29 - Koniec

163 7 5
                                    

7 września

-Wyglądasz uroczo w tym mundurku. - Uśmiechnął się, ukazując szereg białych zębów.

-Czy ty się ze mnie właśnie nabijasz? - Zwężyłam oczy, spoglądając na mój czerowny ubiór. Pogładziłam go, nie mogąc uwierzyć w to, że dziś rozpoczynam naukę w nowej szkole. Na dodatek od dwóch dni mieszkam z Shey'em, który póki co, rzeczywiście jest w stosunku do mnie w porządku.

Brunet wstał z łóżka, podchodząc do mnie. Złapał mnie w talii, zbliżając się do mnie.

-Ja? - zapytał, udając że nie wie o co chodzi - Nigdy.

-Shey, zaraz się spóźnię! - pisnęłam, spoglądając na godzinę. Chłopak zaśmiał się, zdając sobie sprawę, że poniekąd w tym momencie od niego uciekam.

-Podwiozę cię. - Mrugnął, niechętnie puszczając mnie.

-Po co? Mogę się przejść. To dosyć blisko.

-Niech wszyscy widzą, że masz chłopaka i nie mogą do ciebie nawet startować. - zażartował.

-Mogą cię również uznać za mojego brata. - Uśmiechnęłam się chytrze.

-Uwierz, nie uznają. Żaden brat nie patrzy tak na swoją siostrzyczkę. - Cmoknął mnie w usta, biegnąc do wyjścia.

-Zboczeniec! - fuknęłam, śmiejąc się.

Wyszłam z domu, zamykając go na klucz. Ruszyłam w stronę auta Shey'a, który siedział już za kierownicą, grzebiąc coś w radiu. W końcu wyłączył je, wzdychając. Zajęłam miejsce obok niego, zapinając pas.

-Możemy ruszać, braciszku.

-Renee, Renee. - Pokręcił głową, wkładając kluczyk do stacyjki. Gwałtownie ruszył, tym samym powodując u mnie niemal zawał serca. Nagle umieścił swoją dużą dłoń na mojej nodze, sunąc nią w górę i dół. - Kiedyś się doigrasz. - powiedział, zatapiając się w swoich myślach.

Poczułam przypływ odwagi. Położyłam rękę na jego nadgarstku, czując miłe mrowienie.

-Nie mogę się tego doczekać.

Brunet odchrząknął, wyraźnie zaskoczony tym, co powiedziałam. Chciał mnie zawstydzić, a wyszło jak wyszło.

Nastała cisza, a ja postanowiłam w końcu poruszyć temat osoby, o której nie słyszałam już od dawna i nie mam pojęcia co się z nią dzieję.

-Co się stało z Johnem? - niemal szepnęłam.

Shey zmarszczył brwi, a z jego mimiki twarzy dostrzegłam, że walczy z tym, aby nie wybuchnąć.

-Aż tak cię on interesuje? - syknął.

-Za morderstwo możesz pójść siedzieć. - mruknęłam, niepokojąc się.

-Proszę cię. - Zaśmiał się sztucznie - Skoro jest tak, jak mówisz, w takim razie już dawno powinienem pójść za kratki.

Spojrzałam na niego zszokowana. Wiedziałam, że krzywdził. Wiedziałam. Ale zabijanie? Czy to go zadowala?

-Przestań, nie wygaduj bzdur. - Zdjęłam swoją dłoń z jego.

-Jak sobie życzysz, kuzyneczko. - odezwał się złośliwie.

Nie będę się więcej bać. Nie będę się więcej wahać. Muszę wiedzieć.

-Co z nim zrobiliście? Odpowiedz. - rzuciłam stanowczo.

-Zrobiliście?

-Ty i twoi kumple. Już ich zdążyłam poznać, jak byś nie zauważył.

-Ci idioci nawet nie potrafią pilnować wroga.

i will never let you go✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz