(hej! wiem, długo mnie nie było, dlatego połączyłam dwa rozdziały w jeden i troszkę tego więcej ♥)
Jungkook wręcz pokładał się ze śmiechu, pchając przed siebie wózek z połową Taehyunga wewnątrz. Starszy wisiał zgięty w pół na ramie i wierzgał nogami, nie umiejąc powiedzieć, dlaczego zamiast martwić się o wygraną czy skupiać na odnajdywaniu karteczek, on tak po prostu wydurniał się ze swoim narzeczonym. I nie umiał się gniewać, gdy Jungkook nawet nie czekał, aż ten całkowicie wskoczy do wózka i się w nim wygodnie umości, tylko od razu sprintem ruszył w stronę labiryntu, ignorując krzywe oraz zszokowane spojrzenia rywali.
– Gukkie, zaraz się uduszę! – sapnął Kim, którego twarz przez pozycje w jakiej się znajdował powoli zaczęła przypominać napuchniętą truskawkę. A ciągły śmiech wcale nie pomagał w powstrzymaniu nagłej zadyszki. – I nie znajdziemy żadnych kartek!
– Jedna wisiała na samym początku, jeszcze tylko dwie – odpowiedział młodszy, odpychając się od ziemi z całych sił. Przeniósł ciężar ciała na wózek, uniósł stopy do góry i tak zwyczajnie zamknął oczy. Rozpędzeni mknęli przed siebie, nie mając pojęcia, co tak właściwie wyrabiają, i nawet kiedy z impetem zderzyli się z jedną z chwiejnych ścian, dobry humor ani na moment ich nie opuścił. Zamiast tego zaczęli śmiać się jeszcze głośniej, gdy sterta siana po prostu się na nich zawaliła, a reszta uczestników kiwała głowami, jakby nie dowierzając, że ta dwójka postawiła sobie tak pajacować podczas samego finału.
– Guk! Karteczki! – krzyknął nagle brunet, ścierając z policzków łzy rozbawienia. Wywalił z koszyka siano i dumnie uniósł dwie kartki z serduszkami, szerząc się przy tym od ucha do ucha. Cóż, jak widać opłacało się wygłupiać, bo nim się obejrzeli, czekało na nich wyjście z labiryntu, a tylko jedna para wykonała to zadanie szybciej od nich.
Taehyung otworzył usta ze zdziwienia, bo prędzej spodziewałby się zobaczyć przed sobą Hoseoka i Yeri, a nie wspinających się na drzewo Jimina z Yoongim. Jednak skłamałby mówiąc, że ten widok go nie cieszył, zwłaszcza gdy widział skupienie i motywację na ich twarzach.
– Dasz radę czy potrzebujesz pomocy? – zapytał Jungkook, kiedy jeden z techników w pośpiechu zapinał ich uprzęże. Taehyung na to pytanie pokręcił głową i uśmiechnął się rozbrajająco, bo mimo wszystko troska narzeczonego za każdym razem roztapiała mu serce. – Na pewno się nie cykasz?
– Już raz to zrobiłem, teraz też sobie poradzę – mruknął całkowicie szczerze, bo tak, miał lęk wysokości, ale miał też przy sobie Jungkooka, który nigdy nie pozwoliłby, by stała się mu jakakolwiek krzywda. Wiedział, że w razie czego jego silne ramiona uchroniłyby go przed upadkiem, a opanowany szept i słowa otuchy przed stchórzeniem. Taehyung nie był tchórzem. Już nie.
(Oczywiście, chroniące przed upadkiem uprzęże także stanowiły swego rodzaju zapewnienie o braku ryzyka, jednak Taehyung zdecydowanie bardziej ufał przyszłemu mężowi, niżeli jakimś napiętym linkom.)
CZYTASZ
i hate u express ﻬ taekook
FanfictionJungkook i Taehyung są od kilku miesięcy rozwiedzeni. I kiedy wszystko zaczyna się powoli układać, los splata ich drogi ponownie w popularnym programie rozrywkowym. mocny fluff i trochę angstu; raczej komedia, ale mimo przewijającego się raka, to o...