one hundred and twenty-three

3.8K 200 86
                                    

Wraz z przekroczeniem progu hali gimnastycznej, na której to regularnie odbywały się mecze koszykówki, dłonie Jisunga zaczęły się niekontrolowanie trząść. Nie rozumiał strachu przed tym z pozoru głupim sportem, lecz nawet jeśli nie chciał, to lęk nakręcał się w nim, z każdą chwilą popychając w ramiona ataku paniki. Nie chciał, by Hyunjin znowu zobaczył go w tym stanie, by po raz kolejny jego lęki z nim wygrały. Hwang miał poniekąd rację — cały czas robił z Hanem to, co uwielbiał młodszy z nich, dbał o niego i był w stanie oddać mu całe swoje serce. Jisung też chciał w końcu dać coś od siebie, chociaż raz zrobić to, co kochał wyższy, nawet jeśli kosztowało go tak wiele strachu.

Starał się być silny i nie pokazywać po sobie tego, jak wielka wojna zaczynała się toczyć w jego sercu. Część niego chciała uciec jak najdalej stamtąd, druga zaś nakazywała mu zostać i zagrać w kosza, nawet jeśli się tego bał. Problem tkwił w tym, że nie miał bladego pojęcia, której ze stron powinien posłuchać.

Szedł za starszym chłopakiem, który to z kolei przemierzał salę dziarskim krokiem. Jak zwykle biła od niego pozytywna energia i dobrze było widać po nim, iż cieszył się z ich dzisiejszych planów. Naprawdę chciał pokazać swojemu chłopakowi to, co kochał, od trochę innej strony. Nie chciał pod żadnym pozorem zmuszać go do gry w koszykówkę, a jedynie pragnął mu pokazać, dlaczego kochał w nią grać. Zależało mu na tym, by Jisung nie postrzegał jego pasji jako czegoś złego i właśnie dlatego tak bardzo chciał wybrać się tego dnia na boisko. W jego dłoniach znajdowała się pomarańczowa piłka i klucze od hali, które wcześniej dostał trenera. Ich rzeczy zostawili w szatni, a z racji tego, że było już po lekcjach, zostali na sali sami.

Gdy w końcu dotarł na wyznaczone przez siebie miejsce, odłożył telefon i klucze na ławkę. Nadal trzymając piłkę, odwrócił się w stronę młodszego, uśmiechając się szeroko. Naprawdę nie chciał, by ich dzisiejsze spotkanie było dla Hana jedynie karą. Dlatego też gdy tylko zobaczył przerażoną minę niższego, uśmiech samowolnie zniknął z jego twarzy.

— Hey, Sungie — westchnął, odrzucając piłkę na bok i podchodząc bliżej brązowowłosego. — Stało się coś?

Jisung pokiwał szybko głowo, nie potrafiąc wydusić słowa. Nienawidził ataków paniki, których nie był w stanie pokonać samemu. Niczego nie chciał się wyzbyć tak bardzo, jak właśnie nich — wiedział, że był w stanie oddać naprawdę wiele, by nie panikować przy najprostszych czynnościach. Hyunjin ułożył dłonie na jego ramionach, starając się dodać mu trochę otuchy. Wyszło jednakże całkiem inaczej, bowiem niższy spuścił wzrok, nadal nie potrafiąc wydusić chociażby pojedynczego słowa. Jego policzki przybierały różowy kolor, a oddech jak na złość znowu zwalniał.

— Nie, nie, zaraz mi przejdzie — wydukał z trudem, oblizując nerwowo wargi. Serce jak na złość nie chciało przestać uderzać w szybkim tempie, a w przeciwieństwie do tego co mówił, wcale się nie uspokajał.

Na szczęście Hyunjin znał Jisunga już na tyle dobrze, by wiedzieć, co się działo. Szybko zrozumiał, że kolejny atak paniki zaczynał ogarniać ciało młodszego, dlatego też uklęknął, ujmując w dłonie te mniejsze, Hana. Ścisnął delikatnie jego dłonie, przecierając kciukami jego miękką skórę.

— Sungie, spójrz na mnie — rzekł łagodnie. Jisung niepewnie przeniósł zaszklone spojrzenie na czarnowłosego. — Co się dzieje? Wiesz, że jeśli nie chcesz grać, to nie musimy. Po prostu powiedz, a możemy wrócić do domu.

Brązowowłosy wyciągnął jedną dłoń z uścisku Hwanga, następnie przecierając jej wierzchem zaszklone oczy. Pociągnął nosem, odwracając wzrok od twarzy czarnowłosego. Patrzenie mu w oczy za bardzo go zawstydzało, by był w stanie to znieść.

— Przepraszam — załkał. — Jestem do niczego. Masz rację, ciągle robimy to, co ja chcę. Poświęcasz się dla mnie, robisz wszystko, bym czuł się dobrze, a ja nie umiem nawet zagrać z tobą w koszykówkę. Naprawdę chcę to z tobą zrobić, ale się boję. Dlaczego ja muszę się bać dosłownie wszystkiego?

Hyunjin momentalnie poderwał się do góry, układając dłonie na ramionach niższego i potrząsając lekko jego ciałem.

— Nawet nie waż mi się tak mówić! — zaanonsował. Ułożył jedną dłoń po podbródkiem młodszego, tym samym zmuszając go do spojrzenia w swoje oczy. — Pod żadnym pozorem nie jesteś do niczego. Ani trochę nie przeszkadza mi fakt, że robimy to, co ty lubisz, a zapewnianie ci komfortu sprawia mi radość. Jeśli nie chcesz grać, to trudno, obejdę się bez tego. Nie chcę grać w kosza, jeśli to ma być wbrew twojej woli.

Jisung pokręcił energicznie głową, nerwowo zagryzając dolną wargę.

— Ale ja chcę — wyszeptał. — Po prostu nie umiem.

Hyunjin uśmiechnął się szczerze, następnie przyciskając swoje wargi do czoła niższego chłopaka. Roztrzepał dłonią jego włosy, jeszcze mocniej pogłębiając róż na policzkach Hana.

— To cię nauczę — zapowiedział. — Co ty na to?

...

Jisungowi szło fatalnie. Na szczęście mimo tego, już ani razu strach nie zagościł na jego twarzy. Coś sprawiało, że dopóki Hyunjin był obok, ciągle podnosząc go na duchu, nie potrafił się poddawać, nawet jeśli większość wyrzucanych  przez niego piłek nie trafiała do kosza. Z czasem przestała się liczyć sama gra, a ważny był jedynie fakt, że obok był Hyunjin.

W pewnym momencie starszy odszedł na chwilę na bok, ponieważ zadzwonił jego telefon, dlatego też Han postanowił wykorzystać ten czas na samotnym rzucaniu do kosza. Stanął w odpowiednim miejscu, które to wcześniej wskazał mu Hwang, a następnie przymierzył się, mimowolnie wystawiając język i rzucając piłkę w kierunku kosza. Jego oczy automatycznie rozszerzyły się, gdy tylko zdał sobie sprawę z tego, se piłka istotnie przeleciała przez obręcz. Uśmiech natychmiast zagościł na jego twarzy, a całe jego ciało obróciło się w kierunku, w którym chwilę wcześniej zniknął czarnowłosy. Od razu zdał sobie jednak sprawę z tego, że Hyunjina tam nie było, lecz nim zdążył jakkolwiek zareagować, znajome ramiona oplotły go w pasie, a ciężka głowa starszego wylądowała na jego ramieniu.

— Pięknie — szepnął wprost do jego ucha, sprawiając tym samym, że wszystkie ruchy oraz proces oddychania Hana ustały. Niższego przeszedł mocny dreszcz, a swój wzrok wbił przed siebie, gdzieś na pomalowaną w szkole barwy ścianę. — Jestem dumny.

Jisung westchnął cicho w momencie, gdy ramiona starszego mocniej owinęły się wokół jego talii. Jego bliskość była tak nagła, lecz zarazem równie przyjemna, co zawsze. Nagle wpadł mu do głowy nieco szalony pomysł, dlatego też postanowił go zrealizować, nim zdążył się rozmyślić.

— Hyunnie — zaczął, przykuwając tym samym uwagę starszego. — A dostanę za to nagrodę?

Z ust starszego uleciał cichutki chichot, a następnie niespodziewanie jego biodra zostały przyciśnięte mocniej do pośladków niższego, co sprawiło, że Han rozszerzył mocniej wargi, z całej siły starając się, by żaden jęk nie uciekł spomiędzy jego ust. Ruch Hwanga był dla niego zaskoczeniem, ale pod żadnym zamiarem nie chciał narzekać — cały ten obrót spraw był zbyt przyjemny, by mógł odmówić.

— Co masz na myśli, słońce? — dopytał, ponawiając swój ruch, co wywołało kolejny nocny dreszcz, który przeszedł wzdłuż kręgosłupa młodszego chłopaka. Czuł obecność czarnowłosego całym swoim ciałem i w tamtym momencie nie miał zamiaru z tego rezygnować.

— Zajmiesz się mną? — wydusił z trudem, gdyż mówienie o tego typu rzeczach nadal nie było dla niego zbyt proste.

I w momencie, gdy wargi Hyunjina spotkały się z miękką skórą na szyi młodszego, Jisung uznał to za pozytywną odpowiedź. Jednak nim zdążył odchylić mocniej głowę, dając tym samym czarnowłosemu większe pole do popisu, ten odsunął się, podziwiając Hana bez jakiejkolwiek dotyku.

— Ale to w domu, kochanie — zaanonsował. — Na boisku mimo wszystko wolę grać w koszykówkę.

...
[1204 słowa]

missclick || hyunsungWhere stories live. Discover now