neuf

207 21 15
                                    

Buru od razu po wróceniu do domu pożegnał się z koleżanką. Po nakarmieniu kotka, położył go na fotelu. Ułożył dziewczynę do spania i udał się do własnego łóżka. Stało się tak, gdyż w drodze z remizy natrafił na swoich dawnych kumpli. Skutkowało to zmęczeniem i wypiciem dwóch piw. Nic więc dziwnego, że nie chciało mu się z nikim rozmawiać. Chciał tylko zasnąć pod swoją ciepłą kołdrą. O dziwo, nie zapomniał zamknąć domu na klucz. Po zaśnięciu, nic nie było w stanie go obudzić.

Obudził go dopiero dzwonek do drzwi. Wstał leniwie z łóżka i zaczął iść w ich stronę. Będąc w piżamie, ziewnął. Po chwili chwycił za klamkę i otworzył przybyszowi. Okazało się, że przed nim stoją Remy i Patricia. Oboje krzyknęli: "cent ans"*. Uśmiechnął się, mimo złego humoru i wpuścił ich do środka.

- Jesteśmy tylko na chwilę zostawić prezenty i idziemy do pracy - poinformowała kobieta.

- Nalegam, żebyście zostali. Kawy, herbaty?

- Wybacz, stary. Szef mnie zwolni jak nie będę na czas, ale przyjdziemy jeszcze o siódmej albo ósmej - zapewnił Remy.

- Och, no dobra.

Goście zostawili prezenty, złożyli życzenia i wyszli. On natomiast zdziwił się ich ilością. Nagle pod nogi wskoczył mu kotek. Zaczął miauczeć, więc mężczyzna udał się do kuchni. Nakarmił zwierzę i wrócił do pokoju przywdziać coś przyzwoitego. W końcu to dzisiaj o ósmej musiał stawić się w pracy. Włożył do kieszeni spodni portfel z dokumentami i poszedł zrobić śniadanie. Miał jeszcze dwie godziny, ale nie chciał wracać do łóżka. Po przygotowaniu jajecznicy, wyjął szklanki, do których nalał wody. Zaniósł to wszystko i położył na stolik kawowy. Zastał obudzoną już dziewczynę. Uśmiechnął się do niej i posadził tak, by nie spadła. Spojrzał na prezenty leżące u progu. Z związku z tym, że były w liczbie trzech, zapytał:

- Jeden od ciebie?

- Tak. Joyeux anniversaire**.

- Dzięki.

Podszedł do opakowań. Wziął wszystkie i wrócił na krzesło, na którym usiadł.

- Rozpakuje je teraz. Nie masz nic przeciwko?

- Jasne, że nie.

Buru wyjął z pierwszego prezentu skarpety i parę bokserek. Zawstydził się trochę, ale kontynuował rozpakowywanie. Dalej wyjął kartkę z życzeniami od Remy'ego. Zaśmiał się, czytając ją. W drugim prezencie był elegancki garnitur od Patrici i wyjaśnienie: "Żebyś miał w czym podrywać studentki ^_^". Jego śmiech ponownie zagościł w pomieszczeniu. Kiedy oglądał ostatni prezent, uśmiechnął się wesoło do Léi. Dziewczyna odwzajemniła uśmiech. Wyjął z torby białą koszulkę. Napis na niej rozśmieszył go do łez. Nie mógł przestać się śmiać. Jego napad zaraził i blondynkę. Śmiali się tak, dopóki James nie przestał. Nagle na jego kolana wskoczył rudy kot. Pogłaskał go.

- Dziękuję ci.

- Nie ma za co. Skąd masz tego kota?

- Znalazłem go w śmieciach, jak ciebie i stwierdziłem, że będzie świetnym towarzyszem, gdy będę wychodził do pracy.

- Dzięki. No to masz jakieś szczególne życzenia? W końcu masz dziś urodziny.

- Zastanówmy się chwilę.

Czarnoskóry zaczął myśleć. Czego mógłby chcieć od sparaliżowanej nastolatki? Głaskając kotka, rozmyślał nad życzeniem. Po chwili wpadł na genialny pomysł.

- Chcę wiedzieć, co robiłaś w śmieciach.

Od razu przestała się uśmiechać. Spojrzała na niego, jakby chciała się upewnić, że na pewno wypowiedział te słowa. Wzięła głęboki oddech i stwierdziła, że skoro są jego urodziny, to mu powie. Wiedziała, że ta informacja będzie przykra, mimo to nie chciała jego litości ani słów pocieszenia.

- Nie chcę psuć ci urodzin.

- Nie no. Powiedz.

- No dobrze... Powiedzmy, że wszystko zaczęło się od kłamstw. Jednak odpowiadając na twoje pytanie, leżałam i czekałam na śmierć. Rodzice po trzech miesiącach od paraliżu, oddali mnie do sierocińca. Oni z kolei po miesiącu stwierdzili, że się mnie pozbędą. Po prostu dla nich wszystkich byłam problemem. Trudnym do utrzymania pasożytem. No i to tyle. Już w sumie się z tym pogodziłam, dlatego nie musisz nic mówić. I wiedz, że nadal nie rozumiem, dlaczego trzy dni temu mnie wyciągnąłeś. Jak możesz chcieć dla mnie dobrze, skoro się nie znamy...

- Ale się poznajemy. Nie martw się. Już nikt cię nie wyrzuci. Może i jesteś pasożytem, ale strasznie miłym oraz uroczym.

Zaczął się śmiać. Może to była dość nietypowa reakcja na odpowiedź dziewczyny, ale dała jej ulgę. Wreszcie poczuła się jak w domu, mimo że siedziała na kanapie u wciąż obcego mężczyzny. Poczuła ochotę, by nie był dla niej obcym, lecz przyjacielem, starszym bratem lub wujkiem. Tak dawno nie doświadczyła tak skrajnie niebezpiecznych uczuć. Przecież ten człowiek wciąż mógł odebrać jej życie, a ona zapragnęła go lepiej poznać.

*Sto lat
**Wszystkiego najlepszego

Dzisiejszy rozdział dedykowany Deputy_Devil, była setną gwiazdką w tejże książce. Dziękuję ❤

OpiekunWhere stories live. Discover now