[ AFURO TERUMI ENDING ]

907 82 37
                                    

[ THIRD PERSON POV ]

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

[ THIRD PERSON POV ]

AFURO TERUMI był chłopcem zagubionym we własnych ambicjach. Chciał lśnić najjaśniej, stać najwyżej — przypieczętować czymś swoją egzystencję, pokazać, że potrafi robić rzeczy niezwykłe, wprost niewiarygodne. Że jeśli tylko mu się zachce, mógłby zdobyć cały świat i jeszcze więcej. Jednak droga na szczyt bywa kręta i wyboista, a skoro można ją nieco skrócić, dlaczego by z tego nie skorzystać?

Tak właśnie myślał, gdy po raz pierwszy wziął do ust napój, który miał podarować mu siłę bogów. I choć podświadomie zdawał sobie sprawę ze szkodliwości swoich czynów, ekscytacja związana z podniesieniem szans na zwycięstwo była większa niż rozsądek. Przepływająca przez jego żyły energia była wręcz uzależniająca. Aphrodi nawet nie miał pojęcia, w którym momencie zaczął ubóstwiać to marne uczucie, wywyższając je ponad własne umiejętności i trening, a nawet drużynę.

Pierwszy wygrany mecz był gwoździem do trumny zatracenia. Władza, którą posiadał na boisku, dawała mu chore poczucie satysfakcji. Łatwość, z jaką miażdżył przeciwników, była dla niego igraszką. Już wkrótce futbol przestał być pasją — stał się testem wytrzymałości. Nieważne, ile razy strzelił gola. Ciągle czuł niedosyt.

Radosna utopia Afuro rozwijała się z każdą kolejną rozgrywką, a cień za jego plecami stawał się coraz większy, czego początkowo nie dostrzegał. Dopiero po starciu z potęgą miłości do sportu zrozumiał, że jego nieskazitelnie białe skrzydła skalała ciemność.

Endou Mamoru — bo tak nazywał się jego przeciwnik — był absolutnie niepowtarzalny. Jego wola walki i niezłomność ducha przyprawiały Terumiego o mdłości. Nieważne, ile razy upadł, za każdym razem się podnosił. A z każdym powstaniem, Aphrodi zdawał się spadać coraz niżej.

Przyznanie się do porażki nie należało do rzeczy łatwych, szczególnie dla kogoś tak dumnego, jak Afuro. Gwizdek bezlitośnie dźwięczał mu w uszach, niczym symbol kary za jego winy. Gdy upadł na murawę, wycieńczony, jakby wróciła mu świadomość. Spostrzegł, jak destrukcyjne były jego działania. Kurtyna opadła, odsłaniając załamaną drużynę Zeusa — obraz, który będzie mu towarzyszył każdego dnia.

Raimon był dla niego swoistą formą terapii. Chciał choć częściowo zrozumieć entuzjazm Endou, na nowo odkryć w sobie miłość do owego sporu. Jednak piętno ciągnęło się za nim niczym cień, a każde kopnięcie piłki przypominało mu, jak bardzo zawiódł swoich przyjaciół. Nie dość, że wpakował ich w zamieszanie z niebezpiecznym napojem, to zaraz po turnieju odszedł z drużyny. Wcale nie chciał przenieść się do Raimona z powodu jego zwycięskiej passy; raczej uznał się za niegodnego dowodzenia zespołem Zeusa. Nie chciał okrywać ich złą sławą, bo zdawał sobie sprawę z potencjału, jaki w sobie nosili.

METEOR BOY  ➜ inazuma elevenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz