Rozdział siedemnasty

1.9K 157 64
                                    



Wichura nie ustąpiła, można nawet pokusić się o stwierdzenie, że wiało z tą samą, jeśli nie większą siłą, co rano. Zmuszony koniecznością Harry, chcąc nie chcąc musiał przespać w domu jeszcze przynajmniej tę jedną noc. Draco tylko na niego patrzył, kiedy chłopak z wyrzutem oznajmił mu, że idzie sam, że on nie jest mu potrzebny. Nie odezwali się do siebie ani słowem podczas szykowania do snu. Jedynym towarzyszącym im dźwiękiem był gwizd wiatru na zewnątrz i szum grającego w tle radia. Oprócz tego, w pokoju panowała tylko nieprzyjemna, paradoksalnie drażniąca uszy gorzej, niż najgorszy hałas cisza. Harry zgasił światło i położył się na swojej połowie łóżka, plecami do Dracona. On też odwrócił się do niego tyłem, ale żaden z nich nie dał rady usnąć przez kolejne kilkanaście długich minut. I oboje dobrze wiedzieli, że ten drugi też nie śpi.

Milczenie w takiej sytuacji było im po prostu na rękę.

Wsłuchiwali się w swoje równe oddechy, wpatrując się w ściany i myśleli. Oboje dużo myśleli i na tyle intensywnie, że gdyby się nie pilnowali, na pewno któryś w końcu rzuciłby coś w stylu: „Hej, bo tak się zastanawiam...", bo podświadomie chciałby poznać opinię drugiego chłopaka na ten temat. I to pewnie z powodu tej intensywności swoich rozmyślań, nawet nie bardzo zastanawiali się nad tym, co tak właściwie robią.

Westchnęli równo i odwrócili się na drugi bok, a ich spojrzenia skrzyżowały się w jednej, dramatycznej sekundzie wylewając na nich kubły wyimaginowanej, ale lodowatej jak żywa wody. Ich serca natychmiast przyspieszyły. Trochę dlatego, że zupełnie nie spodziewali się takiej konfrontacji i zdecydowanie nie o tej porze, ale może też trochę dlatego, że nie mogli oderwać od siebie wzroku i już na pewno nie mieli pojęcia, co mogliby powiedzieć. Harry pierwszy odwrócił spojrzenie; a Draco wiedziony instynktem wysunął rękę przed siebie i przesunął nią od łokcia do barku chłopaka, naciągając na niego kołdrę. Kiedy brunet ponownie podniósł na niego zaszklone oczy, Ślizgon poczuł, jak coś trafia w jego serce. Co on sobie wcześniej myślał, żeby tak po prostu przemilczeć fakt, że Harry chce od niego odejść? Co zrobiłby rano, gdyby okazało się, że już nie może go powstrzymać? Pomachałby mu w progu chusteczką, jak te wszystkie panienki, które żegnały swoich mężów idących na wojnę? Chociaż to porównanie miało jakiś sens- podobnie jak w tamtych przypadkach, oni również mogliby się już nie spotkać. No bo jaką mógł mieć pewność, że spotkają się cali i zdrowi w Hogwarcie? Że ani on, ani Harry nie zginą podczas swojej wędrówki? No właśnie- żadną pewność. Miał tylko obawy. Mnóstwo obaw, które dopiero teraz dobrały się do jego zasobów świadomości i wyciągnęły je z najgłębszych zakamarków jego umysłu, sprawiając, że wreszcie oprzytomniał.

Westchnął głęboko i zamrugał intensywnie, żeby pozbyć się łez balansujących na jego jasnych rzęsach. Spojrzał na Harry'ego, tak uroczego w swojej nieporadności, kiedy zwinął dłonie w pięści i próbował pozbyć się łez ze swoich policzków, ale to niewiele dawało, bo zaraz przybywały nowe i zajmowały miejsce swoich poprzedniczek. Draco uniósł dłoń i dotknął jego rozgrzanego policzka, kciukiem wycierając mokre ślady. Gryfon wzdrygnął się, zaskoczony nagłym dotykiem i ponownie podniósł na niego przestraszony wzrok. Natychmiast się uspokoił, gdy zobaczył znajomą twarz, zupełnie jakby obawiał się zobaczyć kogoś, kto mógłby go w jakikolwiek sposób skrzywdzić.

— Chodź — szepnął nagle blondyn i delikatnie otworzył ramiona, w które niemalże od razu wpadł zapłakany chłopak. Draco położył się na plecach i otoczył go ramionami. — Dlaczego płaczesz? Przecież wszystko w porząd-

— Nie jest w porządku! — podniósł się na przedramionach, by zawisnąć nad blondynem i krzyknął, zupełnie zapominając, gdzie są.

Home | Drarry fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz