12

4.3K 293 138
                                    

Nie wiedziałam, co się dzieje.

Jungkook dawno zniknął, zostawiając mi bałagan emocji.

Jakie to miało znaczenie?

Nie powinien mnie ignorować?

Każdy dotyk... sugestia... a następnie ujawnienie tak ważnej informacji.

Co on robi?

Zignorował moje istnienie, sprawiając, że w jednej chwili czuję się bezwartościowa... a potem... Dotknęłam dolnej wargi, gdzie był jego kciuk.

Nie zdawałam się, że drżę, dopóki nie przygryzłam języka.

Cóż, przynajmniej odzyskałam głos.

Sprzątając pomieszczenie z myślami obciążonymi Jungkookiem, nie zauważyłam postaci, która po cichu wyszła, będąc świadkiem całej sceny.



Zanim dotarłam do dormu, było już po dwunastej.

Było cicho, więc pomyślałam, że wszyscy śpią.

Czując się trochę spragniona po całej "zabawie", poszłam do kuchni, by zobaczyć, że wszystkie naczynia są brudne.

Byłam bliska łez.

Dzisiaj była kolej Miny. Podzieliłyśmy obowiązki na tury, ale jakimś cudem wszystkie wypadały na mnie.

Wycierając łzy, odkręciłam kran, a mój umysł zataczał się przy odrabianiu lekcji.

Zgaduję, że dzisiaj zarwę nockę...

Skończyłam myć naczynia i odrabiać moją pracę domową, gdy zobaczyłam światło przedostające się przez okno.

Był już ranek.

Westchnęłam, spakowałam torbę i poszłam się przygotować.

— Ej! Nie okupuj łazienki tak wcześnie! Szybciej. – Haeyeon uderzyła w drzwi.

Szybko umyłam zęby i wyszłam. Przeszła obok mnie mamrocząc, wyraźnie zirytowana moją egzystencją, ale nie miałam nawet siły powiedzieć 'przepraszam'.

— Whoa, kto pozmywał wszystkie naczynia? – zapytała Mina, niczym bezwstydna rozpustnica, uśmiechając się także bezwstydnie.

— No kto? Y/n. – powiedziała Minjoo, przewracając oczami na Minę, która spojrzała na mnie, niespecjalnie wdzięczna.

— Cóż, powinna zapłacić za swoje czyny.

Podciągnęłam skarpetki i powiedziałam;

— Idę. – po czym podniosłam swoją torbę.

Wszystkie się uspokoiły, gdy wyszłam z pokoju i skierowałam się do drzwi. 

Tak. Skończyłam. Mów, co chcesz, przestanę walczyć. Jestem zmęczona. Bardzo zmęczona.

Mimo to mój nos drgnął w oczekiwaniu na łzy i chciałam cisnąć w niego pięścią.

— Mogłabyś choć raz nie płakać? – powiedziałam do siebie zirytowana, idąc ulicą.

Potem zatrzymałam się, żeby zobaczyć, jak Jungkook wychodzi ze swojego dormu i idzie w moją stronę.

Cholera, wiedziałam, że po tej namiętnej scenie nastąpi ta niezręczna faza.

Mam czekać, aż mnie dogoni czy odejść, jakby nic się nie stało?

Aish, już za późno, stałaś tutaj PATRZĄC na niego zbyt długo podejmując decyzję! Teraz tylko się uśmiechnij i powiedz cześć, kiedy się do ciebie zbliży. Dla-

Ale moja ręka zamarła w powietrzu, gdy dosłownie minął mnie, nawet nie patrząc na moją twarz.

— Cześć... – opuściło moje usta, gdy już go nie było.

Co?

Nie widział mnie?

Nie, to niemożliwe. Po spektakularnej pozie, którą zrobiłam, na pewno nie jeden astronauta strzelił sobie facepalma w swój szklany hełm.

... czy on znowu mnie zignorował?

Zakpiłam, jeszcze bardziej zraniona.

Czy on myśli, że jestem jakimś psem, którego może pieścić, kiedy chce, a potem kopnąć, bo jest zbyt brzydki?

Wiem, że zrezygnowałam z walki i rozmowy z kimkolwiek... Powinnam pozwolić mu odejść.

Ale z tymi cholernymi łzami i wszystkim, moje postanowienie się rozpadło i ruszyłam w jego kierunku.

OH BOŻE JEGO DŁUGIE NOGI! 

Szłam kilka minut i spojrzałam na odległość, którą pokonał.

W końcu dotarłam do niego.

— Hej. – powiedziałam sapiąc i dysząc. 

Albo mnie nie usłyszał, albo, co gorsza, zignorował mnie.

Granica mojej tolerancji została już przekroczona, więc złapałam go za ramię i obróciłam.

— Ja... – fuknęłam. – powiedziałam – wciąż dyszałam. – HEJ! – powiedziałam ze złością, choć całe sapanie i dyszenie sprawiło, że brzmiałam raczej jak szczeniak.

Patrzył na mnie, najwyraźniej wstrząśnięty moją śmiałością.

Staliśmy więc, patrząc na siebie, gdy odzyskałam wiatry.

Podniosłam palec w geście 'moment', gdy jego usta drgnęły. Nie wiedziałam nawet dlaczego, a astronauci patrzyli z góry, jak wkurzona byłam.

— Wiesz, nie zamierzam nawet pytać, co oznacza twoje zachowanie, – zaczęłam.

— I dobrze, bo nie oznacza nic. – powiedział, zanim udało mi się dokończyć i wydawało mi się, że ktoś rzucił właśnie we mnie nieistniejącymi orzechami tak mocno, że zabrakło mi tchu - ale to z innego powodu.

Ściskając koszulę nad sercem, ponieważ w tym momencie fizycznie mnie bolało, powiedziałam przez zaciśnięte zęby:

— Więc przestań bawić się mną jak głupcem, za którego mnie bierzesz. Nie jestem twoją dziwką, żebyś przychodził, kiedy chcesz, a potem ignorował mnie jak jakiś brud. Byłabym wdzięczna, gdyby twój sławny tyłek zachowywał dystans. – i zbuntowane łzy wypłynęły.

Nie ośmieliłam się spojrzeć na jego twarz, bo inaczej bym się załamała.

A teraz przeszłam obok posągu, którym był.

Może członkinie mojej grupy byłyby milsze, może moje życie nie rozpadłoby się, może spałabym choć trochę, gdybym nie przepadła dla niego.

Ale teraz...

Cała frustracja opuściła moje ciało.

Ale dlaczego ból nie zniknął?

Czy kiedykolwiek przestanę cierpieć?




you're still not my biasOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz