Le Trente-septième Chapitre

1.2K 134 137
                                    

*patetycznie* Jest dwudziesty siódmy maja, poniedziałek - ten czas, na który wszyscy czekali. TO na co wszyscy czekali.. nadeszło...

Nie, nie chodzi mi tylko o rozdział, który niewątpliwie jest jednym z tych dłuższych. Oto, co przed Tobą, mój drogi Czytelniku, to prawda. Pytanie tylko, jak ,,Tomasz'' zareaguje ^^

Herbatka kojarzy mi się z szalonym Kapelusznikiem (być może ktoś mi coś dodał do mojej herbatki jeżynowej, gdy pisałam ten rozdział - cuda i dziwy)

Noooo, ale mimo wszystko! Uważam, że to jeden z tych lepszych rozdziałów/momentów!

(Dla tego liczę na spam komentarzy i dużo votes) [P.S. Żadoruję komentarze, a zwłaszcza odpowiadać na nie].

Moim marzeniem jest, by wszyscy ukryci czytelnicy ujawnili się tutaj <33333

Powtarzam, że mamy poniedziałek; niech ten rozdział da wam energię na cały tydzień 💪

~Votre Beti ;***

Wybiła osiemnasta, dlatego Adeline stwierdziła, że już czas skończyć tę farsę. Godzina obecności na zbiorowej herbatce jej rocznika i miała zdecydowanie dość. Jednak pojawienie się jej na tym co tygodniowym ,,wydarzeniu'' (niczym Klub Ślimaka w Hogwarcie) było w dobrym smaku.

Przeprosiła grzecznie, wymówiła się zmęczeniem i odprowadzona przez przynajmniej połowę zebranych - wyszła z przytulnego saloniku. Naprawdę przytulnego; kominek na przeciwko drzwi nadawał całego klimatu. Ciepły ogień kontrastował z zimnym błękitem puf, na których siedzieli. A małe stoliki z ciemnego drewna były rozmieszczone po całym pomieszczeniu, po którym też rozłożony był śnieżnobiały, puchaty dywan. Jednakże dość miała atmosfery i samej herbaty.

Zdążyła wejść na drugie piętro, minąć Salę Wieków, i przejść kolejne schody, kiedy skąd z nikąd silna ręka pociągnęła ją do starej, nieużywanej już, sali muzycznej. Nie byłaby sobą, gdyby nie pisnęła, a jej ,,porywacz'' nie byłby sobą, gdyby nie przyciągnął jej do siebie i nie zakrył ust. Drzwi zamknęły się za pomocą magii.

Ta sama magia owinęła się wokół niej niczym bezpieczny, znajomy kokon. Rozluźniła się, a kiedy to zrobiła, i Riddle postanowił ją puścić.

-Dobrze się bawiłaś moim kosztem? - zapytał zimno. Otworzyła szerzej oczy; jeszcze nigdy nie mówił do niej takim tonem.

-A więc, nadszedł już ten czas na wyjaśnienia? - odpowiedziała pytaniem. Kiwnęła głową i na chwilę uciekła wzrokiem od jego palącego spojrzenia, by zebrać myśli. - Naiwnie sądziłam, że w innych krajach znajdę kogoś, kto nie będzie patrzył na mnie przez pryzmat nazwiska. Wyglądało jednak na to, że reputacja rodziny wyprzedziła mnie o całe mile. - Wzruszyła ramionami.

Wyglądało na to, że ledwo powstrzymywał się od wyciągnięcia różdżki. Na wszelki wypadek cofnęła się o krok, nie przewidując jednak, że trafi na drzwi. Klamka boleśnie otarła się o jej ranę na plecach. Syknęła, odsuwając się od niej.

-Dlatego postanowiłam zostać aktorem we własnym teatrze, a sceną miało być życie - kontynuowała. Wydawało się nawet, że jej ból nie zrobił na nim wrażenia. - Nawet nie wyobrażasz sobie jak ciężko było przekonać Arlette, żeby kryła mnie przed Madame Flamel. Nie przewidziałam jedynie, że moi rodzice postanowią zjawić się na balu. - Skrzywiła się ponownie. Tom nie wiedział czy to z powodu tej drobnej niedogodności w planie, czy bólu naruszonej rany. - Ale nie byłabym przecież sobą, gdybym nie zrobiła czegoś głupiego, prawda?

Odwróciła się, chcąc złapać za klamkę i wyjść... I w tej samej chwili poczuła różdżkę, która wbiła jej się w żebra (zdala od rany, trzeba przyznać). I ramię, które oplotło ją w pasie.

Adeline | Tom RiddleWhere stories live. Discover now