26

2.3K 97 33
                                    

Riliana

Ponieważ korki na Manhattanie o tej porze były nieludzkie, dotarłam do restauracji z lekkim poślizgiem. Gdy taksówka zatrzymała się pod budynkiem, zapłaciłam kierowcy i w pośpiechu udałam się do środka. Większość moich znajomych z pracy była już na miejscu, więc nie miałam wyboru wolnego stolika. Zajęłam miejsce koło Jacka, który nie cieszył się dobrą reputacją. Był managerem od spraw personalnych, który przy zatrudnianiu stażystek zwracał uwagę na aparycje nie na kwalifikacje i zbyt wiele czasu spędzał na krążeniu koło ich biurek. Nigdy wcześniej nie robił podchodów w moją stronę, ale dziś najwyraźniej nie planował odpuścić nawet i mnie.

- Proszę, jaki mnie zaszczyt spotkał. Piękna kobieta chce usiąść koło mnie. - rzekł, odsuwając mi krzesło.

Uśmiechnęłam się niedbale, próbując zignorować jego zbędny komplement.
Gdy kelner postawiła na stole napoje, Jack ponowił próbę:

- Powinniśmy w poniedziałek iść razem na lunch.- powiedział, muskając palcami moją dłoń. - Mogę udzielić ci kilku cennych rad, zwłaszcza jeśli masz nadzieję pewnego dnia zostać wspólnikiem. Co o tym myślisz Riliano?

Dźwięk mojego imienia sprowadził mnie na ziemie i niemal natychmiast dotarł do mnie sens jego słów.

Po moim trupie pomyślałam, wzdrygając się na skutek jego dotyku.

- Niestety, ale ma już inne plany.

- Co za szkoda. Może innym razem. - dodał, nie mając zamiaru się tak łatwo poddać.

- Może. - odpowiedziałam, niekontrolowanie przewracając oczami i skupiając się na czytaniu menu.

Gdy kelner ponownie doszedł do stolika, ignorując Jacka, złożyłam zamówienie, po czym wyszłam na zewnątrz zapalić.
Nie byłam dziś w dobrym nastroju, ponieważ tęskniłam za Keily, a jej poranne wiadomości dobiły mnie jeszcze bardziej. Jak można być takim podłym, pomyślałam, opierają się o metalową barierkę i zaciągając się dymem papierosowym. Z zamyślenie wyrwał mnie głos Abby, koleżanki z pracy, z którą w sumie nigdy wcześniej nie rozmawiałam. Zazwyczaj nasze pogawędki, jeśli tak to można nazwać, kończyły się na: Dzień dobry. Jak ci minął dzień? I
do widzenia.
Zielono oka szatynka oparła się plecami o barierkę i rzuciła zaniepokojona w moją stronę:

- Hej, nie wyglądasz na szcześliwą.

Odwróciłam się z wolna w jej stronę, zmuszają się na jak najbardziej serdeczny uśmiech, na jaki byłam w stanie się zdobyć.

- Hej, mam zły dzień.

- Pewnie Jack nie daje ci spokoju. - powiedziała, krzywiąc się na jego imię.

- Nie tylko on jest powodem mojego złego nastroju. - odpowiedziałam, czując nieodpartą pokusę, aby z kimś porozmawiać.

Mimo tego, że nigdy wcześniej nie miałam okazji lepiej poznać Abby. Wiedziałam, że podobnie jak ja była w wieloletnim związku z dziewczyną i wyglądała na szczęśliwą.

- Problemy w raju? - spytała ponownie, zmniejszając między nami odległość.

- Można to tak nazwać. - odpowiedziałam, robiąc smutną minę.

- Jeśli chcesz pogadać. Zamieniam się w słuch. Przyrzekam, że nic nikomu nie powiem. - uśmiechnęła się delikatnie w moją stronę, robiąc minę pełną współczucia i troski.

- Tęsknie za moją dziewczyną. - odpowiedziałam, wypuszczając ciepłe powietrze z płuc i jeszcze bardziej się przy tym smucąc.

Abby stanęła wmurowana, uważnie analizując słowa, które właśnie powiedziałam.

Nie przestałam cię kochać ( część 2 )Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz