Usłyszałam trochę głośniejszy pomruk, a kierownica lekko drgnęła.
- Tak... - zamruczał z wyraźną przyjemnością. Pewnie w tym momencie by się uśmiechał. Gdyby mógł.
- Posłuchaj... - zaczęłam, prostując plecy i kończąc głaskanie - Jeżeli mam ci pomóc, to muszę cię jakoś przetransportować do mojego domu. Jeżeli dasz radę odpalić silnik, to ja resztę załatwię.
- Ale... jest mały problem. Chyba nie dam rady. Sam próbowałem, ale coś się zepsuło i... od tamtej pory tutaj tkwię.

Spojrzałam na kierownicę ze współczuciem. Pewnie tu spędził bardzo dużo czasu samotnie, bez żadnych szans na ucieczkę stąd. Żal mi go było. Wiedziałam za dobrze co to znaczy być porzuconym przez los. Nie za fajna sytuacja. Właśnie dlatego nie zostawię go tu. Tym bardziej, że potrzebuje teraz kogoś.

- A czy... mogłabym spojrzeć pod maskę? - spytałam się nieśmiało, rumieniąc się mimowolnie. Nie wiedziałam kompletnie dlaczego, przecież po prostu chciałam mu pomóc.

Bumblebee Pov.

Rany, jak dobrze, że nie dostaje w tej formie rumieńców. Acee była cała czerwona na twarzy. To pytanie miało zabrzmieć normalnie, w końcu miała mnie naprawić. Ale nie, oczywiście mój procesor musi być inny! I chyba jeszcze jej.

- No... no dobrze. - powiedziałem niepewnie.

Acee wyszła ze mnie (to źle brzmi ;-;), przysunęła torbę, by ta leżała tuż przede mną i stanęła przez maską. Odblokowałem zawiasy, by mogła ją podnieść. Zrobiła tak, podpierając ją o drut, by ta nie opadła. Po tym nachyliła się i przyjrzała się silnikowi, opierając dłonie nad chłodnicą.

- Hmmm... Będzie trochę roboty, ale powinno mi się udać... - mruknęła cicho do siebie. Po chwili przykucnęła, wzięła coś z torby i zaczęła coś gmerać. - A! I jeszcze jedno, Bee. Mów od razu jak poczujesz ból. Nie chcę cię przypadkiem skrzywdzić.
- Nie martw się. Zacznij mnie naprawiać, bo nie wiem, czy długo w tym miejscu wytrzymam. - spróbowałem zażartować. Acee zaśmiała się cicho. Ha, udało się!
- A to mi się żartowniś znalazł! Przynajmniej przestanę się nudzić. - zauważyła z uśmiechem, szperając już w silniku.
- Jak to nudzić? Co ty, nie masz przyjaciół?

Jej twarz od razu spoważniała. Na chwilę zamarła, po paru sekundach znów zaczynając coś robić, tym razem jednak bez emocji. Ojć, chyba nie powinienem pytać... Już chciałem ją za to przeprosić, gdy na chwilę przerwała pracę i westchnęła z bólem.

- Prawie żadnych... - szepnęła ze spuszczoną głową bezbarwnym głosem - Większość postrzega mnie jako dziwoląga...
- Nie jesteś dziwna. Tylko niezwykła i jedyna w swoim rodzaju. - odparłem szczerze.

Delikatnie się uśmiechnęła, unosząc wzrok. Jej dołeczki są naprawdę śliczne... Nosz serio?! Ogarnij się!

- Mówi to samochód, który gada. - zaśmialiśmy się oboje na te słowa.
- I ty mnie nazywasz żartownisiem! Dzięki wielkie! - parsknąłem.
- Nie mam za co! Jak zawsze do usług!

Zrobiła krok do tyłu i wykonała głęboki ukłon, rozśmieszając mnie jeszcze bardziej.

- Dobra, zatrzymajmy tą karuzele śmiechu. - odparła, nachylając się znów nad moim silnikiem.
- A kto ją zaczął?
- Na pewno nie ja.
- A kto niby?
- Ty.
- A kto mnie nazwał żartownisiem?!
- A ty mnie tak nie nazwałeś?
- Oj, cicho.
- Ja ci dam cicho. Mam cię naprawić?

Wywróciłem mentalnie optykami, czego oczywiście nie widziała. Ta to ma dobre argumenty... W sumie co ja się dziwię, w końcu femme.

- No dobrze, pani doktor. Uspokój się i zajmij się mną. - wywróciła oczami rozbawiona na te słowa.
- Jakim cudem z tobą wytrzymam... I nie jestem pani doktor.
- To może pielęgnarka?
- Przeginasz, wiesz? - powiedziała, nadal szeroko uśmiechnięta.
- To jak?
- Po imieniu. Albo zacznę na ciebie mówić " pszczółka".
- Ej! - zaśmiałem się. Nie lubiłem tego przezwiska w żadnym stopniu.
- Kup se klej i się sklej. - zgrabnie odbiła piłeczkę.
- Zapowiada się ciekawa rozmowa.
- Ze mną? Zawsze! - zachichotała jak mała dziewczynka. Ok, nawet śmiech ma słodki... O czym ja myślę?! Ogarnij się, debilu, po prostu ogarnij! Wywróciłem znowu optykami, czego znów nie widziała.
- Iiii.... Gotowe! - krzyknęła, podskakując ze szczęścia, dzięki czemu odsunęła się trochę ode mnie.
- Co? Już?! - serio się zdziwiłem. Acee zabrała drut i opuściła z trzaskiem maskę.
- A coś ty myślał? Ja nigdy nie zwlekam z pracą, plus jestem dość niezła w te klocki. Dobra, odpalaj, chce usłyszeć ten piękny, rasowy pomruk!
- Nie mów mi co ma.... Czekaj, co powiedziałaś?

Oboje przestaliśmy się na siebie patrzeć. Podwozie się lekko opuściło, a twarz Acee przybrała znów czerwony kolor. Co się ze mną dzieje... Wcześniej żadna femme nie wpływała na mnie tak! (już widzę te komentarze "bo się w niej zakochałeś!" i milion lennych)

- To zn-naczy... - próbowała wytłumaczyć - ja chciałam... Eeemmmm.... - w końcu się poddała i westchnęła - Odpalaj po prostu.

Skupiłem się i silnik w końcu wypalił. Chwila moment... Skupiłem się, wsłuchując się w pomruk. Silnik teraz inaczej brzmi... Ma teraz pełniejszy, czystszy dźwięk.

- Coś ty zrobiła? Teraz o ogóle inaczej brzmi!
- Uwierz mi, Bee. Gdybym wiedziała, to bym ci powiedziała. - wzruszyła ramionami, opierając dłonie na biodrach - Każdy silnik, który choćbym w najmniejszym stopniu naprawiła, brzmi o niebo lepiej niż wcześniej.
- I tu masz rację. - przyznałem, na co się uśmiechnęła.
- No dobra, to jedziemy. Ty prowadzisz do bramy, ja pogadam z właścicielem, a później będę cię prowadziła, dopóki nie będzie nas obserwował, ok?
- Proste jak słońce, jasne jak drut.

Nagle wybuchła niekontrolowanym śmiechem, przez co musiała się oprzeć rękami o maskę. Ej, racja, to miało być śmieszne, ale nie do przesady.

- Błagahahaham cię, przestań! - powiedziała pomiędzy chichotami - Nigdy skąd nie wyjedziehehemy, jeśli nie przestaniesz mnie rozśmieszać!
- Ale ja to lubię - zachichotałem.

Podparła ręce na biodrach, nadal szeroko uśmiechnięta. Ale i tak patrzyłem tylko i wyłącznie na jej delikatne dołeczki w policzkach.

A Gdyby Tak Dziewczyna...?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz