Rozdział 20

9 0 0
                                    

Po raz kolejny już dzisiaj przejechałam wzrokiem po linijkach, zatwierdzających odbiór lalek. Moje oczy były dzisiaj już dość zmęczone, czytanie małego tekstu jest dużym wyzwaniem dla oczu.

- Znalazłeś coś?- spytałam i popatrzyłam na mojego towarzysza.

Ja i Luke nie odezwaliśmy się do siebie ani słowem, nie żeby mi to przeszkadzało, ale naprawdę jak zaraz czegoś nie zrobię, to tutaj usnę. 

- Nie. Gdybym coś miał, to bym powiedział, więc się łaskawie zamknij i wracaj do roboty.- czarnowłosy odparł oschle, a ja skrzywiłam się lekko.

Przerzuciłam kolejną kartkę spisu i od razu w moje oczy rzuciła się pusta rubryczka na podpis.

- Znalazłam...- powiedziałam szeptem i popatrzyłam na nazwisko osoby, która tutaj nie trafiła.- Stephani Tedol.- powiedziałam i wstałam ze swojego miejsca.

Podeszłam do Luka i pokazałam mu puste miejsce. Ciekawi mnie tylko dlaczego, nikt pracujący na tym wydziale tego nie zauważył. To karygodny błąd, który teraz ma takie skutki. 

- Zgłośmy to szefowej, a potem udajmy się do rodziny tej dziewczyny.- kiwnęłam głową i od razu ruszyłam ze znaleziskiem w dobrze znane mi miejsce. 

Po drodze przywitałam się jeszcze z Kylie, który wydawała się gdzieś śpieszyć. Weszłam do gabinetu szefowej, która zmierzyła mnie swoim jak zwykle zimnym wzrokiem.

- Szefowo, proszę na to spojrzeć.- pokazałam jej spis, a po chwili na jej twarzy pojawił się grymas złości.

- Jak takie coś w ogóle zajść?! To niedopuszczalne! Ja już wyciągnę konsekwencje! Alice zajmijcie się tym szybko i macie mi tu przyprowadzić tego mordercę, który sobie z nami pogrywa!

- Oczywiście!- myślałam, że zaraz zemdleje.

Chyba nigdy nie widziałam jej tak zdenerwowanej. Cóż, ale to przez nasze niedopatrzenie te dwie osoby mogły zginąć.
Nagle usłyszałam jak wibruje mój telefon, więc instynktownie po niego sięgnęłam i zobaczyłam, że dostałam wiadomość od Zacka.

Zapraszał mnie do siebie na wieczór filmowy. Zgodziłam się, ale napisałam również, że jest bardzo możliwe to, że się spóźnię.

- Nareszcie jesteś.- warknął Luke, gdy w końcu dotarłam na parking.

- Przepraszam, że musiałam rozmawiać z szefową. Nie zachowuj się jak rozpieszczona księżniczka.- powiedziałam i skupiłam swój wzrok na krajobrazie za oknem.

Świat wydaje mi się taki ponury i kompletnie pusty. Ludzie żyją i bawią się, ale kiedyś babcia powiedziała mi coś ważnego. 

,,Moja mama zawsze powtarzała, że kiedyś życie wyglądało zupełnie inaczej. Ludzie byli szczęśliwsi i mieli plany na całe swoje życie."

Teraz jednak wszystko jest inne. W końcu nie wiadomo, czy dożyjesz jutrzejszego dnia. 
Widziałam już wielu ludzi i naprawdę nic mnie już nie zaskoczy. Do dziś pewnie istnieją tacy, którzy uważają, że Syndrom to kara zesłana przez Boga, który miał dość tego, że tak bardzo niszczymy tą planetę. 

Cóż to też może być prawda, bo sama choroba dotyka tylko ludzi, a na inne zwierzęta po prostu nie zachorują na to. Świat po prostu chce pozbyć się ludzi.

- Jesteśmy.- powiedział ciemnooki, a ja wysiadłam z pojazdu i popatrzyłam na mały domek, z dość sporym ogrodem.

Podeszliśmy do drzwi i zadzwoniliśmy dzwonkiem. Przez chwilę nic się nie działo, ale drzwi otworzyły się po jakoś dziesięciu minutach. Za nimi stała staruszka, która miło się do nas uśmiechała.

- W czym mogę służyć?- spytała.

- Chcielibyśmy porozmawiać o Stephani Tedol.


Witajcie

Jakoś tak to napisałam. Postanowiłam, że rozdziały będą tak raz na miesiąc, bo nie mam zbytnio czasu.

Pozdrawiam Makoto

Syndrom LalkiWhere stories live. Discover now