I lost who I am [1/2]

1.2K 37 10
                                    

d a r k n e s s

a n g e r

s a d n e s s

e v i l

w e a k n e s s

s o l i t u d e

h o p e

[1 BBY]

Ezra otworzył oczy, uświadamiając sobie, że prawdopodobnie zasnął podczas medytacji. Zdarzało mu się to raczej rzadko, o wiele częściej takie sytuacje miały miejsce w przeszłości, gdy Kanan przez całe dnie zlecał mu ćwiczenia fizyczne, a wieczorami wspólnie kontemplowali. Chłopakowi nie raz zdarzyło się zdrzemnąć podczas tych chwil, i choć jego mistrz nieraz miał do niego wyrzuty, tak z czasem wreszcie zrozumiał.

Osiemnastolatek rozejrzał się wokół, dostrzegając, że jest jedyną osobą, która znajduje się w kajucie. Uśmiechnął się delikatnie, jednak gest ten nie pozostał przez długi czas na jego twarzy. Zawsze wydawało mu się, że jest raczej optymistą, prawie wszystko szło mu gładko, mimo przeciwności losu, zawsze potrafił jakoś wybrnąć z nawet najbardziej beznadziejnej sytuacji. Nawet, gdy jeszcze mieszkał sam.
Później wszystko się zmieniło. Zyskał rodzinę, osoby, które były w stanie wiele poświęcić, by mógł żyć w czasach owianych wymarzonym przez niego pokojem.
I wtedy, zupełnie nagle stracił mistrza. Osobę, która wprowadziła go w świat rycerzy Jedi, która nauczyła go tylu rzeczy. Przyjaciela, który trzymał go po Jasnej stronie.

Kanan Jarrus poświęcił własne życie nie tylko, by ratować przyjaciół, ale także, by powstrzymać Imperium. Hera wspominała kiedyś, że nie zawsze taki był, nie zawsze widział cel w dołączaniu do rebelii, w walce z o wiele potężniejszym wrogiem. Jednak wszystko się zmieniło.

Caleb Dume, znany jako Kanan Jarrus zginął. Za przyjaciół, za rebelię, za Lothal, za wolność. Niszcząc składy paliwa powstrzymał rozrost Imperium. Wykonał misję.
Do końca swojego życia był wierny nie tylko Jasnej stronie, ale i samemu sobie. Ufał ideałom, które zostały mu nakreślone już w dzieciństwie, ufał im w kolejnych latach, umarł za nie zbyt wcześnie. Zbyt niespodziewanie.

Kanan Jarrus zginął.
I pamięć o nim ucichła. Tak przynajmniej myślał Ezra. Od śmierci jego mistrza minęło kilka dni, nikt od czasu powrotu do bazy nie zająknął o nim. Nie wspominano o nim głośno, jakby bojąc się poruszyć jakąś wrażliwą strunę.

Ezra czuł żal do przyjaciół, do członków własnej, rozbitej chwilowo rodziny. Myślał, że po śmierci Kanana nie będą potrafili żyć tak jak dawniej, a jednak rebelia wciąż ruszała do przodu. Próbowała powstać z kolan. Chłopak czuł, że to o wiele za mało. Nie wystarczy tylko chcieć, trzeba też coś zrobić, wykonać jakiś krok. A oni? Oni zatrzymali się w miejscu. 

Kanan Jarrus zginął, a wraz z nim zgasła jedna z iskier, która trzymała ich razem. 

***


— Ezra, słuchasz w ogóle? — zapytała Sabine, patrząc na niego karcąco.

Zebranie trwało od kilkunastu minut, jednak nie potrafił skupić się na poruszanych kwestiach. Jego myśli były zupełnie gdzieś indziej, z dala od planów i rozmów na temat dalszego ataku na Imperium.

— Taa... możesz kontynuować — rzucił jednak, a dziewczyna nie drążyła tematu.

Oboje od kilku dni trzymali się na dystans. Sabine starała się nie zwracać na to uwagi. Podobnie jak Hera pogrążyła się w pracy i obmyślaniu nowych strategi, byle zająć czymś myśli. Wydarzenia ostatnich dni bardzo nią wstrząsnęły, choć starała się tego nie okazywać. Do tej pory miała przed oczami Kanana. Wiedziała, że to wspomnienie pozostanie z nią prawdopodobnie już na zawsze, a więc im szybciej się z tym pogodzi, tym szybciej wróci do siebie.

I'll show you the stars || star warsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz