Mando'ad draar digu

638 13 2
                                    

Mando'ad draar digu 
Mandalorianin nigdy nie zapomina
~ mandaloriańskie przysłowie


     Bo-Katan spojrzała głęboko w oczy Sabine Wren, dostrzegając w nich determinację, ale i głęboko skrywany strach. Nie mogła przyjąć od niej mrocznego miecza. Już raz udowodniono jej, że nie potrafi zastąpić swojej siostry. 
     Spuściła wzrok, wzdychając ciężko.

— Nie jestem moją siostrą, nie jestem taka jak ona — powiedziała cicho, po czym wyminęła młodą Mandaloriankę. Sabine spuściła wzrok, przygryzając dolną wargę. Bo-Katan zawahała się, przystając nagle obok niej. — Wybacz mi, ale nie mogę was poprowadzić — dodała jedynie szeptem.

— Nie możesz czy nie chcesz? — zapytała z wyrzutem Sabine. Popatrzyła na kobietę lodowatym spojrzeniem, przeszywającym niemalże na wylot. Była członkini Watahy Śmierci skrzyżowała z nią wzrok, nic nie mówiąc. — Tylko tchórze uciekają przed odpowiedzialnością.

— Ty też zwiałaś, nie pamiętasz? — odparła atak Bo-Katan, uderzając w słaby punkt dziewczyny. Ta nie odpowiedziała, pozwalając odejść starszej Mandaloriance.

     Bo-Katan weszła do ciemnego budynku wraz ze swoimi ludźmi, Fenn'em Rau'em oraz jednym z Jedi. Nie odezwała się ani słowem, choć czuła taką potrzebę. Chciała to wszystko wytłumaczyć. Tylko po co? By znów uznano ją za niegodną, za zdrajczynię?

     Wojny Klonów już dawno dobiegły końca, ale walka jeszcze się nie skończyła. Bo-Katan wciąż była gotowa stanąć w obronie własnego domu. Widząc te opustoszałe równiny, nie mogła uwierzyć jak diametralnie zmieniła się planeta przez te wszystkie lata. Ciągłe walki na tych ziemiach przyniosły jedynie ból i stratę, nie przyniosły jednak ulgi.
     Klany od czasu do czasu napadały na siebie, niszczyły dziedzictwo, walcząc o dominację i pozycje społeczną.
     W imię czego?

     Bo-Katan została wychowana na wojowniczkę. Podobnie jak Sabine Wren. Obie pochodziły z godnych, dobrze usytuowanych klanów. I obie o coś walczyły, w imię czegoś o wiele potężniejszego niż śmierć. Walczyły o wolność.
     Każda z nich miała swój interes, by doprowadzić tę batalię do końca, by zakończyć toczącą się latami wojnę. I choć różniły się od siebie diametralnie, tak połączył je wspólny cel - ocalenie domu.
     Mandalora podniesie się z kolan, wzniesie się ponad popiół.
     Muszą jedynie trochę o nią zawalczyć. Muszą coś zmienić, zaczynając od siebie samych.

Jesteś siostrą Satine, prawda?

     Satine Kryze była pacyfistką.
     Bo-Katan całkowicie różniła się od swojej siostry. Nigdy nie wybrałaby pokojowego nastawienia w stosunku do innych planet i kultur. Dołączając do Watahy Śmierci, przysięgła walczyć o Mandalorę w starym, dobrym stylu. Głęboko wierzyła, że jedynie siłą da się zdobyć to, czego się pragnie.
      Czasami przychodziły chwile, gdy powątpiewała we własną siostrę. Z nadzieją wypatrywała dni, kiedy staną ramię w ramię na polu walki i stoczą ostateczną bitwę o wolność Mandalory. Ale ten dzień nie nadszedł.
     Satine Kryze zginęła.

     Bo-Katan przez całe życie nie czuła się taka samotna jak właśnie wtedy, gdy informacja o śmierci jej siostry ujrzała światło dzienne. Całymi latami walczyła przeciwko jej rządom u boku Pre Vizsli. Jednak dopiero po jej śmierci uświadomiła sobie jak bardzo brakowało jej Satine. Brakowało jej starszej siostry, która mogłaby coś jej doradzić, podać pomocną dłoń lub zwyczajnie przy niej być. Bo-Katan czasami myślała o tym, czy oby na pewno podjęła dobrą decyzję zakładając własną grupę Nocnych Sów, walczącą o obalenie własnej siostry, by następnie wcielić tę grupę do Watahy Śmierci. Wtedy prawdopodobnie nie zdawała sobie sprawy, że śmierć Satine uderzy aż tak mocno. Mogła być niepokonaną wojowniczką, bojowniczą o pokój, ale przede wszystkim była człowiekiem z krwi i kości. Człowiekiem, który czuł strach i cierpienie, który odczuwał stratę.

     Sabine Wren nazwała ją tchórzem.
     Bo-Katan mogła się jej sprzeciwić, mogła się nie zgodzić, ale czy rzeczywiście tego chciała? Nie było sensu uciekania przed przeszłością i przed czynami, których się dokonało. Za czasów Wojen Klonów zrobiła wszystko, by ratować dom, który tak bardzo kochała. Nawet jeśli było to za mało, to musiało wystarczyć, by wyrwać planetę z rąk separatystów.
     Nie stchórzyła.
     Postawiła się.
     A to czy wygrała mogli ocenić jedynie świadkowie minionych lat. I ocenią to kolejne pokolenia.

     Mandalorianin nigdy nie zapomina.
     Nie zapomina o swoich przodkach, o członkach własnego klanu, o dziedzictwie, które ukryte jest we wnętrzu.
     Mandalorianin kieruje się honorem, gotowy jest poświęcić własne życie w jego imię.
     Walka jest sensem życia. Zarówno walka z pomocą siły, jak i słowa.
     Mandalorianin nie ucieka. Stawia czoła przeciwnościom, ginie dla dobra sprawy.

Bo-Katan nie chciała już uciekać.
Już nigdy więcej.

***

— Posiadasz mądrość rządzących, nie oddałabym Mrocznego Miecza nikomu, poza tobą — powiedziała Sabine, patrząc w oczy kobiety. — Wielu myśli tak samo — dodała młoda Mandalorianka, a Bo-Katan spojrzała na Ursę, która przytaknęła, zgadzając się tym samym ze słowami córki.

     Teraz miała szansę wszystko naprawić.

— Klan Vizsla jest z tobą.
— Klan Rook jest z tobą.
— Klan Eldar jest z tobą.
— Klan Kryze jest z tobą.
— Obrońcy również są z tobą.
— Klan Wren jest z tobą.

— W końcu wiem, dlaczego miecz trafił w moje ręce. Stało się tak, bym mogła przekazać go tobie — wyznała Sabine, przekazując broń prawowitej władczyni, kobiecie, która poprowadzi Mandalorian do zwycięstwa.

— Przyjmuję to ostrze z szacunku do siostry, mojego klanu oraz wszystkich Mandalorian!

     Wysunęła ostrze, widząc jak wojownicy oddają jej hołd. Czuła jak odpowiedzialność osiada na jej barkach, ale była gotowa na walkę. Walkę, która przyniesie wolność.

Mandalora przetrwa.
Zawsze tak było i zawsze będzie. 

 

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
I'll show you the stars || star warsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz