Rozdział 21

401 20 7
                                    


Kilka minut później stałam już przed drzwiami do domu Matteo. Zadzwoniłam dzwonkiem i chwilę później drzwi się otworzyły. Przede mną stała gospodyni państwa Balsano- Ariel.
-Dzień dobry, przyszłam do Matteo. Jest może w domu?
-Tak, zaraz go zawołam. Proszę wejść.
Powiedziała kobieta w średnim wieku i otworzyła przede mną szerzej drzwi. Weszłam do salonu i usiadłam na dużej jasnej sofie, stojącej na środku pomieszczenia.
-Luna? Co tutaj robisz?
Usłyszałam głos mojego przyjaciela i skierowałam wzrok w stronę schodów, na których szczycie stał Matteo, ubrany w granatowe spodnie z dziurami, T-shirt w biało- czerwone paski oraz szare trampki z nadrukiem.

-Luna? Co tutaj robisz?Usłyszałam głos mojego przyjaciela i skierowałam wzrok w stronę schodów, na których szczycie stał Matteo, ubrany w granatowe spodnie z dziurami, T-shirt w biało- czerwone paski oraz szare trampki z nadrukiem

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

-Musimy porozmawiać.
-Niby o czym?
Zapytał i zaczął powoli iść w moim kierunku.
-Jest coś, co musisz wiedzieć o Sabrinie.
-Luna, nie chcę się bawić w twoją gierkę. To nie ma sensu. Oboje wiemy, że jej nie trawisz i zrobisz wszystko, żeby zniszczyć nasz związek.
-To nie tak. Zależy mi wyłącznie na twoim szczęściu, a z nią nigdy nie będziesz szczęśliwy.
Ona cię wykorzystuje, żeby się na mnie odegrać.
-Luna skończ, mam tego dość. Przestań się wtrącać w moje życie.
-Nie wierzę, jak możesz być taki ślepy. Ona do cholery miała romans z dyrektorem jej byłej szkoły, dlatego tutaj przyjechała.
-Już ci mówiłem, że nie wierzę w żadne twoje słowo.
-Powinieneś, bo mam na to dowody.
Powiedziałam i sięgnęłam do torebki, żeby wyciągnąć z niej mój telefon.
-Nie chcę nic oglądać, ufam mojej dziewczynie.
-Matteo....
Powiedziałam, błagalnym tonem.
-Myślę, że powinnaś już iść.
Odpowiedział i podszedł do drzwi, które przede mną otworzył.
Spuściłam wzrok na ziemię i powoli wycofałam się z domu bruneta.

Wróciłam do siebie i rzuciłam się zrezygnowana na łóżko.
Nie miałam już kompletnie pomysłu, jak uświadomić przyjaciela, że jego dziewczyna to szatan w ludzkim wydaniu. Przekręciłam się na brzuch i spojrzałam na stojące na szafce nocnej zdjęcie.
Nie do wiary, jak jedna niewłaściwa osoba może zrujnować przyjaźń, która miała trwać na zawsze. Podniosłam się z łóżka i wyjęłam z kieszeni telefon, żeby zadzwonić do Niny. Ona jedyna umiała mi zawsze doradzić, nie żebym umniejszała rolę Ambar w moim życiu, ale ona głównie zajmuje się głupotami typu moda czy faceci. Nina twardo stąpa po ziemi i patrzy na wszystko z logicznego punktu widzenia.
-Słucham.
Usłyszałam zaspany głos przyjaciółki.
-Obudziłam cię?
Zapytałam.
-Spokojnie, odsypiałam tylko lot.
-W porządku.
Powiedziałam i westchnęłam głośno.
-Co jest?
-Klapa, Matteo nie uwierzył w żadne moje słowo, nawet nie chciał zobaczyć zdjęć.
-Ta szmata mu do końca mózg wyprała.
-Wiem. Myślałam, że tak daleko to nie zaszło.
-Zostaw to, sam się niedługo przekona, że jego anioł, to diabeł w przebraniu. Kiedyś noga się jej powinie.
-Mam nadzieję. Muszę już kończyć, bo mamy jakąś idiotyczną kolację rodzinną.
-Jasne, to do zobaczenia jutro w szkole.
-No pa.
Pożegnałam się z przyjaciółką i zakończyłam połączenie.
Wstałam z łóżka i skierowałam się w kierunku garderoby, z jednej z szaf wyjęłam jeansową sukienkę na szelki do której dobrałam biały T-shirt.
Całości dopełniły białe trampki oraz szminka w intensywnie czerwonym odcieniu. Przeczesałam moje potargane włosy, które od dawna nie były już na poważnej regeneracji w salonie fryzjerskim i wyszłam z pokoju. Powolnym krokiem, nie odrywając wzroku od mojej komórki, udałam się do jadalni. Stojący na środku, duży podłużny stół był cały zastawiony różnymi daniami. Zajęłam miejsce naprzeciwko mojego ojca, który miał dziwnie zamyśloną minę.
-Wszystko w porządku?
Zapytałam ojca i nalałam sobie do szklanki trochę soku pomarańczowego.
-Tak, wszystko gra.
Powiedział i podniósł na mnie wzrok.
-A więc, czemu jesteś taki zamyślony?
Zapytałam.
Mężczyzna zrobił duży wdech i poprawił się na krześle.
-Kochani, muszę Wam o czymś powiedzieć.
Zakomunikował mój ojciec, a ja poczułam w środku jakieś dziwne zakłopotanie.
-Jak pewnie wszyscy wiecie, moje wydawnictwo, to znaczy nasze, od dłuższego czasu starało się o bardzo dobry kontrakt z jednym z bardzo płodnych pisarzy.
-I?
Zapytałam wyczekująco.
-No i muszę Wam powiedzieć, że mamy to!
Zawołał mój tata, a na mojej twarzy natychmiast pojawił się szeroki uśmiech. Szybko wstałam z krzesła i podeszłam do niego, żeby mocno go przytulić.
-Gratulacje Tato, wiedziałam, że ten kontrakt będzie twój.
-Dziękuję, córeczko.
Powiedział, a ja wróciłam na swoje miejsce.
-Tak się cieszę!
Zawołała moja macocha i o mało nie usiadła mojemu ojcu, dupą na twarzy.
-No się nie dziwię, będziesz miała więcej kasy do wydania.
Wyszeptałam pod nosem.
-Mówiłaś coś?
Zapytał mój tata.
-Nic ważnego, po prostu głośno myślę. Powiedziałam, a mężczyzna porozumiewawczo skinął głową.
-W związku z tym, chciałbym Was poinformować, że jutro w sali balowej hotelu Palacio Duhau, odbędzie się wystawny bankiet.
-Jak to?
Zapytała Sabrina, o której obecności zdążyłam już zapomnieć.
-No normalnie tępaku.
Odpowiedziałam i rzuciłam w jej kierunku pogardliwe spojrzenie.
Ta dziewczyna już samą swoją obecnością doprowadza mnie do szewskiej pasji, a jak już się odezwie, to dosłownie mam ochotę urwać jej łeb.
-Przecież jutro ma przylecieć moja mama.
-Tak, doskonale o tym pamiętam. Twoja mama będzie musiała zaczekać.
Odpowiedział mój ojciec, a na twarzy Sabriny pojawił się grymas.
-Jak to zaczekać? Nie rozumiem...
-No się nie dziwię.
Powiedziałam i natychmiast poczułam na sobie palące spojrzenie mojego ojca.
-Luna, zachowuj się, proszę. Chociaż raz chcę zjeść kolację w spokoju.
-W porządku.
Powiedziałam.
-A co do twojej matki, to i tak wykazałem się ogromną wspaniałomyślnością, gdy nie wyrzuciłem Cię z domu, gdy poznałem prawdę. Kilka godzin twojej matki nie zbawi.
Powiedział, a ja o mało nie wybuchnęłam śmiechem. Gdybym tylko mogła, nagrałabym tę rozmowę i ustawiła sobie jako dzwonek.
-Tak czy inaczej, przyjęcie jest jutro o 18:00. Luna, proszę, żebyś pomogła kuzynce się przygotować.
-A co? Kuzyneczka wieśniara nie wie, jak ubrać się na uroczysty bankiet?
-Luna...
Powiedziała siedząca obok mojego ojca Sofia.
-W porządku, ale potrzebna mi będzie kasa. Muszę jechać na zakupy, bo ona w żadną moją sukienkę się nie wciśnie.
-W porządku, zaraz ci zrobię przelew na konto.
-Bosko.
Powiedziałam i zabrałam się za jedzenie. Skoro mój tatuś prosi mnie, żebym zajęła się Sabriną, to spełnię jego prośbę. Moja kuzyneczka zostanie miss smrodowa wielkiego.

Destiny ||LUTTEO||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz