Rozdział dwudziesty trzeci

1.7K 121 13
                                    




Milczeli jeszcze przez jakiś czas, a żadne z nich nie wiedziało, jak powinno zacząć rozmowę z kimś, z kim nigdy wcześniej się tego nie robiło. Ich wcześniejsze konfrontacje polegały z grubsza na wzajemnym znoszeniu swojego towarzystwa, czasem rzucając jakąś kąśliwą uwagą. Hermiona musiała bardzo dokładnie schować swoją dumę do kieszeni, żeby nie wygonić ich z pomieszczenia. Starała się, by choć na chwilę zapomnieć o tych wszystkich okropnościach, jakich się nasłuchała od Ślizgonów. Harry był w tej chwili dla niej ważniejszy. W końcu odezwała się, niepewnie sięgając po niepotrzebny stos papierów zawalający stół.

— Jest już późno, może chcecie... chcecie jakąś kawę, czy coś w tym stylu?

Szatynka z małym uśmiechem zaobserwowała nagłe ożywienie w ich ciemnych oczach. I tu ich ma! Ślizgoni słynęli w całym Hogwarcie ze swojej miłości do tego napoju, więc to było sprytne posunięcie na początek pokojowej znajomości. Gryfonka nie była mściwa. Pamiętała, ale była w stanie zrobić tyle, by uratować swojego przyjaciela. Poza tym, kto wie? Może oni wcale nie musieli być tacy źli, jak ich malowano?

— Chętnie. Pomogę ci.

Propozycja pomocy od kogoś takiego jak Pansy była jeszcze bardziej zaskakująca, niż sama jej obecność w tym miejscu, ale Hermiona nie narzekała. Uniosła delikatnie brwi, w myślach gratulując sobie przyjęcia takiej postawy. Przekazała naręcze dokładnie przeskanowanych zwojów i książek Ronowi, który jęknął pod ich ciężarem, ale posłusznie odniósł wszystko, co dziewczyna uznała za zbędne na regał, gdy one oddaliły się, by przygotować napoje.

Gdy kawa była już zaparzona, a uchwyty czerwonych kubków zniknęły w dłoniach Hogwartczyków, usiedli ponownie przy stole. Ron wskazał palcem miejsce na otwartej stronie książki znajdującej się najbliżej niego, tym samym po raz pierwszy angażując się jakkolwiek w to nieoczekiwane spotkanie. Hermiona musiała odrobinę wygiąć szyję, by zobaczyć, co chłopak miał na myśli, a kiedy po dodatkowym zmrużeniu oczu dostrzegła nazwę starej wioski, zapisaną jej pismem na marginesie, westchnęła cicho. Może i ją znali, ale czy to miało jakiekolwiek znaczenie w tej chwili?

— Wiemy, że Harry był tam jeszcze w poniedziałek — odezwał się, zaskakująco spokojnie. Jego towarzyszka spodziewała się bardziej rozedrganego głosu i nieskłonności do jakichkolwiek interakcji ze Ślizgonami, ale taki obrót wydarzeń zdecydowanie bardziej jej odpowiadał. Oznaczał, że jednak nie będzie w tym sama. — Wczoraj wieczorem byłem u Dumbledore'a i pokazał mi dokładnie to samo miejsce, więc na razie się nie przemieścił. Mam nadzieję, że w takim razie zostanie tam jeszcze przez jakiś czas.

Hermiona momentalnie zwróciła na niego spojrzenie.

— Byłeś u dyrektora? — spytała, może trochę zbyt gwałtownie. Nie lubiła wychodzić na niedoinformowaną. — Czemu nic mi nie powiedziałeś?

Pansy i Blaise zamilkli. Zatopili wargi w ciepłym napoju i przyjrzeli się nazwie jeszcze raz. Chłopak nawet zsunął się z kanapy, by przyklęknąć przy stole i pochylić się nad nim w stronę książki. Nagle między Gryfonami zapanowała nerwowa atmosfera.

— Chciałem ci powiedzieć, ale ciągle mi przerywałaś, kiedy próbowałem.

Spojrzał na nią, próbując telepatycznie przekazać jej, że Ślizgoni nie powinni być świadkami ich ostrzejszej wymiany zdań. Szatynka fuknęła tylko, w myślach przyznając mu rację. To nie był czas na kłótnie.

— Lepiej powiedz, czy mówił coś jeszcze.

— Nic. Nadal twierdzi, że pojechał tam, by się leczyć.

Dziewczyny sapnęły wrogo w tym samym momencie, po czym spojrzały na siebie trochę skołowane, ale z nieśmiałymi uśmiechami na wargach. To było co najmniej dziwne, że były w jakiejś kwestii, chociaż tak małej i nieznaczącej, podobne. Blaise westchnął ciężko i wczołgał się z powrotem na miękki mebel.

Home | Drarry fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz