dix-huit

125 10 10
                                    

Dnia dwudziestego siódmego lutego Buru został obudzony przez Kido. Kot zbliżył się do niego i zaczął go budzić nosem oraz donośnym miauczeniem. Mężczyzna wstał od razu, choć niechętnie. Spojrzał na godzinę i przeklął. Od dwóch godzin powinien rozprowadzać towar wśród stałych klientów. Była trzynasta szesnaście. Jakby tego było mało, musiał zająć się nastolatką, ponieważ Patricia zostawiła go z nią samego przez tydzień. Ubrał się szybko w czarne dresy, wziął z sobą kota i udał się do kuchni. Działał z automatu. Nasypał suchej karmy do miski. Wyjął bułkę oraz mleko i z nimi poszedł do salonu. Zauważył, że dziewczyna już nie spała. Bez słowa ją posadził i nakarmił, by potem bez spojrzenia na nią, zostawić butelkę mleka na stoliku kawowym i wyjść. Nie zauważył, że oblał ją trochę mlekiem. Zapomniał ubrać kurtki. W ekspresowym tempie zszedł ze schodów i popędził w stronę znanego mu parku, w którym zazwyczaj rozprowadzał towar. Prawie go zapomniał, ale ostatecznie go wziął.

Tymczasem Léa zastanawiała się, co musiało się stać, żeby mężczyzna wprost wybiegł z domu. Doszła do wniosku, że pewnie zaspał do pracy.

Buru wrócił po trzech godzinach usatysfakcjonowany z ilości pieniędzy. Wszedł do mieszkania. Udał się w stronę pokoju. Schował pieniądze do skrytki w szufladzie i poszedł do salonu. Usiadł na krześle i spojrzał dziewczynie prosto w oczy.

– Dziękuję, że podzieliłaś się ze mną swoją historią, choć nadal nie wiem, co robiłaś w śmieciach.

– Spoko.

– Wiesz, że boję się kaczek i nie podoba mi się większość kolorów ścian w tym mieszkaniu. Nie masz jednak pojęcia, jak bardzo jestem złym człowiekiem. Sprzedaję narkotyki. Mam kilku stałych klientów, którzy są nieletni. Nie powinienem się zadręczać wyrzutami sumienia. Nie powinienem zastanawiać się, skąd mają pieniądze i jak weszli do tego nałogu, a jednak czasami śnią mi się po nocach. Mam tak odkąd dowiedziałem się, że jeden z tych młodych przedawkował. Było to mniej więcej powodem, dla którego wylądowałem w więzieniu, ponieważ matka tego dziecka zaczęła dochodzenie. Nie miała pojęcia, skąd jej syn miał narkotyki, ale jakoś wpadła na mój trop. Po wyjściu z więzienia nie zamierzałem wracać do sprzedaży. Zaczynałem mieć świadomość, że to jest nielegalne i może mieć fatalne skutki. Nigdy wcześniej tak nie myślałem. Liczyły się tylko pieniądze i to, że mogłem zajarać, kiedy miałem ochotę. Byłem egoistyczny. Niedawno znów wróciłem do sprzedawania, tylko tym razem bardziej dostrzegam ludzi, którzy u mnie kupują. Zastanowiam się ile czasu minie, zanim historia się powtórzy.

– Czekaj... Stąd miałeś pieniądze na wózek?

– Tak.

– To przeze mnie wróciłeś do tego gówna?

– Wyrażaj się. Wbrew pozorom nie przeklinam tak dużo. Szanuję nasz język.

– Masz natychmiast przestać, skoro masz wyrzuty sumienia. Poza tym jesteś strażakiem. Czy to nie wystarczy, żeby zarabiać?

– Dobra. Zmieńmy może temat. Nie powinienem był zaczynać. Nie chcę, żebyś się obwiniała. Już i tak miałaś głupie myśli na początku. Nie chcę, żebyś do nich wracała, słyszysz?

– Tak, ale ja nie chcę, żebyś niszczył sobie życie przez zadręczanie się niezajomymi, których i tak nie ocalisz przed przedawkowaniem.

– Nie przejmuj się mną. Poradzę sobie. A teraz może powiesz, kto wyrzucił cię do śmieci?

– Okej, ale obiecasz, że przestaniesz sprzedawać narkotyki.

– Wyjście z tego jest trudniejsze niż wejście.

– W takim razie będę milczeć.

– Oj, no weź. No dobra. Obiecuję, że z tym skończę.

– Świetnie!

– Czekaj. Odniosę mleko – po odniesieniu na wpół pustej butelki mleka do lodówki James powrócił na krzesło i spojrzał dziewczynie prosto w oczy. – Zamieniam się w słuch.

– Dom dziecka okazał się niezbyt idealnym miejscem dla kogoś takiego jak ja. Nie mieli wystarczająco czasu ani środków, by mnie utrzymać. Myśleli, że wymagam całodobowej opieki, ale uświadomiłeś mi, że tak nie jest. Nie ukrywajmy – poświęcasz mi tyle czasu, ile jesteś w stanie dać, ale wciąż robisz i inne rzeczy, takie jak wybieganie z domu w pośpiechu. Nie mam ci tego za złe, ale to ciekawe. To coś nowego. Może czasem mnie zaniedbujesz, ale muszę nauczyć się z tym żyć.

– To oni cię wyrzucili? Dzwonię po policję!

– Nie jest to najlepszy pomysł. Potrzebujesz dowodów, inaczej ci nie uwierzą.

James zdał sobie sprawę, że dziewczyna miała rację. No może po części. Jego ciekawość została zaspokojona, choć wraz z odpowiedzią na to jedno pytanie na jego miejsce pojawiły się kolejne. Czy mógł coś w tej sprawie zrobić? Nie chciał bezczynnie siedzieć. Wolał dać nauczkę instytucji, w której przebywała szesnastolatka, ale nie miał pojęcia, jak się do tego zabrać.
Nieoczekiwanie jego myśli zaczęli zaprzątać coś innego, a mianowicie wypełnił go nagły strach przed kaczkami. Poczuł ich obecność, a przecież żadnej tam nie było. Zaczął się trząść. Wstał i poszedł otworzyć okno. Wyjął papierosa i zapalił, by okiełznać swoje myśli. Palenie go uspokajało.

– Co się stało? – usłyszał nieco zmartwiony głos Léi.

– Kaczki nas obserwują.

– Masz najdziwniejszą fobie o jakiej kiedykolwiek słyszałam.

Mężczyzna nie skomentował tego. Wciąż próbował się uspokoić i nakierować swoje myśli ku przyjemniejszym. Osiągnął spokój po wypaleniu trzech papierosów, ale na wszelki wypadek zapalił czwartego.

– Dlaczego potrzebuję dowodu. Czy twoje słowa nie wystarczą?

– Nie mogę o tym mówić.

– Czemu?

– To skomplikowane.

Buru zostawił przygaszonego papierosa w popielniczce i wrócił na krzesło. Spojrzał prosto w jej oczy. Dziewczyna spuściła wzrok.

– Boisz się?

– Nie ma czego.

– Więc czemu to skomplikowane?

– Nie pamiętam, który to dom dziecka...

– Nie ma problemu. W naszym mieście są tylko dwa.

– I co zamierzasz zrobić?

– Coś wymyślę.

Rozmowę przerwał im dźwięk telefonu mężczyzny. Odebrał. Został wezwany do pożaru. Uśmiechnął się przepraszająco do dziewczyny i wybiegł z domu. Do remizy miał blisko, więc zdążył ubrać mundur i pojechać z kolegami z pracy na płonące miejsce. Przyjechali na czas. Płonął dom jednorodzinny. Dowiedzieli się, że rodzina bezpiecznie wyszła ze środka, więc nie musieli nikogo ratować. Wystarczyło zgasić ogień zanim się rozprzestrzeni. Akcja nie potrwała długo, ale musieli zostać, by zabezpieczyć teren. Buru czuł się dobrze, gasząc ogień. Czuł się potrzebny i ważny, co utwierdziło go w przekonaniu, że znalazł wymarzoną pracę. Postanowił spróbować po raz kolejny odejść z dilerstwa.

Ktoś tęsknił?
Zawiadamiam, iż mozolnie zbliżamy się ku końcowi^^

OpiekunOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz