3.

2.7K 139 13
                                    

Miłość to złożone pojęcie, wielowarstwowe, skomplikowane. Możesz kogoś kochać i nienawidzić jednocześnie. Możesz kochać z troski, z przyzwyczajenia, z wygody.

Możesz też pogubić się w miłości tracąc resztki siebie. Nie lubię o niej myśleć. To powoduje, że zaczynam wątpić w swoje poczucie moralności. Boję się dojść do wniosku, że tak, jestem złą osobą. Zepsutą, zdeprawowaną, doszczętnie złą. Chociaż do tego chyba już doszłam dawno temu - że to właśnie chora miłość pcha mnie do złego. Pogrzebałam gryfońskie ideały, tego jestem pewna. Odwaga i bycie nieustraszonym. Phi! Już dawno powinnam zostać wydziedziczona z zaszczytnego grona byłych Gryfonów. Gdybym posiadała odpowiednią grupę krwi, to jest czystą, Slytherin przyjąłby mnie z otwartymi ramionami. Chociaż nie, Ślizgoni nie znają takiego stanu jak poczucie winy. Biorą to co chcą bez najmniejszych skrupułów, chciwie, pewnie, jakby byli pieprzonymi władcami świata. Czyli jednak nie pasuję nigdzie. Jestem człowiekiem bez tożsamości. Tak, to na pewno to.

- Ziemia do Granger! - Machnięcie drobnej ręki przed twarzą sprowadza mnie do rzeczywistości.

- Przepraszam. - Wyrzucam ze skruchą i uśmiecham się blado, a świdrujące brązowe oczy mrużą się uroczo.

- Nie lubię, gdy ignorujesz moje problemy.

- Wcale nie ignoruję! - Oburzam się teatralnie. - Myślałam tylko o tym jak ugotować pewien eliksir, który...

- Bla, bla, bla. - Ginny przewraca oczami i wymierza we mnie oskarżycielski palec. - Jest weekend, czemu myślisz o robocie?

Wzruszam ramionami, bo kłamstwo już na stałe wpisało się w bycie mną.

To oczywiste, że nie myślałam o produkcji eliksirów. Tylko o pieprzonym Malfoyu. Chyba zaczynam tracić rozum. Ręka aż mnie świerzbi, żeby napisać do niego. Że jestem wolna. Że jego nie będzie przez najbliższy tydzień. Że bardziej niż chętnie się z nim spotkam i pozwolę mu na…

- Jesteś beznadziejną przyjaciółką. - Słyszę obrażony głos i resztkami świadomości próbuję skupić się na pannie Weasley. Na jej słodkim grymasie, oburzeniu wymalowanym w ciepłych oczach, na pięknych malinowych ustach zaciśniętych w wąską kreskę. 

- Myślałam, że mamy to ustalone od dawna. - Mruczę, a ona śmieje się wesoło, bo przecież nie potrafi naprawdę się na mnie złościć.

- Idę do kibelka. Od tego bezproduktywnego gadania sama ze sobą zachciało mi się sikać. - Mówi i podnosi się z kawiarnianego krzesła zostawiając mnie samą.

I już wiem, że przegrałam. To jest silniejsze ode mnie. Ta nieplanowana chwila samotności powoduje, że wprawnie wydobywam telefon z kieszeni i odnajduję enigmatycznie zakodowany kontakt. Potem pospiesznie wystukuję treść wiadomości rozglądając się na boki jakbym właśnie popełniała poważne przestępstwo.

JA

Będziesz wieczorem u siebie?

Szybko wciskam wyślij zanim się rozmyślę. Po sekundzie oczywiście tego żałuję. Zawsze mu wmawiam, że to ostatni raz. Że to koniec. Żeby przestał się wygłupiać z tymi pytaniami o kolejne spotkanie. Chyba bardziej wmawiam sobie niż jemu.

Jestem taka głupia. Jestem… Uzależniona. Uzależniona od tego popieprzenia. Od niego.

Odpisuje mi niemal od razu. To niezwykłe, nawet jak na niego. Czyżby on też się stęsknił?

DM

Czekam o dwudziestej.

Historia pewnej toksyczności - DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz