2.

116 12 4
                                    

Maisie wyrwało ze snu głośne pukanie do drzwi. Przerażona poderwała się do siadu. Nie chciała, aby ktoś ją przyłapał. To byłby skandal na całe miasto, gdyby ktoś zauważył panienkę z niezbyt zamożnego domu, w łóżku chłopaka z tak bogatej i szanowanej rodziny. Nie pomogłyby tłumaczenia, że nie robili nic niestosownego, a jedynie chciała pomóc przyjacielowi.
Zatem szybko i cicho zarazem, wyskoczyła z łóżka, a następnie podbiegła w stronę łazienki, gdzie się zatrzasnęła.

- Paniczu Murron? - zabrzmiał subtelny, kobiecy głos.

Liam obudził się dopiero, gdy kobieta jeszcze mocniej uderzyła w drzwi. Zaspany poderwał się z miejsca i w popłochu podbiegł do komody, skąd wyciągnął pierwsze spodnie i koszulę, jakie wpadły mu w ręce. Szybko się ubrał, chcąc osłonić rany, po czym podszedł do drzwi i przekręcił klucz w zamku.
Zaspany otworzył drzwi jednej z młodszych gosposi, pracujących w willi, pozwalając jej wejść do pokoju.

- Dzień dobry, paniczu - uśmiechnęła się ciepło, pewnie chodząc do środka.

Podeszła do masywnej komody, z ciemnego drewna, po czym postawiła na niej tacę, na której znajdowało się śniadanie.

- Prosiłem, abyś zwracała się do mnie po imieniu, Aggie - przetarł piekące i wciąż zaspane oczy.

- Nie wypada mi się do pana zwracać na ty.

- Jesteśmy w zbliżonym wieku - uśmiechnął się słabo - To trochę dziwne, że mówisz do mnie "proszę pana", albo "paniczu Murron". Mów mi po prostu Liam.

- Pójdźmy na kompromis. Będę mówić "paniczu Liam" - zachichotała nieśmiało - Życzę smacznego - ruszyła do drzwi - I radzę się pospieszyć, bo znowu się pan spóźni na zajęcia.

Młodzieniec odetchnął głęboko, gdy Aggie zamknęła za sobą drzwi. Podskoczył zaskoczony, gdy usłyszał zgrzyt klamki, za plecami. Obrócił się w stronę łazienki, z której wyjrzała Maisie.

- Dobrze się spało, paniczu Liam? - zarechotała, krzyżując ręce na piersi.

Chłopak uśmiechnął się słabo, przewracając przy tym oczami. Miał przeczucie, że Maisie długo będzie mu dokuczać i złośliwie, nazywać go paniczem.
Przeciągnął się, ziewając.

- Niezbyt - rozmasował odrętwiały kark - Wszystko mnie boli...

Maisie podeszła do niego, po czym dotknęła jego czoła, a następnie policzka.

- Nie masz już gorączki - stwierdziła, odsuwając się - Pokaż rany.

Liam zamknął drzwi na klucz, bojąc się, że ktoś wparuje do pokoju. Nie chciał, aby ktoś zobaczył jego poszarpane plecy.

- Ej, nie każę ci się rozbierać do naga - zarechotała Maisie, patrząc na niego wymownie.

Młodzieniec poszerzył uśmieszek, na krótką chwilę. Uśmiech zniknął mu z ust, a na twarz wkradł się smutek i wyczerpanie.

- Coś nie tak? - spytała dziewczyna.

- Nie, nie. Tylko jakoś taki zmęczony jestem... - znów przetarł oczy - Jakbym w ogóle nie przespał tych paru godzin... - sapnął, w końcu ściągając koszulę.

Maisie wytrzeszczyła oczy, patrząc na jego tors. Liam był szczupły, wręcz suchy i nie słynął z siły. Lecz coś się zmieniło. Jego sylwetka nabrała masy, a mięśnie stały się widoczne, robiąc wrażenie na damskim oku. W ciągu jednej nocy, chłopak przestał wyglądać jak żywy szkielet.
Dziewczyna zdziwiła się jeszcze bardziej, gdy Liam obrócił się, okazując jej rany. A raczej blade blizny i resztki strupów.

- To niemożliwe... - podeszła do niego i dla pewności dotknęła miejsca, gdzie jeszcze parę godzin temu, znajdowała się potworna rysa - Boli?

- Nie - obejrzał się - Coś nie tak?

- Liam... - Maisie spojrzała na niego z lekkim niepokojem - Zostały tylko blizny.

- Że co? - zdziwiony, poszedł do łazienki, chcąc spojrzeć w lustro.

Po chwili zabrzmiał jego krzyk, pełen przerażenia i zdumienia. Blady ze strachu wypadł z pomieszczenia i spojrzał na Maisie, jakby liczył, że zdoła mu logicznie wytłumaczyć, to co się działo.
Po chwili wlepił spojrzenie w bandaż na jego ręce. Drżącą dłonią zaczął rozwijać opatrunek. Serce podeszło mu do gardła, kiedy zamiast szarpanych ran po kłach zobaczył jedynie blade blizny. Nogi się pod nim ugięły. Podszedł do łóżka, po czym usiadł krawędzi i podparł głowę.

- To się nie dzieje, prawda? To tylko zły sen.

- Nie, Liam - Maisie ukucnęła przy nim i położyła rękę na jego kolanie - To wszystko prawda. Choć sama jestem zdziwiona i nie za bardzo mogę pojąć, to co się dzieje, mogę cię zapewnić, że to wszystko dzieje się naprawdę. A teraz powiedz mi jeszcze raz, wszystko po kolei. Co się stało tamtej nocy?

- Mówiłem ci, że nie wiele pamiętam. Tylko urywki.

- Może być i to. Mów. Może uda się to jakoś posklejać w logiczną całość.

- Pamiętam ognisko. Była ta czerwona pełnia.

- To zaćmienie, Liam... - ugryzła się w język - Nie ważne. Mów dalej.

- Byłaś tam?

- Nie. Bałam się, że ojciec się zorientuje, jeśli się wymknę.

- Nie pamiętam nawet kto tam był...

- To nie ważne. Mów co się działo dalej.

- Piliśmy i piliśmy, aż skończyło się wszystko co mieliśmy. Było późno i zimno. Wszyscy zaczęli się rozchodzić, ale ja jeszcze siedziałem i patrzyłem jak ognisko powoli wygasa. Nie pamiętam, czy z kimś byłem i po co zostałem. Ale w końcu wstałem i ruszyłem jedną ze ścieżek. Chciałem wrócić do domu.

- Trochę zły kierunek obrałeś, skoro wywlokło się aż do torów.

- Wiem, ale wierz mi byłem w kiepskim stanie, bo nie pamiętam połowy zabawy, ani jak daleko zaszedłem. A potem... Wycie... Coś zawyło.

- Wilk?

- Coś innego. Znaczy to coś wyglądało trochę jak wilk, ale był wielki, a jego ciało było jakieś takie dziwne.

- Co masz na myśli?

- Był mocno zgarbiony. Miał długie kończyny, a przednie łapy, wyglądały trochę jak...

- Jak?

Liam zmarszczył brwi. Przed oczami znów miał wielką łapę, uzbrojoną w ostre pazury, które mogły go rozszarpać na strzępy.

- Jak dłoń. Zdeformowana, ludzka dłoń... - podniósł rękę, jakby nagle oparł o coś przed sobą - Była dużo większa, ale miała podobny kształt i kończyły ją wielkie pazury - opuścił rękę i znów zaczął się zastanawiać - To coś miało czarne futro i krzywe zębiska.

- Miało pysk, czy twarz?

- Pysk. Wielki, wilczy pysk i potworne, czerwone oczy, które ciągle mnie dręczą... To coś się na mnie rzuciło. Nie wiem dlaczego. Zacząłem uciekać, omal mnie nie dopadł i ale zdołał mnie ugryźć i zadrapać. A resztę już znasz.

- Wiesz, że to co mówisz, brzmi jakby zaatakował cię stwór z bajek, dla niegrzecznych dzieci?

- Wiem... Ale przysięgam, że to coś widziałem.

- Wierzę ci. Twoje rany wyglądały, jak zadane przez zwierzę, ale żadne nam znane.

- To co? Zaatakował mnie jakiś stwór z legend?

- A jak to inaczej wyjaśnisz?

- Nie wiem... Chyba nie chcę tego wyjaśniać... Chcę zapomnieć o tej nocy i o tym co się stało. Nie chcę już o tym rozmawiać i tego rozpamiętywać. Chcę znowu żyć normalnie.

- Skoro tego chcesz, to nie będziemy więcej o tym rozmawiać. I wiem, jak możesz rozpocząć powrót do rzeczywistości?

- Jak?

- Idąc do szkoły. Zbieraj manatki i chodź, bo się spóźnimy.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Sep 17, 2019 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

WilkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz